poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 50

Des
-Wyjdź stąd Zayn-powiedziałam gdy tylko zobaczyłam go stojącego w moich drzwiach. Zobaczyłam w jego oczach zakłopotanie, zaskoczenie, smutek. Oh ja głupia! Źle się wyraziłam!
-Dla-dlaczego?-spytał jąkając się. A mnie zebrało się na śmiech. Brawo Des, własnie wyszłaś na jakąś obrażoną wariatkę! Co za beznadziejny dobór słów!
-Zayn..-zaczęłam uśmiechając się, a on zmarszczył brwi. Na pewno posądzi mnie o uraz mózgu.-Źle to zabrzmiało, przepraszam.-wytłumaczyłam, a zmarszczka na jego czole jeszcze bardziej pogłębiła się scalając jego brwi.
-Źle się wyraziłaś? Każesz mi stąd wyjść.-powiedział sucho. Oh..
-Chcę żebyś stąd wyszedł, nie chcę żeby tu ktoś do mnie przychodził bo..
-Bo co?-przerwał mi. Mówi jakby był urażony...ale jak się temu dobrze przyjrzeć to chyba jest. Przecież nawet dobrze nie wszedł do środka, a ja wypadłam z tym "wyjdź stąd"!
-Bo ja przynoszę pecha, więc lepiej nie kręć się w pobliżu mnie, przepraszam jeżeli to cię uraziło.-odpowiedziałam spokojnie. Zaczął się śmiać.
-Co ty mówisz Des?-śmiał się dalej.
-Mówię prawdę. Od miesiąca dzieją się wokół mnie niespodziewane, głupie rzeczy i teraz wiem, że ja muszę przynosić pecha. Wyobraź sobie, że moja mama, bardzo dokładny i doświadczony kierowca, zarysowała cały bok swojego samochodu jak tylko jechała DO MNIE. Alex zniknął po tym jak obydwoje się lepiej zakumulowaliśmy, ktoś chciał mnie zgwałcić, to wszystko nie jest z przypadku Zayn, lepiej się nie narażaj.-ja byłam bardzo poważna, a na jego twarzy był uśmiech. Ja nie żartuje, to prawda, nie chce żeby Zayn miał jakieś kłopoty, i niech lepiej się cieszy ,że ten pijany facet nie oskarżył go o pobicie, wtedy na pewno nie byłoby mu do śmiechu i uwierzyłby ,że przynoszę pecha.
-Twoja mama, niezawodny kierowca, zarysowała samochód, ponieważ śpieszyła się do Ciebie, bo ty wylądowałaś w szpitalu, tu nie ma nic dziwnego, przecież to oczywiste, że nie patrzyła na przeszkody, ona po prostu się martwiła i spieszyła do ciebie.
-A jak wytłumaczysz resztę?
-Cóż, ty nie przynosisz pecha, to pech sam cię dopadł, ale nie sadzę, żebyś całe życie go miała.
-Ha! Zayn to wszystko jedno. Jeżeli nie chcesz się nim zarazić, lepiej jedź z tego szpitala, póki nie jest za późno. Ja jestem całkiem poważna!-powiedziałam na końcu rozdrażniona kiedy on cały czas uśmiechał się pod nosem. Oh.. głupek!
-A może ja chce ,żeby twój pech przeszedł na  mnie?? Może chce cie od niego uwolnić?-spytał już bez śmiechu i zbliżając się do mego łóżka usiadł na krześle. Nie chciałam, żeby siedział aż tak blisko, na pewno wyglądałam okropnie i to był drugi powód tych moich niegrzecznych słów. Wyglądałam jak czarownica.
Szkoda ,że nie przyniósł mi w prezencie miotły, byłoby idealnie.
-Dlaczego?-spytałam cicho. Nie odpowiedział. Po prosu się we mnie wpatrywał. Chwile zatrzymał się na poranionej szyi, na której wciąż były ślady duszenia i o które wypytywał mnie lekarz, ale udało mi się go jakoś zbyć, a potem jego wzrok spoczął na rozcięciu na głowie i na zabandażowanej ręce.
-Poza tym nie uratuje się od twojego "pechu"-zrobił cudzysłów-jesteś moja partnerką na ślubie Louisa.
-Zawsze można to zmie..
-NIE.-przerwał mi, a ja prawię podskoczyłam. Okej... Chwila ciszy trwała kilka minut-Bardzo boli?-spytał wzorkiem pokazując zabandażowaną rękę.
-Nie, lekarz mówił, że miałam szczęście, że nie złamana, podobno mam mocne kości i jest tylko potłuczona.
-Cóż to na pewno pech, że masz mocne kości i jej nie złamałaś, wielki pech-zadrwił, a ja zmarszczyłam brwi. Sięgnęłam po poduszkę, którą odłożyłam bo była niewygodna i niespodziewanie rzuciłam nią w Zayn'a, zawsze robiłam tak Louisowi, tyle ,że Zayn..to co innego.
-Dobrze, że nadaje się do rzutów-powiedziałam ironicznie.
-Rzuciłaś w swojego nauczyciela Des-powiedział poważnie poprawiając poburzone włosy, a mnie zrobiło się gorąco. Oh dobry boże, niech on tak przy mnie nie robi!
-Tym razem na pewno wylecę ze szkoły-udałam strach, a on zaczął się śmiać. Mimo tego ,że kilka godzin wcześniej wciąż rozpamiętywałam scenę w lesie zaraził mnie śmiechem i ja też nie mogłam się opanować.
-Um Zayn?-zapytałam po chwili.
-Tak?
-Co z konkursem?-spytałam, a do niego właśnie przyszedł sms.
-Przepraszam, odczytam bo to od pani Davis.-oh dał jej swój numer. A to cwaniara.
-Wygrała drużyna moja, to znaczy w której była Victoria, ale to nie jest ważne.-odpowiedział.
-Nie mogli tutaj przyjechać?-spytałam z nadzieją.
-Niestety nie, nie mogli, ale jutro gdy skończy się wycieczka na pewno cie odwiedzą.
-Mam zostać tutaj do jutra?!
-Tak mówił lekarz.
-Oh-jęknęłam.-Nie dość ,że wyszłam na niezdarę przy całej klasie, to jeszcze moja grupa przegrała i na dokładkę bo tego mało ,mam zostać w szpitalu, i nie wcale to nie pech.
-A ty znowu z tym pechem.-wywrócił śmiesznie oczami.-I nie, nie przegrali przez ciebie, ani nie jesteś niezdarą, to mogło przytrafić się każdemu.
-Ale przytrafiło się mnie, czy to przypadek?-przerwałam mu, a  on spiorunował mnie swoim brązowym spojrzeniem. Nawet się wystraszyłam.
-Tak, przypadek.-odpowiedział mi.
-Mogę wiedzieć chociaż co wygrała grupa two..pana?-zmarszczył brwi, no wiem, że miałam nie mówić mu na pan.
-Jutro jest wyjście na basen, wygrana drużyna otrzymała karnety na saunę i masaż-odpowiedział Zayn, a ja posmutniałam. Myślę, że sauna i masaż pomogłoby się zrelaksować, zapomnieć. Eh..to moja wina, gdybym nie upadła, wygralibyśmy...źle się czułam.
-Suna-powiedziałam cicho do siebie, słychać było smutek.
-Chciałabyś iść na saunę?-zapytał. A czy to nie oczywiste? Kto by nie chciał...Patrząc na niego dałam mu odpowiedź-Zabiorę cie kiedyś.-odpowiedział, a powietrze z moich płuc uleciało pod wpływem szoku jaki doznałam.
-To dość poważna obietnica-wydusiłam. Być w saunie z Zayn'em! Nie, przecież w saunie się jest prawie nago. To niemożliwe...On tylko chce mnie pocieszyć, nie potrzebnie się ekscytuję.
-Wiem ,dotrzymam słowa.
-Ym no nie wiem-wypuściłam z ust te krótkie słówka, a on spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie wiesz?
-No...obiecałeś mi już trochę rzeczy.
-Wiem.-tym razem ja zmarszczyłam czoło.-Nauka jazdy na motorze nam nie ucieknie, a na pizze też pójdziemy, a po pizzy na saunę.-oh nauka na ścigaczu, to byłoby wspaniałe!
-Um..czy nam to wypada?-zapytałam. Nie odpowiedział. Oczywiście, że nam nie wypada... To było najgorsze.-Um, a na tej  saunie, to dziewczyny z pana grupy są osobno i chłopcy osobno?-zapytałam aby zmienić jakoś temat tych naszych obietnic.
-Oczywiście ,że tak.-odpowiedział. No fakt mogłam pomyśleć. Dyrektor nie ufundował by tego, gdyby było inaczej-Ty też mi coś obiecałaś Des.
-Obiecałam?
-Tak, obiecałaś, że...-nie zdążył dopowiedzieć bo do pomieszczenia wszedł Oscar. Oh do licha ,a co on tutaj robi? Już nie jest na mnie obrażony??
-Cześć śliczna, jak się czujesz?-spytał. Spojrzałam na Zayn'a. Nie był zadowolony, że nam przerwał. Złość promieniowała z jego ciała, ale twarz pozostawił kamienną. Poza tym śliczna? Czy on żartuje?
-Jak mam się czuć? Nie jest zbyt kolorowo, leże w szpitalu-odpowiedziałam.-Nie gniewasz się już na mnie?-spytałam, a później pomyślałam. Po co mówię o tym przy Zayn'ie?
-Nie, już nie, ale nadal chciałbym się dowiedzieć.-odpowiedział Oscar i zajął miejsce po drugiej stronie łóżka.
-Nie dowiesz się, to moja sprawa-odpowiedziałam zła.
-Nie denerwuj się Des, opowiesz mi później.-mówił tak jak gdyby nigdy nic.
-Ja już pójdę.-Zayn wstał i zrobił kilka kroków w stronę drzwi-Tak jak chciałaś wcześniej-dodał i wyszedł. O nie...Szło już w dobrym kierunku, po tych wszystkich spięciach, a tu Oscar to zepsuł.
-Nie musisz wracać do motelu? Do grupy?-spytałam, ale zbyt chamsko.
-Już mnie wyganiasz?-uśmiechnął się.
-Nie, tylko się zastawiam i w ogóle.-po co ja się tłumacze?
-Przyjechałem tutaj z Zaynem, jeszcze się nie zbieramy-odpowiedział.-Słuchaj Des wiesz, że przez te marne dwa dni ja naprawdę cię polubiłem i tak sobie myślałem, kiedy siedziałem na korytarzu, czy ty może aby nie chciałabyś iść, no albo czy nie dałabyś mi swojego numeru, żebyśmy mogli się umówić już po waszym wyjeździe?-trochę się motał, ale zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie chce kolejnego chłopaka, do kolekcji,
nie po tym co spotkało mnie z Max'em i Alexem. Nie wiedziałam jak mu delikatnie odmówić.
-Oscar ja..to znaczy..no bo-nie mogłam dokończyć bo znowu ktoś przerwał, z czego się cieszyłam. Tym razem była to mama i lekarz.
-No na razie musi nas pan zostawić-powiedział lekarz, chciałam go wycałować za te słowa. Oscar coś burknął i wyszedł.
-Des skąd te ślady na szyi i dlaczego nie chciałaś powiedzieć panu o nich?- Cholera.
-Bo to nic ważnego, a co?-uśmiechnęłam się i udawałam, że wszystko okej. Nie miałam najmniejszego zamiaru mówić mamie o próbie gwałtu. Spojrzałam na nią, a na jej twarzy już pojawił się ten badawczy, detektywistyczny wyraz jakim posługuje się w pracy. Musiałam dużo siły włożyć w swoją grę aktorską.
-To prawdopodobnie ślady po duszeniu, Des nie kręć-powiedziała stanowczo kobieta.
-Mamo, daj spokój, to ,że ty pracujesz w świecie zbrodni i przestępstw nie znaczy ,że ja byłam któregoś ofiarą, to nie ślady po duszeniu.
-Więc po czym?-spytała dociekliwie.
-Pewnie powiesz ,że kłamie i takie rzeczy tylko w filmach, ale wieczory były zimne, poszłam się przejść na spacer i ubrałam sobie szalik, jedyny kaki miałam, był on trochę długi i gdy szłam lasem, jeden koniec zaczepił się o drzewo, ja szłam dosyć szybko i to mnie mocno szarpnęło, węzeł się zacisnął, a ja musiałam doczłapać do tego drzewa z trudem łapiąc oddech, aby jakoś się wyswobodzić, a potem miałam te ślady, cała historia. Zamkniesz mój szalik w więzieniu za usiłowanie zabójstwa własnej córki?-spytałam na końcu głosem śmiertelnie poważnym, aż sam doktor zachichotał cichutko, posłałam mu szybki uśmiech, a mama zacisnęła szczękę.
-Nie, ale zabójczy szalik wyrzucimy do kosza-odpowiedziała mama. Odetchnęłam z ulga. Uwierzyła! A przynajmniej tak to wyglądało.
-Proszę pana-zwróciłam się w stronę doktora.
-Tak słoneczko?
-Czy ja muszę tutaj zostać? Nie mogę wracać z mamą dzisiaj?
-Niestety nie, musisz zostać na noc na obserwacji w razie jakiś komplikacji, jutro o koło południa twoja mama cie wypisze i wtedy opuścisz szpital.-odpowiedział doktor.-A teraz musisz zażyć leki-podszedł pod jakąś szafkę wyjął leki, podszedł pod wielki baniaczek z wodą, i do plastikowego kubka nalał jej odrobinę.
-Proszę-podał mi, ja wsadziłam tabletki do ust i szybko popiłam. Na języku zachował się delikatnie gorzki smak prochów. Nie było to dobre.
-Gorzki lek najlepiej leczy-uśmiechnął się pa doktor.-To na poprawę ciśnienia, masz je zbyt niskie, powiedz, bardzo stresowałaś się w ostatnich dniach?-spytał, a ja wyraźnie zbladłam. Stresowałam się, denerwowałam ,i to jak!
-Tak, za niedługo egzaminy końcowe, ślub mojego brata, będę druhną, stresowałam się zadaniami na wycieczce, dużo stresu i nerwów, a ja szybko się denerwuje.-powiedziałam cicho.
-Skarbie, nie możesz tak.-wtrąciła się mama. jej nawet nigdy w domu nie ma, więc co on tam wie.
-Jestem trochę zmęczona-ziewnęłam teatralnie-Mogłabym już pójść spać?-spytałam.
-Jasne, że tak-odpowiedział doktor-Do jutra. Dobranoc-uśmiechnął się i wyszedł.
-Des czy wszystko w porządku?-spytała mama.
-Co masz na myśli?
-No twój stres..
-Nie przejmuj się, ja tak mam, zbyt mocno wszystkim się przejmuje ostatnimi czasy, zmieniłam się trochę, bo kiedyś olewałam wszystko, może dorastam.
-Ale czym się stresujesz? Ślubem Louisa? A co tutaj stresującego?
-No, że źle wypadnę, połamie nogę na obcasach, takie proste rzeczy.-wzruszyłam ramionami, a mama zachichotała.
-Dobrze już śpij, nie meczę cię, jutro wrócimy do domu i zapewne będzie czekać cię niespodzianka-uśmiechnęła się tajemniczo.
-Niespodzianka?-spytałam
-Śpij kochanie-pocałowała moje czoło.
-Ale mamo jaka..
-Dobranoc-odpowiedziała i wyszła. Świetnie teraz już na pewno nie zasnę! Niespodzianka...niespodzianka, jaka niespodzianka!?
Popatrzyłam na szklaną szybę , przy której stał Zayn i patrzył się na mnie, a kawałek za nim stał Oscar i rozmawiał z moją mamą. Oby mu nie dała numeru! O boże! Otrzepałam głowę z tych myśli i wzrok ponownie przeniosłam na "mojego nauczyciela" Zayn nawet nie mrugał, albo ja nie zauważyłam jak mruga. Prawie mnie zahipnotyzowały te jego głębokie ciepłe tęczówki. Ciekawe po kim on ma takie piękne oczy? Cóż, jednak niespodzianka mojej mamy nie powstrzyma mnie od snu. Moje powieki pod wpływem zmęczenia i wrażeń zaczęły opadać, a ja odpłynęłam do świata snów.
_____________________________________________________________________________
Tak, tak. Słoneczko wie, że rozdział taki zwykły, nijaki i spokojny, ale tutaj chciałam zamknąć
sprawę tej nieszczęsnej wycieczki ,w kolejnym rozdziale ,Des wróci już do domu :)
a W tym macie taką fajną scenę #ZESMOMENT lub #DAYNMOMENT lub #DEYNMOMENT
już zwał jak zwał.
Kocham was i wciąż chcę mi się śmiać z waszych reakcji na słowa Des, a to tylko niewinny zły dobór słów. Kocham i pozdrawiam waszą wyobraźnie!

Dziękuje za KOMENTARZE! OBY TAK DALEJ!