poniedziałek, 10 listopada 2014

Epilog

 Des

- Cześć - usłyszałam znajomy głos, na co odwróciłam się i ujrzałam Zayna.
- Uhm, hej - odpowiedziałam. Czułam się nieco niezręcznie.
- Chciałem cię przeprosić... Trochę przegiąłem ostatnio. - powiedział i wbił wzrok w podłogę.
- Dobrze, no w sumie, ja też. Wybacz. - spojrzałam na niego z lekką nieśmiałością.
Chwilę później między nami zapadła cisza. Była trochę niezręczna, ale Zayn postanowił ją przerwać.
- Więc, co zamierzasz teraz robić? - zapytał, ale gdy zobaczył moją zdezorientowaną minę, dodał - No wiesz, skończyłaś szkołę.
- A, no tak. Idę na studia. Um, a ty? - zapytałam.
- Wyjadę. Z Faith postanowiliśmy się wynieść, prawdopodobnie gdzieś za granicę. - powiedział, gdy zapalał papierosa.
- Faith? - zapytałam, chociaż spodziewałam się odpowiedzi, że to ta dziewczyna, z którą przyszedł.
- Moja dziewczyna. - odpowiedział, spoglądając mi tym razem w oczy. - A ty, masz kogoś?
- Och, szczęścia. - powiedziałam.- Um, nie.
I wtedy stało się coś, czego bym się nie podziewała. Zayn popchnął mnie na ścianę za mną i mocno mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek, a on złapał mnie mocniej w talii. To był najbardziej intensywny, najbardziej namiętny pocałunek, jaki kiedykolwiek przeżyłam. Moment później oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się i wyszeptał mi do ucha:
- Żegnaj, Des.
Następnie wrócił do środka, a ja zostałam sama na zewnątrz. Wtedy zrozumiałam, że go kocham.


Koniec



OKEJ WIEC JUZ JEST KONIEC. JAK WSPOMNIALAM PROLOG II CZESCI PT ' DEEPER' DODAM 1 GRUDNIA TEGO ROKU. 
W MIEDZYCZASIE POSTARAM SIE NAPISAC KILKA ROZDZIALOW NA ZAPAS ZEBY DODAWAC JE SZYBCIEJ.
DZIEKUJE WAM WSZYSTKIM ZA WSZYSTKO, ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE, I TE POZYTYWNE I TE NEGATYWNE, DZIEKUJE
CHOLERNIE MI SIE PODOBA TEN EPILOG, NAPRAWDE. TA SCENA POCALUNKU DAYNES JDSBFJKQDBGQ
WIEC TUTAJ NIE MA HAPPY ENDU, ALE WLASNIE WAHAM SIE JAK ZAKONCZYC II CZESC. 
DEEPER BEDZIE PISANY TEZ TUTAJ, NA TYM SAMYM BLOGU. MOGE WAM TROCHE POSPOILEROWAC JESLI CHCECIE, NAPISZCIE W KOMENTARZACH CO CHCIALYBYSCIE WIEDZIEC I JESLI TO BEDZIE DOBRE PYTANIE ( TYPU GDZIE I KIEDY BEDZIE AKCJA, CZY BEDA CI SAMI BOHATEROWIE ITP.) TO ODPOWIEM



LUV YA ALL X


 


Rozdział 56.

// double update - rozdział + epilog //

Zayn

Po wyjściu z kościoła wszyscy mieliśmy pojechać swoimi samochodami do restauracji, gdzie miało być wesele. Razem z Faith, z którą jestem od półtorej tygodnia, poszliśmy do mojego mercedesa.  Otworzyłem jej drzwi, a ona usiadła na miejscu pasażera. Obszedłem auto dookoła i wsiadłem za kierownicę. Położyłem dłonie na udach i westchnąłem głośno. Odwróciłem głowę w stronę mojej dziewczyny i pozostałem w tej pozycji. 
- Co jest, coś nie tak? - zapytała zatroskana.
- Um, nie. Wszystko w porządku, tylko chcę trochę odpocząć. Zestresowałem się byciem drużbą, naprawdę. - uśmiechnąłem się lekko. - Jak ci się podobało? 
- Właściwie to nie wiem, było jak na każdym innym ślubie, ale ta przemowa, um, Lewisa? - zapytała niepewna.
- Louisa. - poprawiłem ją i zaśmiałem się pod nosem.
- Ach, faktycznie. Zapomniałam. - pacnęła się delikatnie w czoło i uśmiechnęła. - Ta przemowa Louisa była cudowna, jest świetnym facetem, tak myślę.
- Ej, mam być zazdrosny? - zapytałem żartobliwie. - Okej, jedziemy?
- Mhm. - potwierdziła i spojrzała za szybę. 
Włożyłem kluczyki w stacyjkę i przekręciłem. Spojrzałem jeszcze raz na brunetkę i uśmiechnąłem się. Była idealna, miała świetny charakter i była cholernie piękna. Dziś miała na sobie kremową rozkloszowaną sukienkę, a jej włosy były rozpuszczone i pofalowane, z kolei usta pomalowała na czerwono. 
Dziesięć minut później samochód stał zaparkowany pod restauracją, a my byliśmy w drodze do środka. Restauracja była bardzo ładna, z przodu, przed wejściem, był taras, a wewnątrz wszystko było w różnych odcieniach beżu. Ściany zdobiły wysokie okna, sięgające od sufitu do podłogi. Przy nich powieszone były kremowe firanki związane kokardami tego samego koloru. 
Kiedy odwiesiliśmy marynarki, rozejrzałem się naokoło. Byli już Lou i Sarah, matka Louisa, kilku jego znajomych bodajże ze studiów i inni ludzie, których nie znam. Razem z Faith podeszliśmy do nowożeńców i złożyliśmy im gratulacje oraz trochę pogadaliśmy. Nagle zza jednej ze ścian wyłoniła się Des i spojrzała na mnie. Nie widzieliśmy się prawie miesiąc. Czy tęsknię za Des? Nie wiem, nie. Nie tęsknię.
 Nadal wyglądała tak samo, ale bardziej elegancko. Była ubrana w jasnofioletową sukienkę, która była z ładnego, lejącego się materiału. Wyprostowane włosy kaskadami opadały na jej ramiona. Wydaje mi się, że je przefarbowała, chyba są ciemniejsze, ale może tylko mi się wydaje.
Louis szturchnął mnie delikatnie, przez co powróciłem do rozmowy. Uśmiechnąłem się do mojej dziewczyny i objąłem ją w talii ramieniem.

Des

Zayn. Stał tam naprzeciw mnie. Patrzył na mnie, a ja na niego. Odkąd ostatnio go widziałam minęły chyba wieki. Jest z jakąś dziewczyną. Bardzo ładna. Ale kim ona jest? Jego koleżanką, przyjaciółką, dziewczyną? Może siostrą? Nie, to odpada, przecież on ją obejmuje.
Od czasu rozmowy z Louisem zaczęłam intensywniej myśleć o Zaynie i o mnie. Ostatecznie doszłam do wniosku, że nie mógł mieć racji. Nie zależało mi na nim. Kiedy teraz zobaczyłam go z tą dziewczyną, nic nie poczułam. Dawniej byłabym zazdrosna, wściekła, nie wiem. Ostatnio poznałam jednego chłopaka, Ashtona. Właściwie, to przypadek, ale jest bardzo miły i uroczy, umówiliśmy się za niedługo na spotkanie.
Odwróciłam się i zajęłam rozmową z którąś z koleżanek Louisa ze studiów.

Cztery godziny później

Wewnątrz budynku stało się niesamowicie gorąco, przez co zrobiło mi się słabo, więc postanowiłam wyjść na chwilę na taras, żeby się przewietrzyć. Chwyciłam szarą marynarkę z wieszaka i popchnęłam drzwi. Kiedy tylko znalazłam się na zewnątrz, od razu wciągnęłam sporą ilość powietrza. Robiłam głębokie wdechy i wydechy. Oparłam się o około metrowy, szary murek.
 Przez ostatnie cztery tygodnie sporo się u mnie zmieniło - skończyłam szkołę, złożyłam podania do kilku uczelni w Nowym Jorku i przestałam zadawać się z dawnymi przyjaciółmi. Powód? Dowiedziałam się, że Victoria od paru tygodni plotkuje o mnie z każdym napotkanym człowiekiem, więc nie miałam zamiaru dłużej się z nią przyjaźnić. Zack wyjechał do Australii, ponieważ siostra jego matki zachorowała na raka i jego rodzina zamieszkała w owym kraju na nieokreślony czas. Nathan bez większego powodu przestał się do mnie odzywać, a ostatnio widziałam go po meczu siatkówki dłuższy czas temu. 
Na moje nieszczęście, Oscar się mnie uczepił jak rzep psiego ogona i ciągle pisze do mnie esemesy, a jak nie pisze - dzwoni. Najwidoczniej nie potrafi zrozumieć, że nie jestem nim zainteresowana.
Powiew wiatru sprawił, że zrobiło mi się chłodniej. Opatuliłam się ciaśniej marynarką i potarłam ramiona. 
- Cześć - usłyszałam nagle znajomy głos.




_______________________
hejka, macie rozdzial, a za jakos za godzinke dodam epilog.
jak obiecalam macie double update
nanana postanowilam przyspieszyc II czesc i prolog pojawi sie okolo 1 grudnia
zadowolone?
wielki shoutout dla jednej z komentujacych dziewczyn, bo wymyslila nam nazwe drugiej czesci - deeper. 
wiec prolog bedzie zadedykowany wlasnie jej i moglaby podac swoje imie albo jakis pseudonim czy cos. 
nom ok, ladnie pieknie i jeszcze chcialam sie odniesc do jednego komentarza, bo ktos mnie chyba nie zrozumial.
zayn i faith nie zaczeli byc razem po jednym dniu, tylko po dwoch tygodniach. louis mowil o tym po trzech tygodniach. ogarniasz? btw dzieki za rady, bo mi pomoglas i w tym rozdziale probowalam umiescic wiecej ich uczuc i w ogole.
oki doki to do zobaczenia w epilogu lalalalalala

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 55.

Zayn
następnego dnia

Od jakichś piętnastu minut leżę i bawię się włosami Emily, leżącej na moim nagim torsie. Przegadaliśmy wczoraj strasznie dużo czasu, jest naprawdę zajebistą osobą. Jest miła, pozytywna, sarkastyczna i cholernie słodka. Początkowo myślałem, że to będzie znajomość tylko na jedną noc, ale teraz mam nadzieję, że spędzimy razem więcej czasu.
Dowiedziałem się, że ma dwadzieścia cztery lata, tak naprawdę ma na imię Faith, a Emily to jej drugie imię, którego często używa i ma na nazwisko Hassen.
 Przełożyłem między palcami kolejny kosmyk brązowych włosów dziewczyny, jednak przez przypadek pociągnąłem za niego. Emily mruknęła i przełożyła się na drugi bok. Chwilę później otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy i uśmiechnęła się delikatnie, a ja poczułem ciasnotę w  bokserkach. Jest piękna.
- Cześć Zayn - jej uśmiech się poszerzył. - Wyspałeś się?
- Mhm, bardzo - posłałem jej uśmiech. - A ty, Faith?
- Proszę, nienawidzę tego imienia. Wyspałam, dobrze się z tobą śpi. Swoją drogą, ciekawe kto macał moje włosy, hm?
- Nie mogłem się powstrzymać, tylko to mam na swoją obronę. Czemu, jest piękne.
- Mi się nie podoba, nie wiem, cokolwiek.
- Faith, Faith, Faith, Faith. Lalalalala, Faith. - zacząłem śpiewać piskliwym głosem.
- Zamknij się. - powiedziała, zakładając ręce na piersiach.
- Faith, Faith, Faith, Faith, Faith... Faith! - kontynuowałem.
- Zamknij się, Malik! - Em była coraz bardziej poirytowana.
- Faith, Faith, nanana, Faith, Faith, sialalalala, Faith. - wciąż śpiewałem, ale zacząłem się też śmiać.
- Zaaaayn, skończ, proszę. Co mam zrobić, żebyś przestał? - zapytała patrząc mi w oczy.
- Hmm - udałem zamyślenie, po czym wskazałem palcem na moje usta. Dziewczyna poderwała się z miejsca i dała mi szybkiego buziaka.
- Ej, to się nie liczyło. Za krótko. - spojrzałem na nią z udawaną złością, a gdy ona ani drgnęła, zacząłem śpiewać dalej. - Faith, Faaaith, Faith, lalala, Faith. Więc, Faith?
Brunetka westchnęła i usiadła mi na kolanach. Zbliżyłem twarz do jej i wyszeptałem: 
- Mm, lepiej. 


Louis

Za niecałe trzy tygodnie odbędzie się mój ślub, bardzo się z tego cieszę. Przygotowania idą pełną parą, niedługo Sarah i Des idą na zakupy, żeby kupić sukienki - dla panny młodej oraz druhny. Ślub odbędzie się w Walii, więc za dwa tygodnie razem z moją narzeczoną i siostrą wyjeżdżamy. Matka dołączy do nas dwa dni przed ślubem i weselem, bo ma coś tam w pracy, nie wiem dokładnie. Swoją drogą, cholernie nie mogę się doczekać tego dnia.

Dzień ślubu

Dopiąłem ostatni guzik koszuli i wygładziłem marynarkę. Za trzydzieści pięć minut będę stał przed ołtarzem razem z moją - już niedługo - żoną. Czekałem na ten dzień strasznie długo, odkąd tylko Sarrie przyjęła moje oświadczyny, czyli dwa lata temu, wyobrażałem sobie ten dzień. Będzie idealny.
- Zayn! Jak wyglądam? - stres zżerał mnie niesamowicie bardzo, więc pytałem mojego drużbę o mój wygląd co około trzy minuty.
-  Mówiłem ci już, że świetnie, nie musisz o to ciągle pytać, głupku. - westchnął kolega i przeczesał włosy palcami. Chyba też był lekko zestresowany.
Kilka dni temu przedstawił mi swoją dziewczynę, Faith, która jednak woli być nazywana Emily. Okej, jest miła i w ogóle, nie mam nic do niej, ale zdecydowanie bardziej shippuję Malika z Des, o tak! Daynes, aw. No, ale co zrobić, jak chce być z tamtą to niech będzie, nie zmuszę go do kochania mojej siostry, prawda? Więc, Zayn postanowił wziąć ze sobą na mój ślub tą dziewczynę. Miałem nadzieję, że po tym dniu coś między nim, a Des się zmieni, ech. Ogólnie to od czasu ich kłótni ani jedno, ani drugie nie powiedziało ani jednego słowa na temat drugiego.
 Po raz czwarty w przeciągu ostatnich dziesięciu minut poprawiłem krawat. Cholera, no, ale stres. Nie spodziewałem się, że to będzie takie straszne. Cokolwiek. Za niecałe pięć minut wychodzimy do limuzyny, a później będziemy już w kościele. Nie mogę się doczekać, żeby  zobaczyć Sarah, moją ukochaną księżniczkę. 
- Malik, zbieraj dupę. Idziemy, bo już dłużej nie wytrzymam. - rzuciłem, wychodząc z pomieszczenia. Zayn i ja szykowaliśmy się w moim i Sarah mieszkaniu, a ona i Des oraz Faith w mieszkaniu matki Sarrie, Annabelle.
Piętnaście minut później stałem przed ołtarzem i czekałem, kiedy moja narzeczona i jej ojciec, George, pojawią się w wejściu do kościoła. Połknąłem nerwowo ślinę i wtedy zobaczyłem ją. Idealne, ciemne włosy były pokręcone lokówką i kaskadami opadały na jej drobne ramiona. Brązowe oczy podkreślał czarno-srebrny makijaż, a jej usta były bladoróżowe. W włosy Sarah był wpięty długi welon. Jej ciało było okryte przecudowną, długą, białą suknią. Była bez ramiączek, do talii była obcisłą, z kolei od pasa w dół mocno rozkloszowana i pokryta kilkoma warstwami białego, błyszczącego od brokatu, czy coś, tiulu. Wyglądała idealnie w chuj, aż poczułem, że mi ciasno. Z każdym krokiem była coraz bliżej mnie, aż w końcu stała przy mnie, naprzeciw mnie. Od dzisiaj będzie moja i tylko moja, ta piękna i wspaniała kobieta będzie tylko moja. Poczułem, że moje serce przyśpieszyło. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, a ona posłała mi najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Tak bardzo ją kocham, nigdy nie pozwolę jej odejść. Sprawię, że będzie przy mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Będę próbował być najlepszym mężem i ojcem jak tylko mogę być. Obiecuję, przysięgam. Przysięgam na całe moje życie, na wszystko. 
 Ni stąd, ni zowąd przed nami pojawił się pastor. Zaczął swoją przemowę, a później skierował do mnie słowa:
- Czy ty, Louisie Wiliamie Tomlinsonie, ślubujesz tej oto Sarah Annabelle McGregor miłość, wierność, uczciwość małżeńską oraz, że go jej nie opuścisz aż do śmierci?
- Nie. - odpowiedziałem, a oczy wszystkich dookoła zebrały się na mnie. Zerknąłem na Sarah, która wyglądała na przerażoną. - Obiecuję Ci, Sarah Annabelle McGregor, że będziesz przy mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie, będę tak wspaniałym mężem dla ciebie, oraz ojcem dla naszego dziecka, jak tylko mogę być. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza i będę cię kochał nawet jeśli ty przestaniesz kochać mnie. Moim największym marzeniem jest zestarzeć się razem z tobą, nigdy nikogo nie pokocham tak bardzo jak ciebie. Cokolwiek by się nie działo, zawsze będę przy tobie. Kochałem cię, kocham i będę kochał do końca mojego życia, bo bez ciebie ono nie miałoby sensu, księżniczko. Dziękuję ci za każdy dzień, który spędziłaś ze mną, jesteś najcudowniejszą, najpiękniejszą i najbardziej uroczą i kochaną kobietą jaką znam, kocham cię tak bardzo mocno.
Oczy Sarah zaszły łzami, myślę, że to ze szczęścia, no, mam nadzieję.
- Dobrze, więc, czy ty, Sarah Annabelle McGregor ślubujesz temu oto Louisowi Wiliamowi Tomlinsonowi miłość, wierność, uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz aż do śmierci?
-  Tak, oprócz tego obiecuję, że postaram się być świetną żoną i matką, spróbuję też nie być zbyt upierdliwa, złośliwa i jędzowata. Bardzo cię kocham i cieszę się, że pojawiłeś się w moim życiu i możemy stać tutaj, w tym miejscu. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. - mówiła, z uśmiechem na twarzy.
Pastor nakazał podać nam obrączki i założyliśmy je sobie nawzajem. Później z jego ust padły słowa:
- Na mocy danego mi prawa ogłaszam was mężem i żoną, teraz możecie się pocałować.
Sarrie nie musiała długo czekać, ponieważ od razu wpiłem się w jej usta. Zebrani ludzie, czyli nasze rodziny i przyjaciele, zaczęli klaskać. 




---------------------------------------
następny rozdział będzie ostatnim rozdziałem, co prawda zamiast tego ten miał być jednym długim rozdziałem, ale podzieliłam to na dwa. 
drugą część zacznę pisać w nowym roku, a po zakończeniu I części deep wezmę się za fake, czyli moje inne ff, ktore mialam zaczac dawno temu. 
po nastepnym rozdziale bedzie krotki epilog, krociutki. 
co do II czesci, bedzie pisana na tym samym blogu i bedzie sie nazywala po prostu 'deep part II'  lub ' deep... again'
chcialam jeszcze powiedziec zebyscie nie porownywaly mnie do sunshine bo jestesmy dwoma innymi osobami i prosze was nie piszcie w komentarzach ' piszesz coraz bardziej podobnie do sun shine' ok? i nie, nie mam z nia kontaktu.
a nasza faith/emily zostala cher lloyd, bo nie bylo prawie wcale glosow, a cher jest moja girl crush forever
okej chyba nic wiecej nie mam do powiedzenia, tylko przeprosiny.
ten tydzien byl dla mnie ciezki i nie chodzi wcale o szkole, nie mialam zbyt duzo czasu i w ogole dlatego rozdzial tak pozno. w ramach przeprosin 56 + epilog beda w poniedzialek/wtorek nie wiem dokladnie
dziekuje za czytanie i komentowanie oraz wyswietlenia, jestescie kochani

czwartek, 30 października 2014

Rozdział 54 + informacja

Des

Trzy dni później

Od czasu kłótni z Zaynem nie mam z nim żadnego kontaktu, na szczęście. Właściwie, nawet go lubię i w ogóle, ale tak nie może dłużej być, on jest moim nauczycielem, do cholery!
Wczorajszy i przedwczorajszy dzień spędziłam razem z Victorią, po szkole poszłyśmy do kina i na zakupy. Poza tym pogadałyśmy trochę i poplotkowałyśmy. W międzyczasie dowiedziałam się, że moja mama wyjechała na trochę ponad tydzień za granicę z powodu czegoś tam w pracy. 
W tym momencie siedzę przy biurku i kończę zadanie domowe z matematyki, nienawidzę matematyki. Od kilku minut stukam ołówkiem o blat, ponieważ jestem kurewsko znudzona tymi wszystkimi zadaniami. Dodatkowo matematyka nigdy nie była moją dobrą stroną, więc mam mały problem z kilkoma zadaniami. W końcu, ostro wkurzona, zamknęłam z trzaskiem książkę i zrzuciłam do plecaka. Wzięłam z biurka telefon i skoczyłam na miękkie łóżko. Odblokowałam iphone'a i ujrzałam nową wiadomość od nieznanego numeru.

847390472: Hej, Des. Pamiętasz mnie, Oscara z wycieczki? Co u ciebie, piękna? :) x

Widząc nadawcę westchnęłam. Owszem, jest przystojny i miły i w ogóle, ale jest zdecydowanie zbyt nachalny. Do dzisiejszego dnia miałam jeszcze nadzieję, że moja mama nie podała mu mojego numeru, ale jednak. Niechętnie, ale z grzeczności, odpisałam i dodałam jego numer do kontaktu.

Des: Cześć, pamiętam. Nic nowego, a u ciebie? 

Przełożyłam się na lewy bok i chwilę później pojawiła się odpowiedź, szybki jest. 

Oscar: Też, szkoda, że wasza wycieczka się skończyła, miło byłoby, jeśli by się powtórzyła, nie sądzisz?

Przewróciłam oczami. 
Des: Nie wiem, nie myślałam o tym. Chociaż jak dla mnie nie była zbyt przyjemna.. Muszę kończyć, na razie. 

Odłożyłam telefon, a do pokoju wparował Louis. Za pięć dni on i Sarah odjeżdżają, a za trzy i pół  tygodnia, w sobotę, ich ślub.
Brat przystanął na chwilę w drzwiach, a później wziął mały rozbieg i wskoczył na mnie. Pacnęłam go w głowę i powiedziałam:
- Zejdź ze mnie, głupku.
- Jeśli kupisz mi marchewkę to chętnie. - podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się cwaniacko. 
- Żadnych marchewek, spadaj. - przewróciłam oczami i zaśmiałam się pod nosem. 
- Okej. Zapamiętam to sobie! - zrobił minę tak zwanego ' smutnego psiaka ' i przełożył się na drugą część łóżka. 
- Pogadamy? - powiedział Lou po chwili ciszy.
- O czym? - zapytałam, nie do końca wiedząc, o co mu chodzi.
- O tobie. - powiedział, patrząc na mnie, po czym dodał: - I o naszym koledze, Zaynie. Mianowicie, o co chodziło w waszej sobotniej kłótni? Ludzie chcą spać, jak to ładnie ujęłaś. O co poszło, czujesz coś do niego? Co jest między wami i czy jest coś o czymś nie wiem? - po ostatnich słowach poruszał zabawnie brwiami, na co wybuchnęłam śmiechem. 
- Nie, Loulou. Chodziło po prostu o to, że musimy się zdystansować, bo on jest moim nauczycielem i nie będziemy się już nigdzie spotykać, mamy też zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Nie kocham go, jeśli o to ci chodzi. Nic do niego nie czuję, nie zależy mi na nim ani nic z tych rzeczy. - zrobiłam pauzę i chwilę później kontynuowałam. - Nic między nami nie ma i nie było, wiesz o wszystkim, a teraz idź już sobie. 
Zepchnęłam go na podłogę, a on posłał mi pełne złości, oczywiście udawanej, spojrzenie. 
- Idź Louis, idź. - powiedziałam, rozbawiona jego wyrazem twarzy. 
- Nie, młoda. Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy! Wyjdę, kiedy ją skończymy. - założył ręce na piersiach i usiadł na parapecie. - Nie zgadzam się z tobą, ty go lubisz, a on lubi ciebie. Zależy wam na sobie, to widać, ale nie umiecie - albo nie chcecie -  się do tego przyznać. Wiem, że się całowaliście, mała, przede mną nic nie ukryjesz. Z tego wszystkiego mogłoby wyjść coś naprawdę pięknego, ale wy nie dajecie temu się rozwinąć, a wasza jedyna wymówka to to, że jesteś jego uczennicą. Kochana, zostały ci niecałe dwa miesiące w tej szkole, a ty, wy się tym martwicie? Skończyłem, przemyśl sobie co powiedziałem. Jakby co to będę u siebie, cześć! - uśmiechnął się jeszcze i zniknął za drzwiami.
Czy faktycznie mi na nim nie zależy? Nie, na pewno nie... Tak nie mogłoby być, jestem jego uczennicą. Lou miał rację, nie ma innego powodu. Może jednak to on ma rację? Może coś by z tego wyszło, może by się udało?
Nie, to byłoby niemożliwe, nie powinnam zaprzątać sobie tym głowy, nie. 

Zayn


Wczoraj rano wróciłem do swojego mieszkania, a wieczorem wpadł do mnie Louis. Widzieliśmy się pierwszy raz od soboty, tym razem - na szczęście - był już spokojny. Powiedział, że przyszedł na piwo, bo niedługo będzie żonatym ojcem i nie będzie miał czasu na 'takie' rzeczy. Jednak widziałem, że wcale nie przyszedł po to. Bowiem już po niecałej godzinie od swojego przyjścia zaczął nawijać o mnie i Des, stwierdził, że jesteśmy dla siebie idealni i stworzył nam ship, czy coś takiego, nie wiem nawet - Dayn, albo Zaynes. Do wyboru, jak powiedział. 
Wczoraj nie spałem całą noc, przez co dziś na lekcjach byłem niemal nieprzytomny. Może na serio mielibyśmy z Des jakieś szanse? Co prawda jest między nami dziesięć lat różnicy, a to raczej dużo. Oczywiście Tomlinson miał kolejny argument ''za'' - 'wiek to tylko liczba, liczy się uczucie'. Swoją drogą, nie wiem, kiedy on tak zmądrzał. 
 Ostatecznie stwierdziłem, że co ma być to będzie i nie będę się już więcej tym zamartwiał. Postanowiłem, że będę miał po prostu wyjebane, chociaż nie ukrywam, że minimalnie zależy mi na Des.
 Jutrzejszego dnia nie mam żadnych zajęć, ponieważ dwie klasy, z którymi powinienem mieć zajęcia wyjeżdżają na jednodniową wycieczkę. Ponieważ dawno nie odwiedzałem klubów, postanowiłem zabalować dzisiaj wieczorem. Chciałem po prostu się zabawić, zapomnieć o wszystkim problemach i takie tam.
Przebrałem starą, szarą koszulkę na granatową bluzkę z długim rękawem oraz czarne dresy na rurki tego samego koloru. Wsunąłem na nogi czarne trampki, wziąłem klucze od samochodu oraz drzwi wejściowych i wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami. Zakluczyłem je i pobiegłem w dół schodami. Kiedy byłem już na zewnątrz włożyłem między wargi papierosa i odpaliłem go. Gdy fajka się wypaliła, wsiadłem do samochodu i odjechałem, z piskiem opon, w stronę najbliższego klubu. 

Czterdzieści pięć minut później

- Kelner, jeszcze raz to samo, proszę. - zawołałem i chwilę później przede mną pojawił się kolejny, chyba już czwarty, zielony drink. Podniosłem kieliszek do wysokości ust i przechyliłem, kiedy już zetknął się z moimi ustami. Niedelikatnie odstawiłem kieliszek na blat, a na wysokim krześle przy barze usiadła wysoka brunetka. Była w czarnej, obcisłej sukience, która pięknie eksponowała jej ciało. Miała brązowe oczy, dość mocno pomalowane na czarny kolor. Jej usta były lekko różowe. Miała lekko okrągłe biodra i średniej wielkości biust, idealne ciało. Jest bardzo szczupła. 
- Hej, jestem Emily, a ty, przystojniaku? - zapytała, mrugając kilkakrotnie.
- Zayn. - uśmiechnąłem się w najlepszy możliwy sposób. Naprawdę mi się spodobała. - Chcesz zatańczyć?
- Darujmy sobie taniec, Zayn. Co ty na to, żeby przejechać się do ciebie, albo do mnie? - zapytała, dotykając mojego ramienia. 
- Pewnie, możemy do mnie. - powiedziałem, wstając z krzesła. Emily zrobiła to samo, a ja objąłem ją w talii. Wyszliśmy z klubu i pojechaliśmy do mojego mieszkania. Co działo się dalej jest chyba wiadome...
 





 informacja

Swoją drogą przepraszam za opóźnienie, ale nie miałam czasu, so. 
I znowu krótki, oops :(
Więc, zadecydowałam już, co z zakończeniem deep.
Skończy się po ślubie Louisa (60-61 rozdział), zakończenie również wiem jakie będzie, ale nie zdradzę, żeby była niespodzianka xd
Chciałabym też, żeby powstała druga część, co wy na to? 
Mam już nawet zarys fabuły i ogólnie wiem co będzie się tam działo itp itd 
Sarah została Lucy Hale, możecie powitać Sarrie w bohaterach  :)) 
Z Emily też chciałabym zrobić drugoplanową postać, ponieważ będzie jej dużo w ostatnich rozdziałach, jakieś propozycje kto miałby ją grać? Ja osobiście preferuję Arianę Grande, Jade Thirlwall lub Cher Lloyd, one chyba najbardziej mi pasują. Więc napiszcie, która najlepsza.



Jeśli są tu osoby czytające Heartbreak girl to też dla nich informacja - zawiesiłam.

czwartek, 23 października 2014

Rozdział 53.

Zayn

- Co tu się, kurwa, dzieje?! - po pokoju rozległ się krzyk Louisa.
Podniosłem delikatnie głowę do góry i rozejrzałem się po pokoju. Było jeszcze ciemno, zapewne było około czwartej w nocy. Kiedy zobaczyłem wściekłego Lou stojącego w drzwiach niemal podskoczyłem. Szybko wstałem z łóżka, próbując wymyślić sposób, w który wytłumaczyć kumplowi sytuację, której był świadkiem. Fakt, nie była za ciekawa, więc rozumiem jego gniew. Bo kto by się ucieszył na widok przyjaciela śpiącego razem z jego młodszą siostrą? A to, że obejmowałem ją jeszcze bardziej zaostrzało sytuację.
- Co to miało być do kurwy nędzy?! - zapytał, wciąż wściekły, wypychając mnie na korytarz.
- Zamknij się Lou, zaraz wszystkich obudzisz. Już ci tłumaczę. Wczoraj Des bolała głowa i odwiozłem ją do domu. Była burza i poprosiła żebym został, no, a później nie chciała być sama w domu więc  zostałem na noc.
- Nadal mi nie wyjaśniłeś, dlaczego ją obejmowałeś! - Tomlinson znów krzyknął, ale tym razem ciszej. Na chwilę spojrzałem w sufit. Tak właściwie, dlaczego ją obejmowałem? To chyba był impuls. Ale dlaczego nie zrzuciła z siebie mojej ręki? Podobało jej się? Nie wiem.
- Nie wiem, tak wyszło. - wydukałem nieco przestraszony postawą przyjaciela. Nigdy jeszcze nie widziałem go aż tak wkurwionego, naprawdę. Jakby nie było, niedawno sam mnie zachęcał, żebym próbował, a teraz?

Des

Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy. Obudziły mnie krzyki dochodzące z korytarza, chyba ktoś się kłócił. Rozejrzałam się dookoła. Rozkopana kołdra, ciemność panująca w pokoju. Przymknęłam jeszcze na chwilę oczy i zaczęłam myśleć o wczorajszym dniu. Powrót do domu, kolacja, ciąża Sarah, film z Zaynem i Malik śpiący ze mną w moim łóżku. Cholera. Dlaczego ja na to pozwoliłam? Przecież jestem jego uczennicą, ta sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. Chcąc nie chcąc, postanowiłam wyjść z pokoju i dowiedzieć się kto i o co się tak awanturuje, oraz wyjaśnić wszystko Zaynowi. Wstałam z łóżka i założyłam na stopy fioletowe papcie w panterkę. Rozciągnęłam się jeszcze i opuściłam pomieszczenie. Gdy tylko przekroczyłam próg, spotkałam Louisa i Zayna.
- Do cholery, panowie, nie można ciszej? Jest może trzecia nad ranem, ludzie chcą spać. Właściwie, o co wam chodzi?
- Des, dlaczego z nim spałaś? - zapytał mnie brat, patrząc prosto w moje oczy. 
- Bo tak. Jestem dorosła, odwal się. - warknęłam odgarniając włosy z czoła.
- Nie obchodzi mnie to, Zayn jest twoim nauczycielem! - na słowa Lou przewróciłam oczami.
- Co ty nie powiesz. Jesteś trochę pijany, idź spać. A ty, Zayn, chodź ze mną, bo musimy pogadać. - popchnęłam delikatnie Tomlinsona w stronę jego pokoju, a Malika chwyciłam ze nadgarstek i pociągnęłam w stronę mojego.
 Kiedy znaleźliśmy się już w owym pomieszczeniu, mulat usiadł na łóżku, a ja na fotelu stojącym w kącie. 
- Więc? - zapytał brunet po kilku minutach lekko niezręcznej ciszy. Patrzył na mnie, a ja na niego.
- To był błąd, to nie powinno się nigdy wydarzyć. - mówiłam szybko, patrząc na swoje stopy.
- Wczorajsza noc, tak? Wiem, masz rację. - Zayn powolnie skinął głową.
- Tak, nie może już dłużej tak być. - po tych słowach na moment spojrzałam na niego, ale chwilę później ponownie wbiłam wzrok w podłogę.
- To nie moja  pieprzona wina, że nie umiem się zdystansować! - powiedział bardziej stanowczo.
- Ciszej, Sarah i Lou śpią. - spojrzałam na niego groźnie, po czym kontynuowałam: - Zayn. Ja pierdolę, tak nie może być. Jesteś moim cholernym nauczycielem! 
- Ciszej, bo Sarah i Lou śpią. - przedrzeźniał mnie, a ja posłałam mu wściekłe spojrzenie. - Naprawdę? Dopiero teraz to zauważyłaś? Wiedziałaś o tym od początku!
- Tak samo ty! Nie jesteś wcale, kurwa, lepszy! Po co mnie tu odwoziłeś? Po co zostawałeś? - uniosłam się nieco i kiedy zobaczyłam, że się poddał, poczułam się wygrana. - Właśnie. 
- Wiesz co? Cała nasza znajomość to był wielki błąd. Po chuj ja się za tobą wstawiałem? Wyleciałabyś pewnie ze szkoły i oboje mielibyśmy spokój! - mulat wyraźnie zdenerwował się, ponieważ uderzył pięścią w swoje udo. 
- I bardzo dobrze, na pewno byłoby lepiej! Jak tylko wyjdziesz z tego domu, oboje o tym wszystkim zapomnijmy i koniec, kurwa! Jesteś najgorszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała!
- Och,  jaka milutka. W takim razie vice versa! Nie mam ci nic więcej do powiedzenia, cześć. - wstał i wyszedł. Chwilę później było słychać schodzenie po schodach i trzaśnięcie drzwiami.
Byłam zmęczona, więc położyłam się do łóżka i zasnęłam

Zayn

Po wyjściu z domu Tomlinsonów przeszedłem przez furtkę i oparłem się o mój samochód. Czarny mercedes z 2012 roku. Kocham to auto. Przesunąłem palcami po masce ukochanego samochodu i kopnąłem z całej sił oponę. Chciałem wyładować w ten sposób złość, ale to nie był najlepszy pomysł. Kilka sekund później jęknąłem z bólu. Wsiadłem do auta i wsunąłem kluczyki w stacyjkę. 
Piętnaście minut później mknąłem ulicami Londynu, nie martwiąc się niczym. Powoli zaczynało się robić jasno. Postanowiłem pojechać do domku w lesie, niegdyś należącego do mojego dziadka od strony matki. Miałem do niego jeszcze kawałek drogi, ponieważ był za miastem. Włączyłem radio i zacząłem podśpiewywać piosenkę lecąca z głośników. Jedną rękę włożyłem do schowka i zacząłem szukać fajek i zapalniczki. Cały czas patrzyłem na drogę, więc ciężko było znaleźć owe przedmioty po omacku. W końcu jednak znalazłem je i wsadziłem jednego papierosa do ust, a chwilę później go podpaliłem. Zaciągnąłem się fajką i po kilku sekundach wypuściłem dym. Uwielbiam to uczucie. 
Kolejne piętnaście, może dwadzieścia, minut później byłem w domku po dziadku. Wyjąłem klucze z kieszeni czarnych rurek i otworzyłem drewniane drzwi, które cicho zaskrzypiały. Cały dom był zbudowany z ciemnego drewna, był na odludziu. Mam z tym miejscem wiele wspaniałych wspomnień, w dzieciństwie zawsze przyjeżdżałem do dziadka, w każde wakacje, ferie i inne wolne dni. Zawsze podobała mi się ta cisza i spokój, bardzo często robiliśmy z dziadkiem ogniska i opowiadał mi wtedy historie z jego młodości. Od śmierci dziadka, czyli ostatnich dziewięciu lat, wciąż tu przyjeżdżam, ale rzadziej. Zazwyczaj wtedy, kiedy potrzebuję się wyciszyć, coś przemyśleć.
Nadal uwielbiam to miejsce, gdybym mógł, to zostałbym tu na zawsze. Wszedłem do środka i rozejrzałem się dokładnie dookoła. Ostatnio byłem tu około półtora roku temu, ale dom nadal jest w świetnym stanie. Jest parę pajęczyn przy suficie, ale wszystko da się naprawić. Postanowiłem wejść do pokoju, w którym zawsze nocowałem. Niebieskie ściany, granatowy dywan na podłodze i jednoosobowe łóżko z ciemnoniebiesko-fioletową pościelą w rakiety. Na ścianach było kilkanaście starych, trochę poobdzieranych plakatów. W kącie stała duża, mahoniowa szafa, a obok niej komoda i biurko z krzesłem w tym samym kolorze. Mimowolnie się uśmiechnąłem, a do oczu zaczęły przypływać mi łzy. To miejsce cholernie dużo dla mnie znaczy. Usiadłem na łóżku, ale po chwili postanowiłem się położyć. Wyjąłem z kieszeni telefon, oraz portfel i odłożyłem je na szafkę nocną. W międzyczasie spojrzałem na wyświetlacz telefonu i sprawdziłem godzinę. 6.59. 
Zacząłem myśleć o moim dzieciństwie, spędzonym w tym miejscu. Chodzenie na ryby z dziadkiem o poranku, wieczorne ogniska i historie. Wiele razy wybieraliśmy się też na grzyby, razem gotowaliśmy. Dziadek zawsze ratował mi tyłek przed moją mamą, kiedy coś nabroiłem. Był moim najlepszym przyjacielem.
Później moje myśli pochłonęła kłótnia z Des. Dlaczego przyznałem się, że nie umiem się zdystansować? To był kolejny cholerny błąd. Właściwie, to dobrze, że w końcu sobie wszystko wyjaśniliśmy i zakończyliśmy tę chorą znajomość. Kurwa, jaki nauczyciel sypia w domu uczennicy, w dodatku w jej łóżku, z nią? Ja pierdole, to naprawdę nigdy nie powinno mieć miejsca. I jeszcze gdyby ktoś dowiedział się o tym, że się całowaliśmy, to serio byłbym skończony. Nigdy więcej, muszę utrzymywać z nią relacje uczeń-nauczyciel. Chociaż to ciężkie zadanie, muszę dać radę. 
Nie wiem co to, ale jest w niej coś, co mnie przyciąga. 
- Cholera, Zayn. Nie myśl o tym. - szepnąłem sam do siebie. 
W pewnym momencie mój telefon zawibrował. Spojrzałem na ekran urządzenia - dostałem sms'a od Louisa. Odblokowałem komórkę i wszedłem w wiadomości.
Tommo: Zayn, przepraszam, stary. Źle zareagowałem... Pamiętasz, jak kiedyś namawiałem cię do spróbowania z Des? Za to też przepraszam, nie powinienem był tego mówić. Póki co jesteś jej nauczycielem, lepiej żeby niczego nie było, bo to źle się dla ciebie skończy. Ok, wybaczysz marchewooo? xx 

Postanowiłem odpisać kumplowi. Wystukałem wiadomość i kliknąłem 'wyślij'.

Zayn: No nie wiem, po tym jak prawie mi przyjebałeś... Żartuję, Lou. Masz wybaczone! x 

Kiedy po kilku minutach Tomlinson nadal nie odpisywał, postanowiłem się zdrzemnąć. Cóż, nie miałem okazji się wyspać w nocy.
____________________________ 
Macie rozdział!
Spóźniony i krótki, wiem, ale ciężki tydzień, przepraszam.
Stwierdziłam, że będę dodawać jeden (postaram się, żeby był jak najdłuższy, ale nie umiem pisać długich rozdziałów :( ) 
rozdział w tygodniu, w sobotę, chyba, że coś mi wypadnie, to dodam w inny dzień.
Ewentualnie jakbym miała 'lżejszy' tydzień, to dodam dwa rozdziały. 
W tym postarałam się dostosować do waszych uwag i jestem z niego zadowolona. 
Macie ostrzejszą Des, więcej uczuć i więcej określeń 'dodał, rzekła' itd.
Jedna z was, nie pamiętam już która,  napisała, że  Des zbyt szybko pozwoliła Malikowi ze sobą spać i w następnym być może będą uprawiać seks.
Otóż nie, kochanie, z łaski swojej nie opierdalaj mnie, że tak powiem, bo to ja wiem co będzie dalej, a nie ty. To  wszystko jest zaplanowane.
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał bardziej niż poprzednie. 
A i wychodzi na to, że naszą Sarah zostanie Lucy Hale, dobry wybór xd 
I jeszcze chciałam powiedzieć, że myślę, że Deep zostanie zakończony po 75. rozdziałach + epilogu, ale na razie to są tylko podejrzenia :) 
Zapraszam do nowej ankiety :)
Dziękuję za wszystko
ily! xx

wtorek, 21 października 2014

Wiadomość

Jest taka sprawa. Pod poprzednim rozdziałem było dość sporo komentarzy na temat mojego stylu pisania i dialogów.
Więc, cóż..
Inaczej nie umiem pisać. Staram się brać wasze rady do siebie, ale no tak, czy siak jest dużo dialogów. Swoją drogą, dziękuję za negatywne (pozytywne jeszcze bardziej) komentarze. Wracając - nie piszę profesjonalnie, nie jestem na nie wiadomo jak wysokim poziomie w pisaniu. Jestem amatorką, więc moje prace nie są doskonałe. Mogą być błędy stylistyczne i w ogóle, ale na pewno nie piszę, bo muszę, bo nie muszę. Robię to, bo chcę i z własnej woli. Tak dla kogoś wiadomości, nie pamiętam już kogo.
Kiedyś, jak miałam bloga z imaginami to nie było tam prawie wcale nie było dialogów i uwierzcie mi na słowo - było miliard razy gorzej. Po za tym, dopiero się rozkręcam i później będzie tylko lepiej :)
Nie zapominajcie też, że mam szkołę, naukę i obowiązki, zwłaszcza, że jestem w ostatniej klasie. Wiecie jak to jest, ew. 
I druga sprawa, proszę was wszystkie, żebyście głosowały w ankiecie po prawej.  Jeśli nie rozstrzygniemy tej sprawy, zostaniemy bez Sarah. Więc, jeszcze raz proszę
głosujcie, głosujcie, głosujcie.

sobota, 18 października 2014

Rozdział 52.

Zayn

- Louis, bracie, gratuluję! Będę chrzestnym, prawda? - zapytałem przyjaciela.
- Dzięki, stary. Sarah! Zayn może zostać chrzestnym?
- Spokojnie panowie, mamy jeszcze siedem miesięcy na zastanowienie się. - powiedziała Sarah. - Ale chcę, żeby Des była chrzestną. 
Razem z Lou zaśmialiśmy się na ostatnie słowa jego narzeczonej. Zawsze traktowała Des jak siostrę, z tego co wiem od Louisa. Sama była jedynaczką.
- Lou, Lou, Lou. Od kiedy z ciebie taki pantofel?
- Miłość zmienia ludzi, stary. Ty też mógłbyś już znaleźć sobie jakąś dziewczynę. Wiesz, niedługo się zestarzejesz i już żadna nie będzie cię chciała, korzystaj póki możesz. - po swoich słowach Tomlinson odsunął się ode mnie i zaczął rozmowę ze swoją matką. Dyskretnie spojrzałem na Des. Chyba pisała sms-a. Postanowiłem podejść do niej i pogadać. Usiadłem na krześle, na którym wcześniej siedziała Sarah i rozpocząłem z nią rozmowę.
- Jak się masz?
- Dobrze, dziękuję, a co u ciebie?
- Jakoś leci, nie narzekam. Jak głowa?
- Lepiej, ale nadal nie jest idealnie. Trochę mnie boli.
- Chcesz jakąś tabletkę? Albo może zawiozę cię do domu?
- Nie, dzięki. Nie jest aż tak źle. W razie czego powiem ci. 
- Okej.
- Um, a w saunie było fajnie?
- Z pewnością byłoby lepiej, gdybyś była z nami. Chociaż nie było źle.
- Okej. Wiesz co, może jednak pojadę do domu.
- Dobrze, chodźmy, zawiozę cię.
- Nie, jeśli chcesz to zostań, dam sobie radę, jeśli pojadę taksówką.
- Chcę mieć pewność, że nic ci się nie stanie. No już, nie daj się prosić.
- Skoro tak chcesz.
- Idę powiedzieć twojemu bratu, że wychodzimy.
- Mhm.
Wstałem z krzesła i zacząłem szukać Louisa, którego nie mogłem nigdzie dostrzec, to samo z Sarah. Ciekawe. Ostatecznie, nie mogąc ich znaleźć, napisałem Lou wiadomość i wyszedłem razem z Des z restauracji. Gdy stanęliśmy pod drzwiami auta postanowiłem jeszcze raz się do niej odezwać.
- Lubię cię, wiesz?
- Dzięki? Ja ciebie ewentualnie też, ale tylko wtedy, kiedy nie jesteś moim nauczycielem. Bo inaczej to, um, trochę niezręczne.
- Możliwe, że masz rację. Wsiadaj. - powiedziałem, kiedy otwarłem jej drzwi.
- Już, już - odpowiedziała żartobliwym tonem.
Obszedłem samochód dookoła i usiadłem na miejscu kierowcy. Zapiąłem pas i włożyłem kluczyk w stacyjkę.
- Dziękuję. - usłyszałem po chwili.
- Za?
- Za wszystko, że tak się mną zajmujesz i mi pomagasz, Zayniee*.
- Nie ma sprawy.
Odpaliłem auto i moment później zaczęło jechać do przodu. 

dwadzieścia minut później

  Kilka sekund temu podjechaliśmy pod dom Des. W tym samym momencie rozległ się głośny grzmot, a chwilę później niebo przecięła duża, srebrna błyskawica.
- Jesteśmy, Di.
- Um, Zayn? Może chciałbyś na chwilę wejść do środka, huh?
- Boisz się burzy?
- Nie, ja tylko... Okej, boję się.
- Skoro tak, chodźmy.
Odpiąłem pas i wysiadłem ze samochodu. Okrążyłem go i otworzyłem drzwi Des.
- Mhm, gentleman. - skomentowała krótko i uśmiechnęła się pod nosem.
- Jak zawsze! - udałem oburzenie, na co zachichotała cicho. 
 Zamknąłem auto i przeszliśmy przez furtkę. Gdy stanęliśmy pod drzwiami, z nieba zaczął padać deszcz, po prostu ulewa niemiłosierna. Tomlinson wyjęła klucze z torebki i otworzyła drzwi. 
- Chcesz kawę, herbatę, kakao?
- A ty?
- Chyba kakao.
- Więc ja też, dzięki. Jak głowa?
- Lepiej. Chodź, skoro zostaniesz, to może obejrzymy jakiś film?
- Pewnie. Jaki chcesz?
- Horror. 
- Czytasz mi w myślach. Zobacz, lubisz oglądać horrory, ale boisz się burzy.
- Jeśli komuś powiesz to inaczej pogadamy.
- Czy ty im grozisz?
- Nie, no gdzie tam. Taka grzeczna dziewczynka jak ja miałaby ci grozić?
Uśmiechnąłem się i poszliśmy do kuchni zrobić dwie gorące czekolady. Kiedy już były gotowe poszliśmy na górę, do jej pokoju i usiedliśmy na kocach, leżących na  podłodze wraz z laptopem. Wzięliśmy jeszcze kilka poduszek oraz kołdrę i okryliśmy się nią. W końcu Di włączyła The Ring, bo to na niego się zdecydowaliśmy. Podczas oglądania filmu trochę gadaliśmy, śmialiśmy się i od czasu do czasu zdarzały się małe bitwy na poduszki. Ze względu na to, że Des nie była taka dzielna jak mówiła wcześniej, była przytulona do mojego torsu. Idealny wieczór. 
Półtorej godziny później film się skończył, a my postanowiliśmy pograć w 20 pytań.
- Ulubiony kolor? - zapytałem Di jako pierwszy.
- Nie mam jednego, lubię wszystkie. Kiedy masz urodziny?
- Dwunastego stycznia. Ulubiona piosenka?
- Um, nie wiem, chyba 'Sweater weather' od The Neighbourhood. Ulubione miejsce na świecie?
- Walia, Londyn. 
- Idziemy spać?
- Mam tu zostać? Myślałem, że mam tylko z tobą posiedzieć, a później, kiedy już będziesz chciała iść spać, wyjdę. Ale jak wolisz.
- Zostań, nie lubię być sama w domu. Więc, ty możesz spać na łóżku, a ja przyniosę sobie materac.
- Nie, ty śpij w łóżku. 
- No co ty, przecież jesteś gościem.
- Ale kobietom się ustępuje.
- Co z tego. Śpisz na łóżku i koniec.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
- Słucham.
- Śpisz ze mną.
- Co? Uh, no okej. 
- Dobrze. Mogę iść wziąć prysznic? 
- Tak, pewnie, zaraz dam ci jakieś rzeczy Louisa do spania. I ręcznik.
Skinąłem głową i usiadłem na łóżku. Des w tym czasie poszła do pokoju brata. Po około pięciu minutach wróciła z czarną bluzką i szarymi, dresowymi spodniami oraz zielonym ręcznikiem.
- Możesz już iść, ja pójdę się umyć do łazienki na dole, jakby co. Jak skończysz to przyjdź tutaj i wejdź już do łóżka, albo cokolwiek chcesz. Jesteś głodny? Mogę zrobić ci coś do jedzenia.
- Nie, dziękuję. Najadłem w tej restauracji, do rana raczej nie będę potrzebował jedzenia. Więc idę, do zobaczenia później!
Dziewczyna odpowiedziała jeszcze coś w stylu 'mhm, okej'. Wyszedłem z jej pokoju i skierowałem się do łazienki. Po przejściu przez krótki korytarz byłem na miejscu. Zamknąłem drzwi od łazienki i szybko zrzuciłem z siebie ubrania. Wszedłem do kabiny i odkręciłem ciepłą wodę. Już po chwili po moim ciele rozlała się ciepła woda. Chwyciłem z półki pierwszy lepszy żel do mycia i umyłem dokładnie całe ciało. Postałem jeszcze chwilę pod prysznicem i wyszedłem. Wytarłem się ręcznikiem
i ubrałem koszulkę oraz bokserki, które jak się okazało były pomiędzy koszulką i spodniami. Następnie ubrałem jeszcze spodnie i przewiesiłem ręcznik przez kaloryfer. Opuściłem pomieszczenie i poszedłem do pokoju Des. Ona czekała już na mnie, siedziała na łóżku i robiła coś w telefonie.
- Jestem już, w skali od 1 do 10 jak bardzo tęskniłaś? - zapytałem zaczepnie.
- Och, wiesz przecież, że moja tęsknota była poza skalę! - odpowiedziała sarkastycznie. - Idziemy spać?
- Tak. 
Wszedłem do łóżka i położyłem się obok niej. Leżała do mnie plecami. Przysunąłem się bliżej i przerzuciłem ramię przez jej talię.
- Dobranoc. - wymruczałem jej do ucha i położyłem głowę na poduszkę.
- Dobranoc. - odpowiedziała ziewając.






Ten rozdział chyba jest dłuższy od tamtego.
I teraz sprawa komentarzy
Dostałam jeden taki: "
Naprawde fajny :) Biorac pod uwage ze przejelas tego bloga w jego polowie <3 A bedziesz dodawac rozdzialy jakos systematycznie czy po prostu kiedy bedziesz miala czas i wene?"

Więc właśnie mam pytania co do tego:
wolicie dwa/trzy krótsze (czyli takie jak ten) rozdziały w tygodniu, czy jeden lub ewentualnie dwa dłuższe?
Ja osobiście wolałabym  opcję pierwszą, bo nie umiem i nie lubię pisać długich rozdziałów, nie dam rady napisać 20 stron w wordzie, jak zapewne byście chciały.

Drugi komentarz :
'' Przeczytałam właśnie ten rozdział i teraz chciałabym wyrazić swoją opinię:
po 1. rozdział jest strasznie krótki i nic się w nim nie dzieje.
po 2. są okropne błędy.
po 3. rozdział nie ma spójności
po 4. jest coś takiego że Des szła do domu i nagle znalazła się w szpitalu :o
Musisz jeszcze dłuuugo popracować żeby pisać chodź w połowie tak dobrze jak poprzednia autorka
.''

Naprawdę nie piszę nawet w połowie tak dobrze jak Sun shine? Jeśli jestem tak bardzo okropna to mogę odejść, bo robię to dlatego, żebyście mogły się dowiedzieć jak to się skończy.
Chciałabym się odnieść do paru rzeczy, mianowicie:
co do punktu 2. ja żadnych błędów nie widzę, może jestem ślepa, nie wiem. A nawet jeśli, to jestem tylko człowiekiem, moje drogie.
i jeszcze 4. to nie jest mój błąd, tylko twój, bo źle to zrozumiałaś.
  PS. nie pouczaj mnie, proszę, bo sama robisz błędy. 

Jest jeszcze jedna sprawa, dodam do bohaterów Sarah, ale mam trzy opcję, co do tego kto użyczy jej twarzy:
1. Lucy Hale 
2. Jade Thirlwall
3.Shay Mitchell  
Zobaczcie sobie wszystkie trzy dziewczyny i do każdego komentarza poproszę numer, okej?
Chyba, że macie inne propozycje, to poproszę.

@perfectlloydxo

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 51.

Des

Następnego dnia


- Mamo. Co to za niespodzianka? - zapytałam po raz kolejny w trakcie drogi do domu.
- Dowiesz się w domu, kochanie. - odpowiedziała mama i jęknęłam, opierając głowę o szybę w aucie. Chwilę potem włożyłam do uszu słuchawki.
 Około godziny trzynastej otrzymałam wypis ze szpitala. Lekarz kazał mi zostać na trzy lub cztery dni w domu i się oszczędzać oraz nie stresować. Przypisał mi też tabletki na ciśnienie. 

- Des, jesteśmy. Czas na niespodziankę. - powiedziała moja rodzicielka po jakichś czterdziestu minutach. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam swój podjazd, a także dom.
 Najszybciej jak potrafiłam odpięłam pas i wyszłam z auta. Pobiegłam do domu i w try miga dobiegłam pod drzwi. Jednak, kiedy pociągnęłam za klamkę od drzwi, okazało się, że były zamknięte. Nie miałam przy sobie kluczy, więc zostało mi jedynie czekać na mamę. 
 Kilka minut później, może trzy, mama stanęła obok mnie i wyjęła z torebki klucze.
- Szybciej, proszę. Wiesz, że nie jestem zbytnio cierpliwa. - pośpieszałam mamę, która na moje słowa tylko westchnęła.
 Kiedy w końcu drzwi się otwarły, od razu weszłam do środka. Weszłam do każdego pomieszczenia po kolei - salonu, kuchni, łazienki, sypialni mamy i swojej również. Na koniec, gdy już prawie się poddałam, postanowiłam wejść do pokoju brata. 
 Byłam pewna, że nikogo w nim nie ma, więc weszłam bez pukania. Jednak okazało się być odwrotnie - w pokoju był Louis, a z nim jego narzeczona, Sarah*. Na ich widok natychmiast zasłoniłam oczy. Najwidoczniej im w czymś przeszkodziłam, gdyż Sarah siedziała okrakiem na kolanach Lou, a jego ręce błądziły po całym jej ciele. Warto też wspomnieć, że oboje byli w samej bieliźnie, a ich ubrania leżały dookoła czarnego krzesła obrotowego.
- Ekhem. - odchrząknęłam znacząco, ponieważ prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności i posuwali się coraz dalej. 
 Kiedy tylko Sarah mnie usłyszała, od razu odskoczyła od mojego brata i zakryła się kołdrą. Na jej policzkach pojawiły się bardzo wyraźne rumieńce. Cóż, też bym się zawstydziła w takiej sytuacji.
- Em, Des, nie miałyście przypadkiem przyjechać trochę później? - zapytał lekko zażenowany Tomlinson.
- Możliwe, wypuścili mnie trochę wcześniej ze szpitala. Przy okazji, cześć Loulou, cześć Sarrie**! - ostatnią część zdania wypowiedziałam zdecydowanie głośniej i przytuliłam mocno brata. Gdy już puściłam Louis'a, uścisnęłam Sarah***.
- Więc, co was tu sprowadza?
- Mamy wam coś do ogłoszenia! Wieczorem idziemy wszyscy na kolację, tak gdybyś chciała wiedzieć. 
- Tylko rodzina, tak?
- Nie. Będzie też Zayn, bo jest drużbą!**** 
Cholera, no.
- A, okej. Idę do siebie, nie chcę dłużej wam przeszkadzać. - pożegnałam się i wyszłam z pokoju.
 Weszłam do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam rozglądać się po całym pomieszczeniu. Trochę dawno tu nie byłam. Trzy ściany były białe, czwarta była miętowa. Na jednej z białych ścian było duże okno, pod którym był szeroki parapet okryty cienkim, fioletowym materacem. Zimą często na nim siadałam i oglądałam otoczenie. Na drugiej ścianie było pełno antyram ze zdjęciami. Większość przedstawiała mnie i Lou, ale sporo było też tych z Victorią. Można było znaleźć też pobrane z internetu, oraz cytaty. Ostania z białych ścian była pusta, bez żadnych ozdób. Pod nią stała komoda, biurko i kilka innych szafek. Obok znajdowały się także białe drzwi do niewielkiej łazienki. Z kolei o miętową ścianę oparte było łóżko okryte gładką, jasnoróżową pierzyną. Dookoła niej było mnóstwo kolorowych poduszek. 
  Nim się spostrzegłam, usnęłam.
Obudziłam się dopiero kilka minut przed godziną osiemnastą, co oznaczało, że mam około półtorej godziny na wyszykowanie się. Nie marnując czasu weszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Po umyciu całego ciała i włosów wyszłam spod prysznica i wysuszyłam włosy, które później dokładnie wyprostowałam. Opuściłam pomieszczenie i spojrzałam na zegarek. Było pięćdziesiąt siedem minut po osiemnastej. Jęknęłam i zaczęłam wybierać strój. Długo nie mogłam się zdecydować, ale ostatecznie wybrałam klasyczną małą czarną, rozkloszowaną od pasa w dół i dziesięciocentymetrowe czarne szpilki. Na koniec pomalowałam rzęsy i zrobiłam średniej grubości kreski eye-linerem. Przejechałam usta różową szminką i byłam gotowa. Zeszłam na dół równo o dziewiętnastej dwadzieścia osiem. 
- Wow, mała, pięknie wyglądasz! - skomentowali równocześnie Lou i Sarah.
Louis był ubrany w czarny garnitur i lśniąco białą koszulę. Miał też na sobie liliowy krawat. Włosy miał zaczesane do tyłu. Z kolei Sarrie miała na sobie sukienkę w kolorze krawatu swojego narzeczonego. Była na ramiączkach, a z tyłu miała spore wycięcie. Dół sukienki był tiulowy, a włosy dziewczyny były spięte w pięknego koka. Wyglądała olśniewająco, tak samo Lou.
Chwilę później z kuchni wyłoniła się mama, która - ubrana w szary komplet - także bardzo dobrze wyglądała
- Wow, naprawdę do siebie pasujecie. Jedziemy?
- Tak.

Dwadzieścia pięć minut później

Wyszłam ze samochodu. Chwilę później mama, Sarah i Louis powtórzyli wykonaną przeze mnie czynność. Nagle - ni stąd, ni zowąd - obok mnie pojawił się Zayn.
- Dobry wieczór, cześć. 
- Och, dobry wieczór, kochany. - przywitała go moja matka, a chwilę później na jego powitanie odpowiedzieli również Lou i Sarrie. Ja jednak wciąż milczałam, a Malik, jak i cała reszta, patrzyli na mnie z wyczekiwaniem.
- Cześć, Zayn. - powiedziałam w końcu beznamiętnie, na co mulat kiwnął głową i uśmiechnął się.
Moment później byliśmy już w środku eleganckiej restauracji. Louis podszedł do lady, za którą stała jedna z pracownic owego miejsca.
- Rezerwacja na nazwisko Tomlinson, proszę. - powiedział nonszalancko mój brat.
- Tam jest pański stolik, niedługo podejdzie do państwa kelner. 
Skierowaliśmy się w stronę stolika, który nam wskazała kobieta. Każdy z nas zajął swoje miejsce, ale tak się złożyło, że mi przypadło to naprzeciw Zayna. 
 Po kilku minutach przyszedł kelner.   Podał każdemu z nas jedzenie, a gdy wszyscy skończyliśmy jeść Louis wstał. 
- Więc, moi drodzy. Chcielibyśmy wam coś z Sarah ogłosić. - w tym momencie spojrzał na dziewczynę i delikatnie się uśmiechnął. - Wiecie już, że za cztery tygodnie będziemy brać ślub, a miesiąc temu dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko!



* - dodam do zakłaki ' bohaterowie ' Sarah i najprawdopodobniej w jej rolę wcieli się Lucy Hale. Jeśli macie jakieś inne propozycje, to piszcie, proszę, w komentarzach, bo ja naprawdę nie mam pojęcia kto jeszcze mógłby nią być
 
** - to będzie zdrobnieniem od jej imienia, może być? jeśli macie inne pomysły, również piszcie w komentarzach
 
*** - nie wiem jak się odmienia to imię
 
**** - nie znam się na ślubach, więc nie wiem, czy dobrze to napisałam

Więc, tak się kończy pierwszy rozdział mojego autorstwa.
Wiem, że rozdział jest cholernie krótki, ale chciałam, żebyście już dłużej nie musiały czekać :)
Następne oczywiście będą dłuższe, no, chyba, że ewentualnie zabraknie mi weny, lub czasu. 
Teraz kończę notkę, bo nie mam już czasu.
Więc pa, do następnego rozdziału.
Miło by było zobaczyć chociaż kilka komentarzy, więc piszcie, czy się podobał, czy nie. Zapraszam też do czytania Heartbreak girl :)
ily
@perfectlloydxo
 
 

środa, 15 października 2014

Nowa autorka

Cześć, chciałabym Wam wszystkim powiedzieć, że przejęłam Deep.
Mam nadzieję, że mój styl pisania oraz to, co wymyślę do fanfiction Wam się spodoba i się polubimy. Mogę podać link do mojego fanfiction, żebyście się zapoznali z moim stylem pisania i ogólnie. Więc, tutaj macie Heartbreak girl (jest również na wattpadzie, tam jest więcej części).
Co do Deep'a postaram się dodawać minimum jeden rozdział w tygodniu, podczas wolnego trochę więcej. Mam pomysł na tego fanfica i myślę, że uda mi się go dokończyć w dobry sposób. Pierwszy rozdział mojego autorstwa powinien się pojawić w przyszłym tygodniu, w najgorszym przypadku za dwa.

Dziękuję Sunshine za to, że dała mi szansę.
Powtórzę się, ale to co - mam nadzieję, że się polubimy i dobrze nam się będzie 'współpracowało'.

~ N.

EDIT:
Zapomniałam wspomnieć, że w razie jakichkolwiek pytań, czy coś możecie wpadać na twittera - @perfectlloydxo
Jeślibym się długo nie zjawiała na blogu z rozdziałem możecie pisać xx 

poniedziałek, 15 września 2014

UWAGA

W związku z tym, że nie mam kompletnie czasu na pisanie, a ni za dużo weny, zdecydowałam
się, że oddam blog, komuś kto go poprowadzi lepiej ode mnie i nie będzie zaniedbywał swoich
czytelników tak jak ja :) Jeżeli jest ktoś chętny proszę pisać na e-maila :) W razie gdyby było was więcej niż jedna osobą, pozostanie mi wybrać kogoś z was.
suunshinexd@gmail.com
Jeżeli nie będzie chętnych na przejęcie bloga, po prostu go zawieszam:)
Przepraszam, bardzo przepraszam, ale nie dam rady nic zrobić, a rozdział raz na dwa miesiące na pewno was nie będzie
zadowalał.
aha i jeżeli ktoś chcę Bally też jest do przejęcia.

Mam nadzieję, że jakoś to będzie z tym deep ,że ktoś go przejmie i wam się spodoba :)
Na pewno nie wrócę już do pisania ...

Pozdrawiam PRZEPRASZAM :(



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 50

Des
-Wyjdź stąd Zayn-powiedziałam gdy tylko zobaczyłam go stojącego w moich drzwiach. Zobaczyłam w jego oczach zakłopotanie, zaskoczenie, smutek. Oh ja głupia! Źle się wyraziłam!
-Dla-dlaczego?-spytał jąkając się. A mnie zebrało się na śmiech. Brawo Des, własnie wyszłaś na jakąś obrażoną wariatkę! Co za beznadziejny dobór słów!
-Zayn..-zaczęłam uśmiechając się, a on zmarszczył brwi. Na pewno posądzi mnie o uraz mózgu.-Źle to zabrzmiało, przepraszam.-wytłumaczyłam, a zmarszczka na jego czole jeszcze bardziej pogłębiła się scalając jego brwi.
-Źle się wyraziłaś? Każesz mi stąd wyjść.-powiedział sucho. Oh..
-Chcę żebyś stąd wyszedł, nie chcę żeby tu ktoś do mnie przychodził bo..
-Bo co?-przerwał mi. Mówi jakby był urażony...ale jak się temu dobrze przyjrzeć to chyba jest. Przecież nawet dobrze nie wszedł do środka, a ja wypadłam z tym "wyjdź stąd"!
-Bo ja przynoszę pecha, więc lepiej nie kręć się w pobliżu mnie, przepraszam jeżeli to cię uraziło.-odpowiedziałam spokojnie. Zaczął się śmiać.
-Co ty mówisz Des?-śmiał się dalej.
-Mówię prawdę. Od miesiąca dzieją się wokół mnie niespodziewane, głupie rzeczy i teraz wiem, że ja muszę przynosić pecha. Wyobraź sobie, że moja mama, bardzo dokładny i doświadczony kierowca, zarysowała cały bok swojego samochodu jak tylko jechała DO MNIE. Alex zniknął po tym jak obydwoje się lepiej zakumulowaliśmy, ktoś chciał mnie zgwałcić, to wszystko nie jest z przypadku Zayn, lepiej się nie narażaj.-ja byłam bardzo poważna, a na jego twarzy był uśmiech. Ja nie żartuje, to prawda, nie chce żeby Zayn miał jakieś kłopoty, i niech lepiej się cieszy ,że ten pijany facet nie oskarżył go o pobicie, wtedy na pewno nie byłoby mu do śmiechu i uwierzyłby ,że przynoszę pecha.
-Twoja mama, niezawodny kierowca, zarysowała samochód, ponieważ śpieszyła się do Ciebie, bo ty wylądowałaś w szpitalu, tu nie ma nic dziwnego, przecież to oczywiste, że nie patrzyła na przeszkody, ona po prostu się martwiła i spieszyła do ciebie.
-A jak wytłumaczysz resztę?
-Cóż, ty nie przynosisz pecha, to pech sam cię dopadł, ale nie sadzę, żebyś całe życie go miała.
-Ha! Zayn to wszystko jedno. Jeżeli nie chcesz się nim zarazić, lepiej jedź z tego szpitala, póki nie jest za późno. Ja jestem całkiem poważna!-powiedziałam na końcu rozdrażniona kiedy on cały czas uśmiechał się pod nosem. Oh.. głupek!
-A może ja chce ,żeby twój pech przeszedł na  mnie?? Może chce cie od niego uwolnić?-spytał już bez śmiechu i zbliżając się do mego łóżka usiadł na krześle. Nie chciałam, żeby siedział aż tak blisko, na pewno wyglądałam okropnie i to był drugi powód tych moich niegrzecznych słów. Wyglądałam jak czarownica.
Szkoda ,że nie przyniósł mi w prezencie miotły, byłoby idealnie.
-Dlaczego?-spytałam cicho. Nie odpowiedział. Po prosu się we mnie wpatrywał. Chwile zatrzymał się na poranionej szyi, na której wciąż były ślady duszenia i o które wypytywał mnie lekarz, ale udało mi się go jakoś zbyć, a potem jego wzrok spoczął na rozcięciu na głowie i na zabandażowanej ręce.
-Poza tym nie uratuje się od twojego "pechu"-zrobił cudzysłów-jesteś moja partnerką na ślubie Louisa.
-Zawsze można to zmie..
-NIE.-przerwał mi, a ja prawię podskoczyłam. Okej... Chwila ciszy trwała kilka minut-Bardzo boli?-spytał wzorkiem pokazując zabandażowaną rękę.
-Nie, lekarz mówił, że miałam szczęście, że nie złamana, podobno mam mocne kości i jest tylko potłuczona.
-Cóż to na pewno pech, że masz mocne kości i jej nie złamałaś, wielki pech-zadrwił, a ja zmarszczyłam brwi. Sięgnęłam po poduszkę, którą odłożyłam bo była niewygodna i niespodziewanie rzuciłam nią w Zayn'a, zawsze robiłam tak Louisowi, tyle ,że Zayn..to co innego.
-Dobrze, że nadaje się do rzutów-powiedziałam ironicznie.
-Rzuciłaś w swojego nauczyciela Des-powiedział poważnie poprawiając poburzone włosy, a mnie zrobiło się gorąco. Oh dobry boże, niech on tak przy mnie nie robi!
-Tym razem na pewno wylecę ze szkoły-udałam strach, a on zaczął się śmiać. Mimo tego ,że kilka godzin wcześniej wciąż rozpamiętywałam scenę w lesie zaraził mnie śmiechem i ja też nie mogłam się opanować.
-Um Zayn?-zapytałam po chwili.
-Tak?
-Co z konkursem?-spytałam, a do niego właśnie przyszedł sms.
-Przepraszam, odczytam bo to od pani Davis.-oh dał jej swój numer. A to cwaniara.
-Wygrała drużyna moja, to znaczy w której była Victoria, ale to nie jest ważne.-odpowiedział.
-Nie mogli tutaj przyjechać?-spytałam z nadzieją.
-Niestety nie, nie mogli, ale jutro gdy skończy się wycieczka na pewno cie odwiedzą.
-Mam zostać tutaj do jutra?!
-Tak mówił lekarz.
-Oh-jęknęłam.-Nie dość ,że wyszłam na niezdarę przy całej klasie, to jeszcze moja grupa przegrała i na dokładkę bo tego mało ,mam zostać w szpitalu, i nie wcale to nie pech.
-A ty znowu z tym pechem.-wywrócił śmiesznie oczami.-I nie, nie przegrali przez ciebie, ani nie jesteś niezdarą, to mogło przytrafić się każdemu.
-Ale przytrafiło się mnie, czy to przypadek?-przerwałam mu, a  on spiorunował mnie swoim brązowym spojrzeniem. Nawet się wystraszyłam.
-Tak, przypadek.-odpowiedział mi.
-Mogę wiedzieć chociaż co wygrała grupa two..pana?-zmarszczył brwi, no wiem, że miałam nie mówić mu na pan.
-Jutro jest wyjście na basen, wygrana drużyna otrzymała karnety na saunę i masaż-odpowiedział Zayn, a ja posmutniałam. Myślę, że sauna i masaż pomogłoby się zrelaksować, zapomnieć. Eh..to moja wina, gdybym nie upadła, wygralibyśmy...źle się czułam.
-Suna-powiedziałam cicho do siebie, słychać było smutek.
-Chciałabyś iść na saunę?-zapytał. A czy to nie oczywiste? Kto by nie chciał...Patrząc na niego dałam mu odpowiedź-Zabiorę cie kiedyś.-odpowiedział, a powietrze z moich płuc uleciało pod wpływem szoku jaki doznałam.
-To dość poważna obietnica-wydusiłam. Być w saunie z Zayn'em! Nie, przecież w saunie się jest prawie nago. To niemożliwe...On tylko chce mnie pocieszyć, nie potrzebnie się ekscytuję.
-Wiem ,dotrzymam słowa.
-Ym no nie wiem-wypuściłam z ust te krótkie słówka, a on spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie wiesz?
-No...obiecałeś mi już trochę rzeczy.
-Wiem.-tym razem ja zmarszczyłam czoło.-Nauka jazdy na motorze nam nie ucieknie, a na pizze też pójdziemy, a po pizzy na saunę.-oh nauka na ścigaczu, to byłoby wspaniałe!
-Um..czy nam to wypada?-zapytałam. Nie odpowiedział. Oczywiście, że nam nie wypada... To było najgorsze.-Um, a na tej  saunie, to dziewczyny z pana grupy są osobno i chłopcy osobno?-zapytałam aby zmienić jakoś temat tych naszych obietnic.
-Oczywiście ,że tak.-odpowiedział. No fakt mogłam pomyśleć. Dyrektor nie ufundował by tego, gdyby było inaczej-Ty też mi coś obiecałaś Des.
-Obiecałam?
-Tak, obiecałaś, że...-nie zdążył dopowiedzieć bo do pomieszczenia wszedł Oscar. Oh do licha ,a co on tutaj robi? Już nie jest na mnie obrażony??
-Cześć śliczna, jak się czujesz?-spytał. Spojrzałam na Zayn'a. Nie był zadowolony, że nam przerwał. Złość promieniowała z jego ciała, ale twarz pozostawił kamienną. Poza tym śliczna? Czy on żartuje?
-Jak mam się czuć? Nie jest zbyt kolorowo, leże w szpitalu-odpowiedziałam.-Nie gniewasz się już na mnie?-spytałam, a później pomyślałam. Po co mówię o tym przy Zayn'ie?
-Nie, już nie, ale nadal chciałbym się dowiedzieć.-odpowiedział Oscar i zajął miejsce po drugiej stronie łóżka.
-Nie dowiesz się, to moja sprawa-odpowiedziałam zła.
-Nie denerwuj się Des, opowiesz mi później.-mówił tak jak gdyby nigdy nic.
-Ja już pójdę.-Zayn wstał i zrobił kilka kroków w stronę drzwi-Tak jak chciałaś wcześniej-dodał i wyszedł. O nie...Szło już w dobrym kierunku, po tych wszystkich spięciach, a tu Oscar to zepsuł.
-Nie musisz wracać do motelu? Do grupy?-spytałam, ale zbyt chamsko.
-Już mnie wyganiasz?-uśmiechnął się.
-Nie, tylko się zastawiam i w ogóle.-po co ja się tłumacze?
-Przyjechałem tutaj z Zaynem, jeszcze się nie zbieramy-odpowiedział.-Słuchaj Des wiesz, że przez te marne dwa dni ja naprawdę cię polubiłem i tak sobie myślałem, kiedy siedziałem na korytarzu, czy ty może aby nie chciałabyś iść, no albo czy nie dałabyś mi swojego numeru, żebyśmy mogli się umówić już po waszym wyjeździe?-trochę się motał, ale zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie chce kolejnego chłopaka, do kolekcji,
nie po tym co spotkało mnie z Max'em i Alexem. Nie wiedziałam jak mu delikatnie odmówić.
-Oscar ja..to znaczy..no bo-nie mogłam dokończyć bo znowu ktoś przerwał, z czego się cieszyłam. Tym razem była to mama i lekarz.
-No na razie musi nas pan zostawić-powiedział lekarz, chciałam go wycałować za te słowa. Oscar coś burknął i wyszedł.
-Des skąd te ślady na szyi i dlaczego nie chciałaś powiedzieć panu o nich?- Cholera.
-Bo to nic ważnego, a co?-uśmiechnęłam się i udawałam, że wszystko okej. Nie miałam najmniejszego zamiaru mówić mamie o próbie gwałtu. Spojrzałam na nią, a na jej twarzy już pojawił się ten badawczy, detektywistyczny wyraz jakim posługuje się w pracy. Musiałam dużo siły włożyć w swoją grę aktorską.
-To prawdopodobnie ślady po duszeniu, Des nie kręć-powiedziała stanowczo kobieta.
-Mamo, daj spokój, to ,że ty pracujesz w świecie zbrodni i przestępstw nie znaczy ,że ja byłam któregoś ofiarą, to nie ślady po duszeniu.
-Więc po czym?-spytała dociekliwie.
-Pewnie powiesz ,że kłamie i takie rzeczy tylko w filmach, ale wieczory były zimne, poszłam się przejść na spacer i ubrałam sobie szalik, jedyny kaki miałam, był on trochę długi i gdy szłam lasem, jeden koniec zaczepił się o drzewo, ja szłam dosyć szybko i to mnie mocno szarpnęło, węzeł się zacisnął, a ja musiałam doczłapać do tego drzewa z trudem łapiąc oddech, aby jakoś się wyswobodzić, a potem miałam te ślady, cała historia. Zamkniesz mój szalik w więzieniu za usiłowanie zabójstwa własnej córki?-spytałam na końcu głosem śmiertelnie poważnym, aż sam doktor zachichotał cichutko, posłałam mu szybki uśmiech, a mama zacisnęła szczękę.
-Nie, ale zabójczy szalik wyrzucimy do kosza-odpowiedziała mama. Odetchnęłam z ulga. Uwierzyła! A przynajmniej tak to wyglądało.
-Proszę pana-zwróciłam się w stronę doktora.
-Tak słoneczko?
-Czy ja muszę tutaj zostać? Nie mogę wracać z mamą dzisiaj?
-Niestety nie, musisz zostać na noc na obserwacji w razie jakiś komplikacji, jutro o koło południa twoja mama cie wypisze i wtedy opuścisz szpital.-odpowiedział doktor.-A teraz musisz zażyć leki-podszedł pod jakąś szafkę wyjął leki, podszedł pod wielki baniaczek z wodą, i do plastikowego kubka nalał jej odrobinę.
-Proszę-podał mi, ja wsadziłam tabletki do ust i szybko popiłam. Na języku zachował się delikatnie gorzki smak prochów. Nie było to dobre.
-Gorzki lek najlepiej leczy-uśmiechnął się pa doktor.-To na poprawę ciśnienia, masz je zbyt niskie, powiedz, bardzo stresowałaś się w ostatnich dniach?-spytał, a ja wyraźnie zbladłam. Stresowałam się, denerwowałam ,i to jak!
-Tak, za niedługo egzaminy końcowe, ślub mojego brata, będę druhną, stresowałam się zadaniami na wycieczce, dużo stresu i nerwów, a ja szybko się denerwuje.-powiedziałam cicho.
-Skarbie, nie możesz tak.-wtrąciła się mama. jej nawet nigdy w domu nie ma, więc co on tam wie.
-Jestem trochę zmęczona-ziewnęłam teatralnie-Mogłabym już pójść spać?-spytałam.
-Jasne, że tak-odpowiedział doktor-Do jutra. Dobranoc-uśmiechnął się i wyszedł.
-Des czy wszystko w porządku?-spytała mama.
-Co masz na myśli?
-No twój stres..
-Nie przejmuj się, ja tak mam, zbyt mocno wszystkim się przejmuje ostatnimi czasy, zmieniłam się trochę, bo kiedyś olewałam wszystko, może dorastam.
-Ale czym się stresujesz? Ślubem Louisa? A co tutaj stresującego?
-No, że źle wypadnę, połamie nogę na obcasach, takie proste rzeczy.-wzruszyłam ramionami, a mama zachichotała.
-Dobrze już śpij, nie meczę cię, jutro wrócimy do domu i zapewne będzie czekać cię niespodzianka-uśmiechnęła się tajemniczo.
-Niespodzianka?-spytałam
-Śpij kochanie-pocałowała moje czoło.
-Ale mamo jaka..
-Dobranoc-odpowiedziała i wyszła. Świetnie teraz już na pewno nie zasnę! Niespodzianka...niespodzianka, jaka niespodzianka!?
Popatrzyłam na szklaną szybę , przy której stał Zayn i patrzył się na mnie, a kawałek za nim stał Oscar i rozmawiał z moją mamą. Oby mu nie dała numeru! O boże! Otrzepałam głowę z tych myśli i wzrok ponownie przeniosłam na "mojego nauczyciela" Zayn nawet nie mrugał, albo ja nie zauważyłam jak mruga. Prawie mnie zahipnotyzowały te jego głębokie ciepłe tęczówki. Ciekawe po kim on ma takie piękne oczy? Cóż, jednak niespodzianka mojej mamy nie powstrzyma mnie od snu. Moje powieki pod wpływem zmęczenia i wrażeń zaczęły opadać, a ja odpłynęłam do świata snów.
_____________________________________________________________________________
Tak, tak. Słoneczko wie, że rozdział taki zwykły, nijaki i spokojny, ale tutaj chciałam zamknąć
sprawę tej nieszczęsnej wycieczki ,w kolejnym rozdziale ,Des wróci już do domu :)
a W tym macie taką fajną scenę #ZESMOMENT lub #DAYNMOMENT lub #DEYNMOMENT
już zwał jak zwał.
Kocham was i wciąż chcę mi się śmiać z waszych reakcji na słowa Des, a to tylko niewinny zły dobór słów. Kocham i pozdrawiam waszą wyobraźnie!

Dziękuje za KOMENTARZE! OBY TAK DALEJ!