środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 38

Nastał nowy dzień. Wstawałoby mi się dosyć dobrze gdyby nie fakt ,że muszę iść do szkoły. Jak co rano ubrałam się, umyłam, wymalowałam, przygotowałam rzeczy do szkoły, zbiegłam na dół, zjadłam szybkie śniadanie, umyłam zęby i wyszłam na autobus.
W szkole byłam za dziesięć ósma. Kurtkę powiesiłam w szatni i postanowiłam udać się pod sale chemiczną.
Z daleka zobaczyłam Zayna jak wychodzi z pokoju nauczycielskiego. Chciałam podejść, nie wiedziałam po co ale chciałam, jednak ktoś mi to uniemożliwił. Poczułam jak czyjaś ręka owija się wokół mojego nadgarstka. Pierwszą myślą było ,że to
Alex,
jednak był to Max. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem jak zareagowałabym na widok tego ,który posłał mnie do szpitala.
-Czego chcesz?-warknęłam i wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Chcę cię zapytać o coś.
-O co?
-Czy dalej nie wiesz co z Alexem? Jego matka nie daje mi spokoju, zgłosiła zaginięcie na policje.
-Oh przykro mi-zadrwiłam-Ale nie, nie wiem gdzie on jest i szczerze mówiąc nie chce wiedzieć.
-Aż tak jesteście pokłóceni?-zapytał.
-A co tobie do tego?-odpowiedziałam pytaniem.
-Po prostu pytam.
-Chyba będzie lepiej jeżeli zajmiesz się swoimi sprawami.
-Ty musisz wiedzieć gdzie on jest.
-Ale tego nie wiem, mógłbyś dać mi wreszcie święty spokój.
-Posłuchaj Des, ja wiem ,że...
-Des, jesteś już , świetnie, musisz iść ze mną.-podszedł Zayn. Uśmiechnęłam się do niego.
-Znowu nam pan przerywa.-warknął Max.
-Des czy ty masz ochotę rozmawiać z Max'em?-zapytał mnie.
-Nie.-powiedziałam stanowczo.
-Więc nie ma o czym mówić, idź na lekcje Max-powiedział poważnie Zayn, a chłopak wypełnił jego polecenie odchodząc.
-Dzięki-bąknęłam, a on lekko się uśmiechnął.
-Jak się czujesz?-zapytał.
-Wszystko jest dobrze, ale nie wiem co z Alexem , podobno zaginął.
-Słyszałem coś o tym.
-Max mówił ,że Alex zostawił mamie kartkę z tekstem ,że zrobił coś złego.-mruknęłam,
-Myślisz ,że...
-On myśli ,że zrobił coś złego mnie. Tak.
-Wprawdzie zrobił.
-Nie, nie zrobił., mnie nic nie jest.
-Ale..
-Tak wiem ,mogło mi się coś stać, ale złego diabli nie biorą-zaśmiałam się.
-Nie jesteś zła, przecież wiesz.
-Tak ,ale dobra też nie-Zayn uśmiechnął się przez sekundę. Patrzył w moje oczy ,a ja patrzyłam w jego. Między nami nastała długa CHWILA CISZY i coś wewnątrz mnie mówiło "No pocałuj go, przecież tego chcesz" kiedy byłam prawie pewna ,że mogę go pocałować zadzwonił dzwonek
i  sprowadził mnie na ziemie.
-Chyba powinnam iść na lekcje-powiedziałam odwracając wzrok i ruszyłam pod odpowiednią klasę nie czekając na słowa ze strony Zayna.
Kiedy znalazłam się przy sali od razu podbiegła do mnie moja trójca i osaczyli mnie pytając jak się czuje.
Czy to nie jest najbardziej irytujące pytanie świata? Bo dla mnie właśnie chyba jest.
Mijały lekcje, a ja nie mogłam doczekać się treningu. W końcu będę mogła oczyścić się ze złych emocji wyładowując je na piłce. Pożegnałam się z Vicky, Rickiem i Zackiem i razem z dziewczynami udałyśmy się na sale, aby się przebrać.
W szkole trwały już przygotowania na jutrzejsze rozgrywki. Miałyśmy skrócony trening bo chłopaki z koszykówki też chcieli trenować. Przebrałyśmy się szybko.
-Des słyszałem ,że byłaś w szpitalu. Możesz grać?-zapytał trener.
-Niech się pan nie obawia. Ze mną już wszystko okej, mogę grać pytałam lekarza.
-Przyznam że szkoda by było gdybyś nie grała ,jednak wiem ,że zdrowie jest najważniejsze, dlatego pytam.
-Gram-powtórzyłam i zaczął się nasz ostatni trening. Szło nam dobrze wczuwałyśmy się w grę i trener był z nas dumny. Pod koniec meczu narodził się ból w mojej głowie ,ale nie chciałam aby ktokolwiek o tym wiedział. Zignorowałam to.
-Mam nadzieje ,że jutro dacie z siebie wszystko i pierwsze miejsce będzie należało do was!-powiedział pan Truman.
-Oczywiście-powiedziałyśmy z uśmiechem. Rozmawiałyśmy z nim jeszcze krótką chwile. Skończyłyśmy trening wzięłyśmy prysznic przebrałyśmy się i mogłyśmy iść do domu.
Przechodząc przez furtkę zorientowałam się ,że mamy nie ma. Ta jej praca! Weszłam do środka i od razu przywitała mnie Biała.
-Co mała głodna jesteś?-zapytałam miłym głosem i zrzucając z nóg buty, plecak z ramion i szybko udałam się do kuchni. Naszykowałam jej jedzenie i kiedy Luna zaczęła jeść nalałam sobie soku. Głowa ciągle mnie bolała wiec postanowiłam wziąć przeciwbólowy lek, abym mogła odprężyć się przed jutrzejszym meczem. Otworzyłam Białej jej małe wyjście na podwórko i zbierając plecak z podłogi poczłapałam na górę. W pokoju chwyciłam tylko bieliznę i od razu ruszyłam do łazienki mamy aby zrelaksować się w wannie. Odkręciłam kurek z wodą o idealnej dla mnie temperaturze i powoli się rozbierałam. Zmyłam makijaż i gdy woda była na odpowiednim poziomie zanurzyłam się w parującej cieczy.
Czułam się jak parówka. Mój boże! Ja chyba zgłupiałam przez ten upadek...
Umyłam szybko włosy spięłam je spinką i oparłam się o ściankę wanny wsypując sól do kąpieli i wlewając pół butelki drogiego płynu do kąpieli z lawendą.
Matka mnie ukatrupi.
Leżałam, parowałam i nuciłam sobie pod nosem. W końcu moje niebo przerwał dzwonek do drzwi i szczekanie psa. Nie chciało mi się otwierać, więc pomyślałam ,że udam ,że mnie nie ma ,więc ten ktoś się odpierdoli.  Jednak się pomyliłam. Zamiast samego dzwonka do drzwi ktoś robił mi na złość i walił w te drzwi jakby to była stodoła. Denerwował przy tym coraz głośniej szczekającą Lunę. Wkurzona wyszłam z wanny zdjęłam z wieszaka biały szlafrok mamy, wytarłam stopy i ubrałam na siebie materiał. Zeszłam na dół bo pukanie drażniło moje bębenki słuchowe.
-Spokój już!-uciszyłam Białą i ze skwaszoną miną otworzyłam drzwi.
Przed moimi oczami ukazało się dwóch panów w policyjnych mundurach.
-Dobry wieczór.-powiedział jeden ,a ja oblałam się rumieńcem. No, pięknie przywitałam służby publiczne, dobrze ,że nie nago...
-Dobry wieczór.-odpowiedziałam z lekką chrypą.
-Des Tomlinson?-upewnił się.
-Tak.
-Możemy wejść i zadać kilka pytań?
-Um ..jasne-odsunęłam się, a oni weszli. Luna ich obserwowała.
-Widzę, że przeszkodziliśmy pani w kąpieli-zaśmiał się jeden.
-Nie, właściwe to już wychodziłam.-ale kłamię! Powinnam im powiedzieć ,żeby dali mi jakąś godzinkę.
-No dobrze, a mogłaby się pani ubrać?
-Um..tak, już, za chwile wracam mogą panowie poczekać w kuchni-powiedziałam i czmychnęłam na górę jak król prędkości. W biegu ubrałam bieliznę, dresy i jakąś luźną koszulkę i z powrotem zbiegłam na dół. Policjanci rozglądali się po kuchni.
-Więc o co chodzi?-zapytałam ciekawa po co oni tutaj przyszli. W końcu na kawę raczej nie.
-Chodzi o Alexa Wilsona-powiedział policjant, a moje mięśnie się spięły. No a o kogo innego..
-Ja odmówiłam składania zeznań.-powiedziałam.
-Tak wiemy ,ale my w nieco innej sprawie.-podniosłam brwi w górę.
-On zniknął, a ty byłaś ostatnią osobą która go widziała.
-Skąd ta pewność ,że ja?
-Wiemy ,że się kłóciliście, a ty uderzyłaś się w głowę. Prawdopodobnie Alex myśli ,że zrobił ci coś o wiele gorszego.
-Ale nie zrobił, może po prostu pojechał gdzieś do rodziny?
-Nie. Nikt go nie widział. Zostawił kartkę swojej matce. Coś w rodzaju pożegnania. Musisz nam opowiedzieć dokładnie dlaczego się pokłóciliście i jak doszło do tego wypadku.-rozkazał.
-Czy naprawdę muszę?
-Tak, to może nam pomóc.
-Okej-westchnęłam i zaczęłam opowiadać wszystko od nagrania które odtworzył mi Max. Policjanci słuchali uważnie. Przeszłam do kłótni w domu kiedy kazał mi klękać na kolana ,a potem opowiedziałam o popchnięciu.
-Czy on wcześnie robił się wulgarny i kazał robić rzeczy których nie chciałaś?
-Nie, czy ja muszę brać udział w tej sprawie?-zapytałam lekko zirytowana.
-Des musisz nam jakoś pomóc.
-Ale ja nie wiem jak, przecież nie wiem gdzie on jest.-mruknęłam.
-Znałaś go dobrze?
-Przez ostatnie dni przebywałam z nim bardzo dużo czasu ale wcześniej o wiele mniej. Kiedyś on przyjaźnił się z Maxem ,chłopakiem z jego klasy.
-Tak wiemy, jedziemy również do niego. Powiedz, może wiesz coś o jego ulubionych miejscach pobytu, gdzie chciałby wyjechać lub coś takiego?
-Nie, raczej nie.-wytężyłam umysł.-Chociaż raz coś mówił że chciałby wyjechać nad morze ,jednak wątpię żeby tam pojechał.
-Gdzie nad morze?
-Nie wiem, tego już nie mówił. Ja nie mogę pomóc.
-Musimy chwytać się wszystkiego.
-On pewnie za kilka dni wróci.-mruknęłam.
-Skąd ta pewność?
-Przecież nigdy nie uciekał z domu.
-Bo nigdy nie zrobił niczego złego.
-Tym razem też nie. Ludzie czasem się kłócą.-policjant skrzywił wargę w prawą stronę.
-No dobrze, gdybyś jedna coś sobie przypomniała, lub gdyby on się do ciebie odezwał natychmiast daj nam znać.
-Dobrze, ale wątpię. Ja byłabym chyba ostatnią osobą do której by dzwonił.
-Jednak nie można tego wykluczyć.-powiedział i podniósł się ze stołka.
-Dobranoc-powiedzieli.
-Dobranoc-odprowadziłam ich i zamknęłam drzwi. Mój Relax właśnie trafił szlag przez Alexa.
Wyszłam na górę chwyciłam swoją komórkę i wybrałam jego numer. Miałam nadziej że odbierze, wróci i ten cały cyrk się skończy.
_____________________________________________________________________________
Cześć.
Zawaliłam sprawę.
Wiem.
Do następnego.