wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 47

-I po co się tak unosisz.-mruknęłam.
-Bo widzę jakieś kurwa czerwone plamy-odparła.
-Może jestem uczulona na jakieś zielsko-wzruszyłam ramionami, a ona popatrzyła na mnie mrużąc oczy.-Pewnie jak robiłam to zdjęcie wczoraj ,to  się o coś otarłam i przez noc mi wyskoczyło, a jeżeli już tak to wszystko cie interesuje, to nic mnie nie boli!
-Oh skoro to uczulenie to chodźmy powiedzieć ,żeby zbadał cie lekarz, nie wolno tego lekceważyć!
-Nigdzie.Kurwa.Nie.Pójde. I ani mi się waż wypaplać to wszystko.-warknęłam patrząc na nią wściekłym spojrzeniem. Nie chciałam się tłumaczyć, bo oczywistym było ,że jeżeli jakikolwiek lekarz by mnie zbadał od razu zorientował by się ,że to nie żadne uczulenie.
-Des nie możesz zawsze być taka uparta.-mruknęła przyjaciółka. Zauważyłam, że Zoe i Jasmine wróciły na swoje łóżka. Pewnie nie chciały nam przeszkadzać w tej konfrontacji. A raczej bitwie.
-Doskonale wiesz ,że mogę i jestem, nie będzie mnie nikt badał, bo nic mi nie jest i chodźmy już, bo jestem głodna-warknęła rozdrażniona.
-Des, widać ,że nie jest dobrze, nawet się nie wymalowałaś.-powiedziała zdecydowanie ciszej.
-I to znaczy tyle, że źle się czuje? Może po protu nie chciało mi się malować?-wzruszyłam ramionami i nie czekając na dziewczyny wyszłam z pokoju z delikatnym trzaśnięciem drzwi. Zeszłam po schodach i energicznym krokiem ruszyłam na stołówkę. W pomieszczeniu znajdowali się chłopcy i kilka dziewczyn z naszej klasy, byli też inni goście motelu i trójka naszych nauczycieli, w tym Zayn. Kiedy mnie zobaczył na
początku sali przestał jeść i wpatrywał się we mnie bardzo intensywnie. Od razu przypomniała mi się nocna sytuacja, wiedziałam  jednak ,że nie mogę płakać, przecież zawsze uciekałam do łez. Podeszłam pod szwedzki stół, sięgnęłam po talerz, nasypałam garść płatków zbożowych, dolałam trochę mleka i usiadłam przy wolnym stoliku oddalonym od wszystkich. Zaczęłam mieszać łyżką w talerzu i zastanawiałam się czy powiedzieć o tym Victorii czy lepiej zostawić to tak jak jest? Wiem, że ona nie da mi spokoju
i będzie mnie męczyć pytaniami dlaczego tak dziwnie się zachowuje. Mam przeczucie ,że jej reakcja nie byłaby spokojna gdyby się o tym dowiedziała. ALE CHYBA NIE MA SIĘ CO DZIWIĆ.
Czułam ,że ktoś się we mnie wpatruje. Podniosłam głowę. Miałam rację. Zayn patrzył na mnie. Pewnie chciał się upewnić, że nie zrobiłam nic głupiego, że ze mną nie jest tak źle jak wczoraj, Wiedziałam ,że jego wzrok spoczął na mojej poranionej szyi, dlatego naciągnęłam bluzę do tyłu, aby możliwie jak najbardziej zakryć ślady. Powoli zaczęłam jeść swoje śniadanie i odpłynęłam w swój własny świat. Co zrobiłby Louis gdyby dowiedział się o tej sytuacji? Mam nadzieję ,że Zayn zachowa to dla siebie i nie wygada tego nikomu. Nie chciałabym znów rozmawiać z policją, a jestem święcie przekonana, że to byłoby pierwsze co zrobiłaby moja matka. Nie spytałaby czy dobrze się czuje, a zadzwoniłaby po kolegów "po fachu", a oni z tymi swoimi notesikami pytaliby o każdy najmniejszy szczegół. Nie miałabym siły z nimi o tym rozmawiać, nie miałabym nawet ochoty. Tak się zastanawiam, czy ja urodziłam się pod pechową gwiazdą? Najpierw przeze mnie zginął mój ojciec, moja matka wpadła w wir tej swojej zakichanej pracy, zdradził mnie Max, później to całe zamieszanie z Alexem ,a teraz próba gwałtu przez jakiegoś obrzydliwego pijaka w lesie. Przezwisko "Szczęściara" raczej nie jest dla mnie. Kończyłam już jeść swój posiłek kiedy ktoś zaczął potrącać za moje ramie.
-Mówię do ciebie od dwóch minut a ty nic.-powiedział z wyrzutem przyjaciółka.
-Wybacz zamyśliłam się-bąknęłam obojętnie.
-Widać, a nad czym się tak zamyśliłaś?-spytała podejrzliwie.
-Nad wszystkim.-odparłam i wstałam zabierając pusty talerz, aby odnieść go w wyznaczone miejsce dla brudnych naczyń. Po chwili wróciłam do stolika. Dziewczyny jadły swoje śniadanie.
-Des cholera jasna, co się z tobą dzieje, jesteś inna.-powiedziała Victoria, wiedziałam ,że ta cała sytuacja powoli ją drażni, z resztą mnie też.
-Nic się nie dzieje i przestań mnie ciągle o to pytać Victoria-warknęłam.
-Kolejny powód na to ,że coś jest nie tak-odwarknęła, a ja popatrzyłam na nią pytająco.-Powiedziałaś do mnie Victoria.
-Bo to jest twoje imię. Przynajmniej tak masz napisane na wszystkich dokumentach.
-Ale nigdy nie mówiłaś do mnie w pełnym imieniu, zawsze skrótem.
-Jedz już i skończ mnie denerwować VICKY.-powiedziałam zdenerwowana naciskając na ostatnie słowo. Przyjaciółka chciała coś powiedzieć, ale popatrzyłam na nią srogim wzorkiem i wróciła do jedzenia. Na stołówce byli już wszyscy i panował spory gwar.
-Pójdę na chwile do pokoju, zobaczę czy nikt nie dzwonił-wymyśliłam na szybko i nie czekając na to co powiedzą moje współlokatorki opuściłam sale. Wychodziłam powoli po schodach i usłyszałam:
-Des zaczekaj!-poznałam po głosie ,że to Zayn. Nie byłam pewna ,czy jestem w stanie dzisiaj z nim rozmawiać. Nie odezwałam się nic, tylko kontynuowałam pokonywanie kolejnych stopni. Poczułam delikatne szarpnięcie za przedramię, a w raz z nim stado dreszczy. Musiałam się zatrzymać.
-Tak?
-Możemy chwilę porozmawiać?-spytał ,a ja pokiwałam głową. Przecież tak chciałam rozmawiać z Zayn'em, szkoda tylko ,że na tak głupi temat.
-Ale nie tutaj-powiedziałam.
-Chodź-nadal trzymał moje przedramię i dał mi do zrozumienia abym ruszyła za nim. Znaleźliśmy się za rogiem jakiegoś korytarza na drugim piętrze.
-Des, pewnie się domyślasz o czym chce rozmawiać-zaczął Zayn, a ja kiwnęłam głowa.-Powiedz mi jak się czujesz.
-Jak mam się czuć?-odpowiedziałam mu pytaniem.
-Wiem, że było to głupie pytanie, ale ja muszę wiedzieć, muszę.
-Nie czuje się najlepiej, wciąż mam to w głowie, ale nie wpadnę w depresje dzięki tobie.-on popatrzył na mnie zaskoczony-Ty mnie przecież uratowałeś, więc nie skończyło się to tak jak miało się skończyć. Dziękuje-dodałam. I to była prawda. Gdyby temu facetowi udało się mnie zgwałcić, nie byłabym już tym samym człowiekiem. Straciłabym zaufanie do wszystkich ludzi i zamknęła się w sobie. Na szczęście pojawił się On i mi pomógł. Chciałabym mu to jakoś wynagrodzić, ale nie miałam pojęcia jak. Zwłaszcza ,po tym co zaszło między nami w ciągu tych ostatnich dni.
-Te ślady na szyi-powiedział ostro delikatnie przejeżdżając po nich palcami, ale szybko przestał to robić.
Nie wiem co wtedy poczułam. Sparaliżował mnie strach przed dotykiem, a z drugiej strony było to zadowalające czuć jego dłonie, ciepłe dłonie.... To było dziwne.
-One zejdą-mruknęłam cicho i zakryłam je ponownie bluzą.
-Wiesz, że powinienem powiadomić o tym twoją mamę-nie chciałam usłyszeć tych słów, bardzo nie chciałam. Wydawało mi się jakby Zayn zaczął uciekać wzrokiem.
-Proszę, nie-błagałam cicho.
-Ale...
-Nie musisz, przecież to najgorsze nie miało miejsca, nie chce mieć znów kolejnych problemów z nią, z policją, chcę o tym zapomnieć. Dlatego błagam cie Zayn, nie mów o tym nikomu. Proszę. Nie mów. Zrozum mnie. Proszę-mówiłam z przerwami. Ile razy padło słowo `Proszę`? W moich oczach już zbierały się łzy, ale nie pozwoliłam im spłynąć, nie mogłam na to pozwolić. Zayn nie odezwał się przez chwile tylko się we mnie wpatrywał. Pewnie podejmował decyzje.
-Dobrze. Nie powiem o tym nikomu, ale obiecaj mi ,że nie będziesz o tym myśleć, że nie będziesz przez to smutna.-powiedział twardo.
-Obiecać?-spytała szeptem.
-Obiecaj.-nakazał.
-To trudne.
-Twój wybór.-musiałam się chwile zastanowić. Nie chciałam aby ktoś się o tym dowiedział, a przecież nie zapomnę o tym w dwa dni.
-Obiecuje-mruknęłam. Zayn kiwnął głową.
-Mam nadzieje ,że dotrzymasz obietnicy, będę miał cie na oku-powiedział i odszedł korytarzem. Pewnie musiał wrócić na stołówkę. Nie chciałam ,żeby odchodził, chciałam aby mnie przytulił, może pocałował, tak jak zrobił to kiedyś. Wydawało mi się ,że to właśnie pomogłoby mi wrócić do normalności, pomogłoby mi zapomnieć, nawet jeśli teraz będę bała się obcego dotyku, to wiem ,że jego dotyk mógłby mi pomóc. Tak czuję. Ale przecież Zayn nie mógł tego zrobić ,na pewno nie tutaj. Nawet śmiem twierdzić, że już nigdy tego nie zrobi, nigdy mnie nie przytuli, nie pocałuje, a ta myśl bolała i raniła mnie wewnętrznie. Ale chyba sama zawiniłam, nie mogłam mieć tego za złe. Westchnęłam i cicho ruszyłam na dół do naszego pokoju. Nie wzięłam nawet kluczy od Zoe jednak nacisnęłam na klamkę. Było otwarte.
Weszłam do środka, a na łóżkach siedziały dziewczyny.
-Miałaś iść do pokoju-od razu wyskoczyła Vicky.
-Wiem, ale tego nie zrobiłam, byłam zaczerpnąć trochę powietrza.-odpowiedziałam normalnie. Sięgnęłam po telefon, który leżał przy moim łóżku i zobaczyłam nieodebrane połączenie od mamy. Z telefonem w ręku udałam się do łazienki, aby oddzwonić.
-Des, czemu nie odbierałaś?!-zapytała mama.
-Jadłam śniadanie, a nie mam gdzie schować telefonu, nie mam kieszeni.-wytłumaczyłam.
-Okej. Powiedz jak tam macie? Wszystko jest w porządku?
-Tak mamo, wszystko jest super, mamy zadania, mieliśmy ognisko, świeże powietrze. Niebo-i piekło.
-Chyba tego świeżego powietrza ci zazdroszczę. Musimy pojechać do babci na wieś.-kiedy mama powiedziała ostatnie zdanie uśmiechnęłam się. Sama z chęcią pojechałabym do babci, tak dawno jej nie widziałam bardzo mi jej brakuje, a jestem pewna ,że jej ramiona byłyby idealną ostoją i pocieszeniem.
-Tak, masz racje-uśmiechnęłam się.
-Des twój głos jest jakiś smutny-powiedziała poważnie.
-Nie, wydaje ci się ,po prostu się nie wyspałam-skłamałam na szybko.
-No dobrze, a wiesz co dzisiaj będziecie robić?
-Nie, musimy zejść na dół i tam się pewnie dowiemy mamo.
-Wracacie w piątek wieczorem tak? Mam cie odebrać?
-Tak w piątek ,a z resztą zadzwonię ci i wszystko powiem. Teraz muszę iść. Kocham cię Mamo pa.
-Kocham cię córeczko-usłyszałam i rozłączyłam się. Wyszłam z łazienki i rzuciłam telefon na łóżko. Vicky wpatrywała się we mnie skupiona.
-Gadałam z mamą-powiedziałam.-Idziemy już na dół?-spytałam.
-Tak-odpowiedziała i wszystkie cztery opuściłyśmy pokój. Zoe klucz oddała na recepcji i usiadłyśmy na głównym holu.
-Ciekawe co dzisiaj będziemy robić-zaczęła Jasmine.
-No własnie, teraz tylko czekać na informacje.-odparła jej Zoe. Szczere mówiąc dzisiejszy plan dnia miałam bardzo daleko w tyle. Najchętniej rzuciłabym się na łóżko i zasnęła uciekając od beznadziejnych wspomnień minionej nocy i tych dziwnych myśli krążących wokół osoby Zayna.
-Skoro już wszyscy jesteście gotowi ,dzisiaj będzie jedno główne zadanie które zajmie wam sporo czasu. Dostaniecie mapy każda grupa ma swój kolor taki jak przy namiotach. Wyruszacie z różnych miejsc, my jako wasi opiekunowie was tam zaprowadzimy, ale do celu musicie dojść sami. Nie możecie oszukiwać. Każda grupa musi wybrać kapitana, który dostanie od nas zegarek z nawigacją, więc jeżeli zboczycie z drogi my się o tym dowiemy bo wyświetli nam się to na ekranach tabletów i grupa zostanie zdyskwalifikowana, tak samo w przypadku wyłączenia zegarka bądź zgubienia. Drogi nie są niebezpieczne, ale mogą was czekać małe przeszkody.-powiedziała pani Stewart. Gdybym była w dobrym nastroju ten pomysł na pewno by mi się spodobał.
-Kto chce być kapitanem grupy?-zapytał Oscar.-Des chcesz nim być?-zwrócił się do mnie.
-Nie, ja nie, może Mike lepiej się nadaje ,albo Bill-odpowiedziałam markotnie i odsunęłam się na bok. Popatrzyli na mnie dziwnie ale zaczęli się naradzać i kapitanem został Bill. Wręczyli nam czerwoną mapę z narysowanym planem lasu i okolic oraz grubą zieloną linia ,po której mamy się poruszać, aby dojść do celu.
-Więc drużyny ruszamy na miejsca-powiedziała Davis po wręczeniu tych zegarków z nawigacją. Ciekawe skąd szkoła ma na takie gadżety, a z resztą co mnie to interesuje? Jak cień ruszyłam za moim zespołem i po chwili podszedł pode mnie Oscar.




poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 46- tak na przeprosiny drugi rozdział w ciągu dnia ;c

Zayn
Wyszedłem na papierosa i znalazłem się w lesie, wiem ,że nie powinienem tam palić, ale gdzieś musiałem, potrzebowałem tej minimalnej dawki nikotyny. Maszerowałem leśnymi ścieżkami i wsłuchiwałem się w cisze jaką dawał mi las. Od kilku dni mam strasznie zły humor i doskonale wiem czym to jest powodowane. Des albo już ma chłopaka, albo zaraz go będzie miała, a ja wygłupiłem się mówiąc jej że się nią interesuje, że
zawróciła mi w głowie. Pewnie w jej oczach byłem jako idiota. Postanowiłem się już do niej nie zbliżać w ten sposób, w końcu nie mogę mieć jej za złe tego ,że woli rówieśnika niż o dziesięć lat starszego i to w dodatku nauczyciela. Powinienem to przemyśleć za nim ją pocałowałem, za nim dałem się pocałować i za nim cokolwiek jej wyznałem. Mam nadzieje ,że w końcu przestanę o niej myśleć. Muszę tylko jakoś
przeżyć wesele Louisa, skończyć prace w tej szkole i potem jakoś już będzie.
Musi jakoś być.
Kiedy wyrzuciłem niedopałek i zgasiłem go butem chciałem wracać z powrotem do motelu, bo zawędrowałem za daleko, jednak coś mnie zatrzymało. Zdawało mi się jakbym słyszał jakieś krzyki.
Przystanąłem i wytężyłem słuch. Wyraźnie usłyszałem słowo "pomocy" i zacząłem biec w północnym kierunku z którego dobiegały krzyki. Biegłem między drzewami, a liście wraz z gałęziami ocierały się o moje ciało, nie dbałem jednak oto, wiedziałem ,że ktoś jest w niebezpieczeństwie. Chwilkę po tym usłyszałem jakiś męski głos, przyśpieszyłem i zobaczyłem jak na drodze leży mężczyzna, a pod nim jak się domyślałem, dziewczyna.
-Zostaw ją!-krzyknąłem i złapałam za ubrania tego faceta rzucając go na bok. Kiedy zobaczyłem kim była ta dziewczyna zmarłem.
To Des!
W tamtym momencie czułem ,że zmieniam się w chodzącą furię. Dziewczyna patrzyła na mnie zaszklonymi oczami, miała rozerwana bluzkę. Musiałem coś zrobić. Obróciłem się i uderzyłem tego mężczyznę z całej siły, jaką miałem, w twarz. Upadł, czułem alkohol, był pijany. Miał siwe włosy, pomarszczoną skórę i długą brodę dotykającą klatki piersiowej. Nie był to miły widok.
-Kurwa, odbiło ci człowieku!-syknął trzymając się za twarz. Uklęknąłem przy nim i uderzyłem go jeszcze raz i jeszcze i jeszcze , kiedy chciałem zrobić to ponownie usłyszałem głos Des:
-Nie rób tego Zayn, będziesz miał problemy-czułem ,że zraz zacznie płakać, było to wyraźne w jej głosie. Nie uderzyłem tego faceta kolejny raz, tylko podnosiłem się i jeszcze go kopnąłem. Chciałem więcej ,ale wiedziałem ,że Des ma racje, nie mogłem go bić, nie przy Des.
-Wypieprzaj stąd!-nakazałem. Facet powoli się podnosił. Z jego twarzy płynęła krew, ale nie przejąłem się tym.-No już!-warknąłem głośniej.
-Nie wiedziałam ,że ta suka to twoja laska-wybełkotał ,a we mnie się zagotowało.
-Mam ci pomóc stąd wypierdalać?!-warknąłem i złapałem go za kawałek ubrania,  facet spłoszył się i ruszył drogą dalej w las, nawet przyśpieszył kroku. Podszedłem do Des i wyciągnąłem do niej dłoń.
-Nic ci nie jest?-spytałem kiedy chwyciła się mojej dłoni. Poczułem znajome ciepło wokół miejsca, gdzie był jej dotyk. Podniosłem ją, a ona nie odpowiedziała na moje pytanie tylko bardzo mocno się we mnie wtuliła. Miałem się do niej nie zbliżać, miałem przestać o niej myśleć ale wiedziałem ,że w tamtej chwili mnie potrzebowała. Zaczęła się cała trząś i słyszałem jak cicho płacze w moją klatkę piersiową. Objąłem ją rękami pocierając jej plecy. Jej głowa znajdowała się pod moją brodą.
-Już po wszystkim, spokojnie, już po wszystkim, nic ci nie grozi-mówiłem w czubek jej głowy. Po chwili oderwała się ode mnie mały kawałek, a ja w świetle księżyca doskonale widziałem jej załzawioną twarz. Nie myśląc za wiele, kciukiem starłem jej łzy. Louis mówił ,że ona nigdy nie płacze, chyba ,że coś na prawdę ją dotknie i złamie. Widok jej płaczącej bolał. Chyba znienawidziłem jej łzy, bardzo znienawidziłem.
-Nie płacz już, wszystko dobrze, jego nie ma i nic ci nie grozi-powiedziałem ponownie.-Ja jestem przy tobie-dodałem za nim w ogóle przemyślałem jak to zabrzmiało.
-Dzi-dzię-ku-kuje-wyjąkała i sama przetarła twarz rękami.
-Dlaczego wyszłaś sama w nocy?-zapytałem. Przecież to było niebezpieczne. Nie chodzi mi tylko o to ,że ktoś mógłby chcieć ją zgwałcić, ale choćby jakieś niebezpieczne zwierze mogłoby się przyplątać nocą.
-Musiałam wyjść na spacer, musiałam nad wszystkim pomyśleć-powiedziała i popatrzyła w moje oczy. Czułem ,że wpatruje się w nie bardzo głęboko. "Zayn opanuj się, wcale nie chcesz jej pocałować, nie możesz, nie teraz!" mówiłem do siebie.
-Akurat w nocy?-zapytałem szybko aby odwrócić swoją uwagę od jej oczu.
-Nikt mi nie przeszkadzał, w nocy myśli się najlepiej.-zmarszczyłem brwi-A ty co robisz w lesie o tej porze?
Tu mnie ma, nie wiedziałam jaką dać jej odpowiedź.
-Ja też musiałem pomyśleć-odpowiedziałem ,na co ona niewyraźnie się uśmiechnęła. Wolę nawet nie myśleć co by się stało, gdybym nie wyszedł z motelu. Louis by mnie zabił, gdyby jej się coś stało, gdyby została skrzywdzona, sam bym sobie tego nie darował. Zauważyłem jak cała się trzęsie ,a jej bluzka, jest cała rozdarta, przez co widać było jej prawą pierś w czarnym koronkowym staniku. Nie chciałem się patrzeć w tamto miejsce, nie powinienem tego robić. Szybko ściągnąłem swoją bluzę i zarzuciłem jej na ramiona.
-Musisz się rozgrzać-powiedziałem ,a ona znowu posłała niewyraźny uśmiech.
-Dziękuje Zayn, nie wiem co by się stało gdyby nie ty-wyszeptała.
-Już spokojnie, po wszystkim, nie myśl o tym.-zerknąłem na jej szyję i dostrzegłem ciemniejsze ślady, czerwone ślady. Zbliżyłem się i  ręką odchyliłem jej brodę do tyłu aby lepiej przyjrzeć się tym śladom.
-Dusił mnie-odpowiedziała na jeszcze nie zadane moje pytanie. Znowu się zdenerwowałem. Cholera jasna!
-Mogłem nie przestawać-warknąłem do siebie.
-Musiałeś przestać Zayn.
-Nie w takiej sytuacji.
-Musiałeś przestać-powtórzyła i spojrzała w niebo, rozgwieżdżone, piękne czarne niebo.
-Musimy wracać do motelu-powiedziałem w końcu. Des pokiwała głową i zaczęła iść w tamtą stronę. Szedłem za raz przy jej boku. Ciągle gryzło mnie to o czym przyszła tutaj myśleć, tak bardzo chciałem ją o coś zapytać, ale nie odważyłem się. Cisza trwała kilka minut, ale nie wiedziałam jak ją przerwać.
-Przepraszam cie Zayn-powiedziała Des, a ja zatrzymałem się i popatrzyłem na nią pytająco. Za co przeprasza?
-Za co?-spytałem.
-Za to wyjście na pizze, ja..
-Daj spokój, było minęło, rozumiem ,masz chłopaka, nie wracajmy już do tamtego dnia, wygłupiłem się i tyle-przerwałem jej.
-Nie!-zaprzeczyła.-Nie wygłupiłeś się i nie mam chłopaka, po protu z Nathanem umówiłam się dzień wcześniej, nie chciałam tego zmieniać, chociaż on mówił mi żebym z tobą poszła.-powiedziała, a ja rozszerzyłem swoje oczy. Mówiła mu o tym? Po co? Jak to mówił jej żeby poszła ze mną?
-Mówił ci abyś poszła razem ze mną?
-Tak, wbrew temu co wy wszyscy myślicie Nathan to nie mój chłopak i nigdy, nigdy nim nie będzie, on już kogoś ma.-powiedziała.
-Miley nic o tym nie wspominała.
-Bo ona sama nie wie, wiem tylko ja, miałam być cicho ,ale denerwuje mnie to gdy wszyscy wmawiacie nam to ,że jesteśmy razem ,albo ,że chodzimy na randki.
-Nie wiedziałem ,że on kogoś ma, myślałem...
-Wiem co myślałeś, ale to nie prawda-przerwała mi. Poczułem się bardziej ucieszony kiedy usłyszałem od niej te słowa.
-Byłeś zły? Na mnie?-spytała po chwili.
-Nie, nie na ciebie, ale na siebie.-tym razem ona zmarszczyła brwi.
-To znaczy?
-Stwierdziłem ,że nie potrzebnie z tym wyskoczyłem i zachowałem się jak idiota-wzruszyłem ramionami i kontynuowaliśmy nasz marsz do motelu.
-Nie prawda, nie zachowałeś się ja idiota, zachowałeś się bardzo miło, teraz trochę żałuje ,że nie mogłam z tobą pójść, dawno nie byłam na pizzy-uśmiechnęła się i odwróciła szybko głowę.
-Jeżeli chcesz kiedyś cię jeszcze zabiorę, ale poinformuj mnie czy nie masz wyjścia z Nathanem-powiedziałem. Mimo wszystko i tak chyba byłem o tego chłopaka zazdrosny. Bądź co bądź wybrała jego.
-Okej bardzo chętnie, nie mam zamiaru już wychodzić z Nathanem tak jak ostatnio, wtedy całkiem zostałabym bez ubrań-zaśmiała się.
-Bez ubrań?
-Nathan jest początkującym modelem ,wywietrzył mi szafę z połowy ubrań i potem wziął mnie na długie i męczące zakupy, powiedziałam, że przez najbliższy czas już koniec-zaśmiałem się z mimiki jej twarzy.-Nathan jest gorszy niż Victoria-skwasiła się.
-Nie przesadzaj, w klubie nie wyglądał na aż tak złego-tym razem Des zachichotała. Zorientowałem się ,że już byliśmy blisko motelu.
-Des czy wszystko już w porządku?-spytałem, a dziewczyna od razu posmutniała. Kurwa, mogłem jej o tym nie przypominać, bo choć na chwilę mogłem podziwiać jej wspaniały uśmiech.
-Chyba nie może być w porządku, będę to jakiś czas pamiętać-wyszeptała i ściągnęła bluzę przed drzwiami.-Dziękuje.-dodała i położyła ubranie na moich rękach.-Mam jeszcze jedną prośbę.-zwróciła twarz w moim kierunku.
-Jaką?
-Nie mów nikomu, NIKOMU o tym ,że Nathan kogoś ma, prosił o tajemnice, a ja to wypaplałam,
-Bez obaw, nic nie powiem-zapewniłem ją ,ale zastanawiałem się ,dlaczego tak to ukrywają? -Dobranoc Des-powiedziałem po chwili.
-Dobranoc-odparła i zniknęła za drzwiami budynku. Stałem tak jeszcze chwile ,aby nie było jakiś niedomówień. Po kilku minutach wszedłem do środka i udałem się do swojego pokoju. Znów w głowie miałem Des. Czy ja kiedykolwiek przestanę o niej myśleć? Czy to możliwe?
Rozebrałem się i wziąłem szybki prysznic. Będę musiał mieć teraz oko na Des, po tym co przeżyła, wiem ,że będzie to długo pamiętać, a moim zadaniem będzie do tego nie dopuścić. Ona musi to wyrzucić sobie z głowy, nie chcę aby miała po tym jakieś fobie. Koło dwudziestej trzeciej dwadzieścia położyłem się i szybko zasnąłem.
Des
Cicho weszłam do pokoju i pierwsze co zrobiłam to wzięłam swoją bieliznę, piżamę i poszłam pod prysznic. Miałam nadzieje ,że nie obudzę dziewczyn. Włosów postanowiłam nie myć, bo robiłam to kilka godzin wcześniej, ale musiałam zmyć to uczucie, uczucie tego faceta. Staranie i mocno szorowałam swoje ciało w miejscach w których mnie dotykał. Bolała mnie szyja od przyduszenia i łzy zaczęły mieszać się z wodą lejąca się z góry, kiedy miałam przed oczami jego twarz. Jetem tak wdzięczna Zayn'owi ,za pomoc, za to ,że był tam akurat on. Boję się pomyśleć co ten mężczyzna mógłby ze mną zrobić.  Może byłby zdolny mnie nawet zabić? Kto to wie.
Wyszłam spod prysznica, przebrałam się, a brudne ubrania zabrałam ze sobą aby móc je schować do reklamówki i nie pokazywać ich nikomu. Nie chce aby Victoria pytała mnie co się stało, nie chcę aby się martwiła. Położyłam się na łóżku i obróciłam na lewy bok. Ze wszystkich sił chcę zapomnieć o tym co mi się przytrafiło, ale boję się ,że nie dam sobie rady. W dodatku Zayn pobił tego człowieka, mam nadzieje ,że nie będzie miał przez to kłopotów, że nie będzie miał kłopotów przeze mnie. Wierciłam się z boku na bok dobrą godzinę aż w końcu zasnęłam.
-Des wstajemy, już ósma trzydzieści za pół godziny śniadanie-dobiegł mnie miły głos Zoe. Dobrze ,że nie budziła mnie Victoria, bo nie byłoby już tak miło.
-Okej-odparłam cicho i podniosłam się na rekach. Usiadłam, przetarłam oczy i wstałam z łóżka.-Gdzie Vicky?-spytałam.
-Ubiera się, teraz twoja kolej-odpowiedziała Jasmine. Podeszłam do szafy i wybrałam drugie dresy, t shirt i bluzę ubieraną przez głowę.
-Długo już tam jest?-wskazałam głową na drzwi od łazienki.
-No jakieś piętnaście minut ,ale mówiła ,że za chwile wychodzi i żeby cię budzić-odparła Zoe.
-Okej-powiedziałam cicho i oparłam się o ścianę.
-Coś jest nie tak Des?-spytał Jasmine. Cholera aż tak idzie poznać po moim głosie ,że nie jest dobrze?
-Nie, wszystko okej, ale w nocy nie mogłam zasnąć i nie czuje się zbyt dobrze.
-Jesteś chora?
-Nie-posłałam udawany uśmiech-Kiedy zjem śniadanie będę jak nowo narodzona-z trudem wychodziło mi grać to całe przedstawienie. Wreszcie z łazienki wyszła moja przyjaciółka, a ja żeby uniknąć pytań z jej strony szybko wparowałam do środka i zamknęłam drzwi. Przemyłam twarz wodą i ręce i zaczęłam się ubierać. Włosy związałam byle jak w koka i popatrzyłam w lustro. Na szyi były widoczne zaczerwienienia. Jak ja mam się z tego wytłumaczyć? Nie chce by ktokolwiek wiedział co tutaj zaszło.
Jakaś pojedyncza, niechciana i zagubiona łza słynęła w dół po moim policzku kapiąc na umywalkę. Potrząsnęłam głową.
Muszę być silna! Musze przestać o tym myśleć!
Mówiłam do siebie. Nie nałożyłam sobie ani odrobiny makijażu, nie miałam na to najmniejszej ochoty.
-Jestem gotowa-powiedziałam wychodząc z łazienki i zaniosłam piżamę na łóżko.-Idziemy?-spytałam dziewczyn, które siedziały na łóżku Zoe.
-Co ci się stało w szyje!?-zapytała spanikowana Victoria.
O nie...


Rozdział 45

-Di wstawaj już, musimy się zbierać!-poganiała mnie Victoria szarpiąc za moje ramię. Irytowało mnie to już jakiś czas, ale nic się nie odzywałam. Chciałam sobie chwilę poleżeć i odetchnąć, ale nie było mi dane.
-Victoria zaraz wstaję!-powiedziałam w końcu wkurzona.
-Leżysz tak już godzinę, musimy iść!-mówiła dalej potrząsając mnie za ramie. Wzięłam uspokajającą dawkę powietrza w płuca i ślamazarnie podniosłam się z łóżka. Zobaczyłam ,że Zoe i Jasmine  tylko podśmiewają się z tej sytuacji.
-No wreszcie śpiąca królewno!-powiedziała przyjaciółka.
-Ja nie spałam tylko relaksowałam się.-odpowiedziałam jej na co prychnęła.-Idziemy?-zapytałam, a Vicky popatrzyła na mnie jak na wariatkę.  Nie wiedziałam o co mogło jej chodzić.
-Chyba nie zamierzasz pójść w tym w czym wykonywałaś zadania?
-A dlaczego nie?
-Bo to już jest nie świeże, idź się wykąpać i ubrać masz dziesięć minut-zaczęła mnie pchać do łazienki, a kiedy chciałam wyjść przytrzymała drzwi. Było to zabawne, a nie miałam zamiaru się z nią siłować.
-Dajcie jej bieliznę!-krzyknęła w stronę pozostałych dziewczyn. Oparłam się o kabinę prysznicową i chichotałam pod nosem. Moja przyjaciółka jest niemożliwa. Dziewczyny podały mi czystą bieliznę, a Victoria zamknęła drzwi i widziałam przez małą szybkę, że się o nie opiera. Pokręciłam głową i ściągnęłam ubrania, następnie weszłam pod prysznic. Ustawiłam odpowiednią temperaturę wody i sięgnęłam po szampon, który zostawiła Vicky. Nie chciało mi się brać mojego. Woda przyjemnie chłodziła moje ciało, pobudzając mnie do życia. Starannie umyłam włosy, oraz całe ciało i dokładnie spłukałam piane. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się ręcznikiem, potem owinęłam się nim wokół ciała i zaczęłam suszyć włosy.
Nie chciało mi się robić tego dokładnie, więc nie były idealnie suche. Zatłukłam się w drzwi.
-Otwórz mi!-krzyknęłam, a przyjaciółka otworzyła drzwi.
-Już zaraz idziemy, tylko się ubiorę-powiedziałam rozbawiona i szybko podeszłam do szafy ,aby znaleźć coś do założenia. Wybrałam zwykłe jeansy i bluzkę z rękawem trzy czwarte. Wróciłam do łazienki aby założyć strój i lekko pociągnęłam rzęsy tuszem. Włosy zostawiłam rozpuszczone, w lekkim nieładzie. Wyszłyśmy z pokoju i udałyśmy się na główny hol. Jak się okazało, nie wszyscy byli  gotowi. Zmroziłam moją przyjaciółkę wzorkiem ,że tak mnie pospieszała kiedy trzeba było czekać wiadomo na kogo.
-Przez ciebie mam niedokładnie wysuszone włosy ,a miałabym jeszcze chwile czasu-powiedziałam do blondynki.
-Oj no już się nie dąsaj-zaśmiała się i cmoknęła mnie w policzek. Udałam obrzydzenie i wytarłam miejsce kawałkiem bluzki. Po kilku minutach Olivia i Samanta raczyły nas zaszczycić swoją obecnością. Myślałam ,że padnę kiedy je zobaczyłam ubrane w sandały na koturnie i sukienki. One chyba nie zdają sobie spawy z tego ,że my sami mamy przygotować swoje ognisko. Nie mogłam się doczekać obrazu tych dwóch jak będą nosiły patyki, po prostu komedia na żywo.
-No więc skoro wszyscy są, to możemy już iść.-powiedziała Davis i wszyscy ruszyliśmy do wyjścia. Poczułam jak telefon w mojej kieszeni zaczyna brzęczeć. Wydostałam go i pojawił się napis "Louis"
-Proszę pani czy ja mogę przyjść za kilka minut, dzwoni do mnie brat ,a nie rozmawiałam z nim długo-powiedziałam do Davis
-Okej Des, byle nie za długo-uśmiechnęła się do mnie, a ja odeszłam na bok holu.
-Cześć Skarbeńku!-przywitałam Louisa śmiejąc się, zauważyłam jak ostatni idzie Zayn. Spojrzał na mnie przelotnie i wyszedł za klasą.
-Cześć Siostrzyczko!-odezwał się Louis.-Jak tam na tej wycieczce?
-Nie można narzekać, nie jest źle, zawsze lepsze to niż szkoła.-zaśmiałam się.
-No fakt, ale nie nudzicie się?
-Nie, właśnie mamy mieć ognisko.
-Oo ja dawno nie byłem na żadnym ognisku, może by jakieś zrobić-nie wiedziałam czy mówi to do mnie czy do siebie samego.-No ale nic. Powiedz jak było na randce?-zapytał, a ja zmarszczyłam brwi.
-Na randce?
-No Miley dzwoniła mi ,że byłaś gdzieś z Nathanem-wywróciłam oczami. W tej chwili chciałam aby oni wiedzieli ,że Nathan jest homoseksualistą, bo to ich gadanie jest już denerwujące.
-To nie była żadna randka, tylko wyjście koleżeńskie.
-Tak się to teraz nazywa-zaśmiał się.
-Myśl sobie co chcesz, ja tam wiem swoje.
-No już dobrze dobrze, chciałem ci jeszcze pogratulować wygranej mała, wiedziałam ,że wygracie.
-Dziękuje w imieniu całej drużyny-zachichotałam.
-Wiesz co zadzwoniłem bo miałem małą chwilkę przerwy ,ale mój wolny czas się kończy i muszę kończyć.
Wkrótce się widzimy. Pa marchewo-pożegnał mnie jak zwykle.
-Wkrótce?-zapytałam.
-Tak tak, do zobaczenia-zaśmiał się i rozłączył. Ma zamiar przyjechać wkrótce? To by było świetnie.
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i szybko ruszyłam w miejsce ogniska. Kiedy tam dotarłam zastałam całą moja klasę która przygotowywała wszystko sama. Nie całą, dwie księżniczki z wiadomych powodów nie brały w tym udziału tylko ze skwaszonymi minami stały obok. Podbiegłam do przyjaciółki.
-Co mam robić?-zapytałam.
-Pomóż mi z tymi patykami, trzeba położyć je tam-powiedziała i wskazała na miejsce na środku małego placyku za motelem. Wzięłam się do roboty i zaniosłyśmy to co potrzebne. Widziałam jak inne dziewczyny ułożyły kółko z kamieni ,żeby ogień się nie przedostał. Kiedy wszystko było gotowe chłopaki zaczęli rozpalać ognisko. Zayn, Davis i Stewart oparli kijki do smażenia kiełbasy o ścianę motelu i zawołali kilku chłopców aby przynieśli ławki oraz stolik z jedzeniem. Chłopaki uwinęli się z tym szybko ,a nam pozwolili już usiąść. Po chwili ognisko się paliło i każdy wziął sobie swój kijek i nabił na niego kiełbaskę. Na jednej z ławek siedziała Zoe, Jasmine, Margaret, Ja i obok mnie usiadł Oscar. Miał przy sobie gitarę, co mnie ucieszyło, bo uwielbiam słuchać kiedy ktoś gra na tym instrumencie.
-Nie wiedziałam ,że grasz, nic nie mówiłeś-powiedziałam do niego wskazując na gitarę.
-Nie pytałaś, więc nie mówiłem-zaśmiał się.-a ty umiesz grać?
-Nie, ja niestety nie, ale umiem słuchać jak ktoś gra-zaśmialiśmy się.
-To zaraz pokażesz swoje umiejętności, kiedy tylko zjemy-odpowiedział chłopak. Wszyscy w koło ogniska trzymali na kijku kiełbaskę. Nie, nie wszyscy, nasze dwie dziewczynki nie jadły nic. Miały tylko przy sobie butelkę wody. Zauważyłam ,że Zayn przygląda się mnie i Oscarowi, ale kiedy zorientowała się ,że i ja patrzę na niego odwrócił głowę i zaczął rozmawiać z kimś kto siedział obok niego. Była to Davis. Wspominałam już, że ona się w nim dłuży? Bo dla mnie to wręcz oczywiste, inaczej nie złagodziłaby się na wyjazd z naszą klasą, jestem tego absolutnie pewna, szkoda ,że ona chyba Zayn'a nie pociąga, jest troszeczkę starsza. Kiedy wszyscy sobie pojedli, pożartowali, przyszedł czas na granie gitary.
-Chcecie jakąś konkretną piosenkę ,czy wszystko wam jedno?-zapytał.
-Znasz The All-American Reject, Real World ?-zapytała Brooke.
-Jasne ,że znam-odpowiedział jej Oscar i po chwili rozbrzmiały się pierwsze odgłosy drgających strun.
-Nie będę śpiewał sam, musicie mi pomóc-powiedział i zaczął pierwszą zwrotkę ,a po chwili dołączyliśmy się do niego wszyscy. Oscar grał kolejne utwory ,a my bawiliśmy się świetnie. Grał bardzo dobrze. Nawet nie wiem kiedy ale minęły dwie godziny. Ognisko powoli gasło, bo od dłuższego czasu nikt nie dorzucał ani kawałeczka drewna do ognia. Wieczór o dziwo nie był bardzo chłodny, dało się wytrzymać.
-Moi kochani, na dzisiaj już koniec atrakcji, idźcie do pokoi i odpocznijcie przez noc-powiedziała pani Stewart.
-Nie możemy jeszcze chwile?-zapytała Victoria.
-Niestety nie, musimy kończyć, bo my nie jesteśmy tutaj jedynymi gośćmi, na samej górze też są inni. powiedziała.
-Chłopaki, gaście ognisko-odezwała się Davis w stronę Zacka, Ricka, Bila i Garr'ego. Oni zebrali się i zaczęli wykonywać czynność. Cała reszta posprzątała śmieci które jakimś cudem się namnożyły i po kilkunastu minutach wszyscy udaliśmy się do pokoi wchodząc tylnym wejściem. Ja tak jak poprzednio rzuciłam się w ubraniu na łóżko, dziewczyny jednak przebrały się w piżamy.
-Des ,a ty śpisz w ciuchach?-zapytała Zoe.
-Za chwilkę się przebiorę-uśmiechnęłam się do niej i położyłam ręce za głowę.
-Kurcze ,ale mi się oczy kleją, chyba zaraz zasnę-powiedziała Vicky.
-Dobranoc-zaśmiałam się. Mnie nie chciało się spać, miałam ochotę na wieczorny spacer. Czekałam aż one wszystkie zapadną w głęboki sen, a ja będę mogła spokojnie wyjść na zewnątrz. Męczy mnie sytuacja z Zayn'em. Wolałam gdy się do mnie odzywał, gdy mogliśmy pogadać. Nie podoba mi się to ,że od kilku dni, nie zamienił ze mną prawie ani słowa. Kiedyś powiedział, że go "interesuje", czyżby mu już przeszło?
Kto wie. Może teraz to zainteresowanie przeszło na Samantę? Tak, tak ,to chyba dobra opcja. Patrzyłam na zegarek. Minęła godzina odkąd leżałam i czekałam ,aż dziewczyny zasną i wreszcie się doczekałam. Była dwudziesta druga piętnaście. Jak myszka ,cichutko wstałam z łóżka, ubrałam buty i przemierzyłam pokój w stronę drzwi. Uchyliłam je ostrożnie i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach i skierowałam się do tylnego wyjścia. Wiedziałam ,że panuje już cisza nocna, dlatego chciałam zachowywać się bezszelestnie. Kiedy już wyszłam z motelu wiedziałam ,gdzie chcę iść. Wybrałam spacer po lesie. Ruszyłam ścieżka w stronę lasu i po chwili znajdowałam się w jego centrum maszerując szeroką wydeptaną i wyjeżdżoną
drogą w środku lasu. Na pewno ta droga gdzieś prowadzi, może do innej miejscowości, bo ślady aut były świeże. Wokół mnie rozlegało się pohukiwanie sów, dźwięki świerszczy, szum drzew. Było tak spokojnie, taka sielanka. Zaczęłam rozmyślać sobie o wszystkim. Poczynając od zaginięcia Alexa, przez ślub Louisa i do sprawy z Zayn'em. Ciekawe czy zgodzi się teraz być ze mną w parze, czy jednak poprosi o zmianę partnerki? Wcale by mnie to nie zdziwiło, w końcu na początku ja sama  nie chciałam z nim być. Pamiętam kiedy pijana pocałowałam go. To było głupie z mojej strony, bo gdyby nie ta sytuacja pewnie inaczej wszystko by wyglądało. Zorientowałam się ,że z na przeciwka ktoś idzie w moją stronę. Lekko się spięłam, bo byłam sama po środku lasu. Poznałam ,że idzie mężczyzna, kiedy był blisko zorientowałam się również
że nie jest całkiem trzeźwy ,bo się chwiał.
-A dokąd taka śliczna panienka zmierza?-zapytał i wtedy miałam stu procentową pewność ,że był pod wpływem alkoholu.
-Do domu-powiedziałam na szybko.
-Domu?-zdziwił się-Nigdy cię tutaj nie widziałem-zbliżył się w moją stronę. Nie wiedziałam co mam robić, uciekać? Na razie stałam w miejscu ,a on był jeszcze bliżej. Czułam nieprzyjemny zapach.
-Wprowadziłam się niedawno-kłamałam dalej.-Musze już iść.-chciałam ruszyć ,ale ten facet złapał mnie za przedramię.
-Nie kłam, bo wiem kto tu się ostatnio wprowadził, ta miejscowość nie jest duża-syknął i ścisnął moją rękę mocniej.
-Mógłby pan mnie puścić? Muszę wracać-powiedział i starałam się wyrwać mu rękę.
-Mógłbym ,ale tego nie zrobię-powiedział śmiejąc się. Byłam coraz bardziej przerażona.
-Jeżeli mnie pan nie puści zacznę krzyczeć.
-Krzycz, kto cię tuta usłyszy-zaśmiał się po raz kolejny i przyciągnął mnie do siebie. Chciałam mu się wyrwać, wierzgałam nogami i rękami, ale on był dużo silniejszy. Przewrócił na na ziemie i leżał na mnie. Poczułam ból w plecach, jednak to nie było ważne.
-POMOOO!!-chciałam krzyczeć ,ale on zatkał mi usta brudną ręką.
-Nie krzycz mała, zabawimy się trochę-warknął i zaczął rozrywać mi bluzkę drugą ręką. Moja jedna ręka była wolna i mocno uderzyłam go w twarz ,na co syknął z bólu i odsunął się ode mnie kawałek.
-POMOCY! POMOCY!-zaczęłam wydzierać się na całe gardło.-Pomocy! Na pomoc!!!!-krzyczałam, ten facet wkurzył się jeszcze bardziej i ścisnął mnie za szyje, odcinając mnie od tlenu.
-NIE KRZYCZ KURWA BO INACZEJ SIĘ TOBĄ ZAJMĘ!!-krzyknął jeszcze głośniej niż ja, co było chore, bo mi na to nie pozwalał. Starłam się ze wszystkich sił go z siebie zrzucić, ale nie dawałam rady.
Z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Brakowało mi powietrza jednak w końcu przestał mnie dusić. Przycisnął mnie swoim ciałem i jeszcze raz zakrył usta ręka. Krzyczałam w jego dłoń ,ale to nic nie dało. Zaczął całować moją szyje, a drugą ręka chciał rozpiąć mi spodnie. Wtedy usłyszałam kroki i słowa:
-Zostaw ją!-wydawało mi się jakbym słyszała Zayn'a, po chwili nie było już na mnie tego faceta. Nie myliłam  się, Zayn mnie uratował.

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 44

Widziałam po niej ,że nie czuje się najlepiej mając do wykonania właśnie to zadanie. Dziwiłam się, dlatego ,że wcale nie było wysoko, ani w cale nie miała do pokonania dużej odległości.
-Gotowi?-zapytał Malik kiedy wszyscy byli już przy linach. Pokiwali mu głowami-Start!-rozkazał ,a wszyscy ruszyli. No prawie wszyscy. Samanta dopiero obmyślała jak ma się złapać tej liny aby nie spaść. Dało się to wyczytać z jej twarzy.
-No rusz się!-krzyknął do niej Garry, kiedy pozostali zawodnicy praktycznie kończyli zadanie. Samanta dopiero zaczynała sunąc po linie. Ręce dygotały jej jakby co najmniej wisiała tysiąc metrów nad ziemią.
-Kurwa paznokcie to malować umie, ale jak przyjdzie co do czego to nic nie potrafi-mruknął Bill.
-Spokojnie, może po prostu to nie jest jej jakaś mocna storna-powiedziałam do chłopaków.
-Faktycznie jej mocną stroną jest głupota-mruknął Steven. Pozostali zwodnicy już skończyli, a Samanta ,miała jeszcze mały kawałek do pokonania.
-Zajebiście kurwa wygrywaliśmy ,a teraz już po nas.-warknął Mike. Samanta skończyła. Oscar ją odpiął. Widziałam w jej oczach już powoli znikający strach.
-Wolniej się nie dało prawda?!-warknęli równo Mike, Bill i Garry. Nie odpowiedziała im nic tylko spuściła głowę. Nigdy jej takiej nie widziałam. Coś było nie tak.
-Nie wrzeszczcie na nią, będą inne zadania, spokojnie-podszedł Oscar i uspokoił chłopaków.
-Wygrywaliśmy, a teraz znowu na końcu!-kontynuował Bill.
-Nie prawda, wygraliście pierwsze zadanie ,to też się liczy-przypomniał szatyn. Samanta odeszła kilka kroków, a coś wewnątrz mnie dyktowało mi ,żeby do niej podejść. Też dziwiłam się sama sobie.
-Ej Sami-zaśmiałam się ,a ona podniosła na mniej głowę.
-Czego chcesz? Też będziesz się na mnie drzeć?-zapytała drżący głosem.
-Nie. Chciałam ci powiedzieć, żebyś nie przejmowała się chłopakami, bo nie każdy jest dobry we wszystkim. Tak jak mówił Oscar nie ma się co martwić bo będą inne zadania i się wykażesz.-uśmiechnęłam się do niej, a ona zmarszczyła brwi. Pewnie z mojej strony oczekiwała nieco innej reakcji.
Cóż...też potrafię czasem zaskakiwać.
-Dzięki Des-bąknęła-Ale ja nie mogłam przejść po tej linie tak jak wszyscy-dodała.
-Dlaczego?-zapytałam.
-Po prostu mam złe wspomnienia z dzieciństwa.
-Masz lęk wysokości? Przecież tu nie było wysoko.
-Nie do końca-odparła.-Chodzi o to ,że już kiedyś robiłam podobne "zadanie" tyle ,że nad nieco większym strumykiem, to była nawet rzeka i mój brat był tak głupi ,że odwiązał linę , kiedy ja byłam w połowie drogi. Przypomniało mi się to wszystko i mimo ,że tu jest nie wysoko i strumyk jest mały to miałam blokadę, ale wiedziałam ,że muszę przejść.-taa to by wiele wyjaśniało.
-Teraz rozumiem i wcale ci się nie dziwie. Powiedz czy stało ci się wtedy coś poważnego?
-Chwilę się topiłam i miałam złamaną nogę.-odpowiedziała ,a ja pokiwałam głową.
-Idę do chłopaków, pewnie będzie nowe zadanie. Idziesz?-zapytałam.
-Tak-przeszłyśmy te kilka metrów jakie dzieliły nas od reszty i dotarłyśmy do swojej grupy. Popatrzyłam na grupę Victorii, która wygrała tę konkurencje i uśmiechnęłam się do niej. Za nią stał Malik, który patrzył się w naszą stronę. Nie twierdzę ,że na mnie ,bo przecież obok mnie stała Samanta, to na niej spoczywał jego wzrok. Odwróciłam głowę do chłopaków.
-Ty z nią gadałaś?!-szepnął mi do ucha zdziwiony Mike, zachichotałam.
-Daj spokój, ona też jej człowiekiem-odpowiedziałam. Nie lubię Samanty, ale rozumiem to ,że każdy ma jakieś lęki.
-Polemizowałbym-powiedział żartobliwie ,a ja uderzyłam go lekko w ramie i zaśmialiśmy się. Zorientowałam się ,że reszta rozmawia o czymś z Oscarem.
-O czym gadacie?-zapytałam.
-Mówię chłopakom ,że dzisiaj będziecie mieć do wyboru a;bo kolacje na stołówce albo ognisko.
-O super, ja to wolałabym ognisko-powiedziałam z entuzjazmem.
-Myślę, że inni też podzielą twoje zdanie-Oscar się uśmiechnął i objął mnie delikatnie ramieniem. Samanta stała o nas oddalona, ale kto by ją tutaj chciał?
-A co z drugim zadaniem?-spytałam.
-Uwaga!-klasnęła w dłonie pani Stewart.-Na dzisiaj będzie ostatnie zadanie, które pochłonie wam trochę czasu.-mówiła, a wszyscy słuchali.
-Co mamy zrobić?-zapytał Zack.
-Otóż waszym zadaniem będzie zbudować namioty.-kiedy wypowiedziała to zdanie na około przeszły szmery od ekscytacji po niezadowolenie.
-Mamy spać w tych namiotach później?-zapytał Rick.
-Nie, te namioty nie będą dla was-odpowiedziała Davis.
-To po co je budować?-zapytała Victoria.
-Dowiecie się kiedy skończycie. Grupa która zbuduje namiot najszybciej, wygrywa. Ale uwaga! Musi to być solidna i staranna robota, nie może on się rozpaść po mocniejszym podmuchu wiatru.
-A co my będziemy z tego mieli?
-Na pewno satysfakcje gdy dowiecie się po co te namioty, ale w trzeci dzień wycieczki dowiecie się o głównej nagrodzie-powiedziała Davis.-Idziemy!-rozkazała, a cała nasza klasa ruszyła za nauczycielami. Podeszłam pod Victorie, Zacka i Ricka.
-Kurwa po co mamy budować jakieś szałasy skoro nawet to nie dla nas?
-Davis mówiła że dowiemy się gdy zbudujemy.-odpowiedziałam.
-Pewnie wprowadzi się tutaj nowe plemię Indian, a my im chaty robimy-mówił dalej wkurzony, zaśmialiśmy się z niego.
-Poczekamy i zobaczymy-powiedziała Victoria. Nagle zorientowałam się ,że stoimy na środku lasu na małej polance. W centrum polany ułożone były jakieś pudła.
-Jesteśmy na miejscu-powiedział Zayn-Są cztery pudła dla każdej z grup. Grupa pierwsza-niebieskie, druga-żółte, trzecia-zielone, a czwarta-czerwone-mówił wskazując kolejno na pudełka-w nich znajdziecie potrzebne rzeczy do budowy namiotów. Nie zabieram więcej czasu. Macie godzinę na wykonanie zadania! Start!-kliknął coś w zegarku, a my grupami podeszliśmy pod swoje pudełka. Zabraliśmy czerwone i oddaliliśmy się od reszty aby zrobić naradę.
-Dobra sprawdźmy teraz co mamy w środku-zaczął Oscar. Pierwsze co wyjął, to był jakiś wielki materiał.
-To jest nieprzemakalne, więc to są dach i ściany naszego namiotu-wyjaśnił i wyciągnął kolejny materiał.-To będzie nasza podłoga-odłożył na bok i wyciągnął kilka grubych patyczków-to będą nasze śledzie-położył obok materiałów-a tam dalej są jakieś narzędzia.-skończył.
-Więc jak się za to zabieramy?-zapytał Bill.
-Nie będzie łatwo zbudować namiot-dodał Garry. Wszyscy zaczęli myśleć jak najlepiej to zrobić.
-Ja myślę, że dobrze by było poszukać jakiś nie za gruby pal, wbić go głęboko w ziemie, ale tak żeby wystawał na jakieś metr trzydzieści w górę, przełożyć przez to podłogę, ale wcześniej wyciąć okrągłą dziurę na ten pal ,a potem nałożyć to nie przemakalne, naciągnąć powbijać te nasze śledzie i namiot jak malowany-powiedziałam, a oni słuchali mnie uważnie.
-To jest dobry pomysł-powiedział Mike.
-Albo koniec tego materiału przyczepić do jakiejś niskiej gałęzi, naciągnąć ,wbić śledzie i też mogłoby być.-dodałam.
-To jest jeszcze lepsze i mniej pracochłonne-powiedział Oscar rozglądając się za drzewami.-o widzicie-pokazał głową na drzewo oddalone od nas około piętnastu metrów-tam jest niska gałąź, bierzmy wszystko i budujemy-powiedział ,a my zabraliśmy wszystkie rzeczy.
-Więc tak, rozkładamy nasz dach i ściany i mniej więcej na środku trzeba zaznaczyć żeby to dobrze powiesić-powiedział Oscar.
-To ja z Des rozłożymy-odezwała się Samanta. Popatrzyłam na nią marszcząc brwi.
-Okej-zgodziłam się i wzięłyśmy materiał. Rozłożyłyśmy go na leśnej ściółce. Był dosyć duży.
-Środek będzie gdzieś tutaj-wskoczyła Samanta i wskazała palcem. Obeszłam dookoła sprawdzić czy ma racje. Faktycznie był środek. Zobaczyłam jak z kieszeni wyjmuje jakąś szminkę. Ma w lesie szminkę?
-Tym zaznaczymy ,żeby było wiadomo-powiedziała mi zrobiła nieduże kółko jasnoróżową szminką.
-Macie?-zapytał Oscar.
-Tak tam-odpowiedziała mu Samanta.
-To ktoś musi to przybić do tej gałęzi.-odezwał się Bill.
-To ja to zorbie-odpowiedział Mike i sięgnął do pudełka po młotek i kilka małych gwoździ.
-Nie, ja mam lepszy pomysł niż te gwoździe-odezwałam się.
-Jaki?
-Widziałam w pudełku kawałek sznurka. Przywiążmy to, wtedy nie zniszczymy drzewa.
-Dobra myśl-pochwalił mnie Garry. Mike chwycił za środek który wyznaczyła Samanta i uniósł materiał w górę robiąc małego "kucyka" jak na włosach.
-No to do dzieła-powiedział nasz opiekun biorąc sznurek. Mike przybliżył koniec materiału do gałęzi, a Oscar obwiązał go dwa razy dookoła  robiąc węzeł, a następnie przywiązał to do gałęzi bardzo mocno. W efekcie otrzymaliśmy wiszące coś.
-To teraz rozłóżmy tą podłogę, a potem rozłożymy ściany-zaproponował Steven.
-Tak ,ale najpierw pozbieramy z podłoża te twarde rzeczy-dodała Samanta. No proszę jak chce to potrafi pomyśleć. Cała grupa wybierała z ziemi, szyszki, małe gałązki i kamyki, aby w namiocie było miękko. Zajęło nam to nie więcej niż pięć minut.
-Więc lecimy z podłogą-powiedział Bill i chłopaki rozłożyli szary materiał.
-Ja biorę młotek i wbijamy nasze śledzie-oznajmił Garry.
-My co mamy robić?-zapytała Samanta.
-Na razie zostało czekać ,aż chłopaki skończą-opowiedział Oscar. Minęło jakieś dziesięć minut i wszystko było porządnie wbite w ziemie i naciągnięte. Nasza budowla rzeczywiście przypominała namiot. Rozejrzałam się dookoła. Jak się okazało, jedna grupa już skończyła. Była to grupa Vicky, grupa  Zayna. Jak się zorientowałam oni przywiązali sznurek do dwóch drzew i przełożyli materiał przez ten sznurek.
Namiot zrobił się praktycznie sam. `A niech to o tym nie pomyślałam.`
-Ile czasu nam zostało?-zapytała Oscara.
-Jakieś dziesięć minut.
-Tak zleciło?-zdziwiłam się ,myślałam, że robimy to jakieś dwadzieścia minut.
-Des, samo wymyślenie stylu pracy zajęło sporo czasu.
-Nie wygraliśmy.-powiedziałam.
-Nie martwcie się, bo mamy jeszcze szanse wygrać jutro.-uśmiechnął się.  Rozglądnęłam się dookoła i wszystkie drużyny miały wykonane zadanie
-Zbierzcie się tutaj!-rozkazała pani Davis, a my nie mając wyjścia podeszliśmy wszyscy w jedno miejsce.
-Jak się domyślacie wygrała grupa numer jeden, która zrobiła namiot najszybciej, gratulujemy, jesteście na prowadzeniu-powiedział Davis. Faktycznie oni mają już dwie wygrane, my tylko jedną. Cholera, będzie się trzeba wziąć do roboty.
-Możecie nam powiedzieć po co te namioty?-zapytała Jessica.
-Dowiecie się jutro. Teraz wracamy do hotelu, macie czas na odpoczynek, kąpiel, spacer po okolicy, a o
dziewiętnastej kolacja.-powiedziała Stewart.
-Co będzie na kolacje?-krzyknął ktoś, podejrzewam ,że Głodomór-Spencer.
-Konkretnie macie do wyboru, albo kolacje  w motelu, albo ognisko za motelem.-powiedział Zayn.
-Ognisko!-krzyknęła niemalże cała klasa.
-W takim razie o dziewiętnastej spotykamy się za motelem. Ahaa żeby nie było nie jasności, wy sami rozpalcie ognisko, my dajemy tylko jedzenie-dodał Zayn.
Ruszyliśmy w stronę motelu, aby trochę odpocząć. Mimo ,że nie było niczego trudnego czułam się zmęczona. Zorientowałam się, że podeszła do mnie Victoria.
-Ej Di!-klepnęła mnie w ramie, dawno tak do mnie nie mówiła.
-Hm?-spytałam.
-Czy ty na pewno jesteś Des?-spytała, a ja popatrzyłam na nią jak na zbiega z zakładu psychiatrycznego.
-Oh chodzi mi o to ,że widziałam cię gadającą z Samantą, gadałaś z nią jak z przyjaciółką! Co z tobą? Podmienili cie?-zaśmiałam się.
-To, że z nią rozmawiałam, to nie znaczy ,że od razu ją lubię, po prostu jestem z nią w grupie, więc jakaś komunikacja się przyda.
-No nie wiem, mam nadzieje ,że mnie nie olejesz dla kogoś takiego-powiedziała całkiem poważnie ,a ja wybuchnęłam śmiechem.
-Wiedziałam, że żarty ci się trzymają-poburzyłam jej kucyka.- Miłość sprawia ,że człowiek głupieje jeszcze bardziej, chyba nie chcę się zakochać-dodałam, a ona fuknęła niby urażona.
-Noo wypraszam to sobie-powiedziała i również się zaśmiała.
-Wierz mi ,że Samanta nigdy nie będzie nawet moją dobrą koleżanką-zapewniłam ją. Nie, na pewno nie, zwłaszcza, że podoba jej się Zayn, a ja się do niego oddaliłam.
Byliśmy już na miejscu i każdy rozszedł się do swoich pokoi.
-Ja się kąpię pierwsza!-krzyknęła Zoe i zniknęła za drzwiami łazienki nim któraś z nas zdążyła cokolwiek powiedzieć. Mnie nie zależało, mogłam iść ostatnia. Rzuciłam się na łóżko i odetchnęłam.
_____________________________________________________________________________
WRESZCIE KROWA DODAŁA ROZDZIAŁ
Nie jakiś cud natury, nudny, zero akcji i atrakcji ,ale jest co nie ?


piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 43

Przeczytajcie proszę notkę pod rozdziałem, mam kilka ważnych zdań do napisania. + przepraszam :|

Wyszliśmy wszyscy przed motel, czekając na nowe zadanie. Gdy stałam z Victorią, widziałam wychodzącego Oscara. Uśmiechnął się do mnie,  a ja to odwzajemniłam, co nie uszło uwadze Zayna, który prześledził wzorkiem chłopaka, aż w końcu zagadała do Davis. Ona na niego leci, to widać, ale chyba jest nieco za stara...
-Pierwsze zadanie na rozgrzewkę będzie bardzo proste, wręcz banalne -zaczął Oscar- Macie zrobić jak najlepsze zdjęcie przyrody znajdującej się wokół. Myślę, że dacie radę i że wszyscy macie telefony z aparatami.-pokiwaliśmy zgodnie głowami.
-Proszę pana-zaczęła Zoe kierując się do Malika.
-Tak?
-Czy każdy z grupy ma zrobić jedno zdjęcie indywidualnie czy wystarczy jedno na grupę?
-To znaczy możecie pomieszać się w śród grup ,ale każdy ma zrobić zdjęcie. Osoba która będzie miała najlepsze zdjęcie automatycznie przekazuje wygrana swojej drużynie i zdobywa punkt.
-Oh czyli każdy chodzi gdzie chce i z kim chce byleby zrobił zdjęcie?
-Tak ,ale nie możecie odchodzić zbyt daleko. Tylko w obrębie motelu i tego lasu-Zoe kiwnęła głową.
 Mieliśmy w grupie Samantę, więc sądzę, że da radę takiemu zadaniu i może to ona będzie miała najlepsze zdjęcie. Albo i nie...
Ruszyliśmy do lasu razem z telefonami. Widziałam w oddali Zayna, a przy nim-oczywiście tą idiotkę. Przewróciłam oczami na ten widok. Nie powinnam się tym przejmować, ale się nie dało.
-Możemy robić razem zdjęcia! - krzyknęła mi Victoria, przez co prawie padłam na zawał.
-Przecież słyszałam co Malik mówił.
-Taa, a teraz Malik jest zajęty Samantą.
-Właśnie widzę-odpowiedziałam, robiąc zdjęcie jakiemuś kwiatkowi, ale nie uznałam go za dobre.
-Ale zauważyłam, że Oscar na ciebie leci. Masz dobrą zdobycz-ruszyłyśmy lekko w przeciwnym kierunku niż wszyscy.
-Przestań, jest moim opiekunem- powiedziałam przewracając oczami.
-I tak wiem swoje! Wracajmy lepiej do nich, bo będą się martwić.
-I wszyscy będziemy mieć te same zdjęcia-prychnęłam-Ja nie wracam ,może znajdę coś interesującego.
-Okej ,ale żebyś się nie zgubiła. Lecę do Misia-czyli lecę do Zacka. pewnie nie zrobią zdjęć, a będą się miziać pośród drzew. Gdy Victoria pobiegła do chłopaka rzucając się na niego ,ja skręciłam w jakąś wąską drużkę szukając czegoś godnego uwagi. Przeszłam kilka kroków i zatrzymałam się ledwie centymetr przed wielką pajęczyną. Wzdrygnęłam się gdy zobaczyłam na niej pająka. Pomyślałam, że mimo wszystko byłoby to dobre zdjęcie.  Włączyłam aparat i lekko się zbliżając zrobiłam zdjęcie ohydnemu pająkowi który idzie po swej sieci. W tle był piękny zielony las, więc całe zdjęcie miało ciekawy efekt. Nie byłam pewna czy ma szanse na wygraną, ale nie chciało mi się robić żadnego innego zdjęcia. Postanowiłam wracać. Zajęło mi to pięć minut. Dotarłam przed motel. Z tego co zaobserwowałam jeszcze nie wszyscy wrócili. Usiadłam na drewnianej ławeczce z włączonym zdjęciem. Po chwili jak spod ziemi wyrósł Oscar.
-Mogę?-wskazał na ławkę.
-Jasne-powiedziałam ,a on uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
-I jak pierwsze zadanie?-spytał.
-Bardzo łatwe-odpowiedziałam.
-Jakie masz zdjęcie?
-Ładne-zaśmiałam się.
-Czy mógłbym je zobaczyć?-spytał
-Jasne-pokazałam mu.
-Profesjonalna pani fotograf, która anie boi się pająków?-zaśmiał się.
-Boje się pająków, ale uznałam ,że to dobry pomysł na zdjęcie.
-Jest ciekawe to fakt i w sumie bardzo dobrej jakości ,masz szanse na wygraną zwłaszcza ,że nie ma tutaj nic ciekawszego oprócz robaków i drzew-tym razem zaśmiałam się ja.
-Nie gadaj ,krajobraz jest ładny.
-Nie dla kogoś kto mieszka tutaj od lat.
-Mieszkasz w tym motelu?
-Tak, na dole mamy specjalną wydzieloną część mieszkalną.
-Oh to dlatego.-pokiwał głową-Często jesteś opiekunem grup?
-Tak konkretnie to mój pierwszy raz. Zastępuje kolegę mojego ojca.
-Pewnie nie byłeś zadowolony, że dali ci takie zadanie.
-Na początku nie, ale kiedy zobaczyłem kogo mam być opiekunem zmieniłem zdanie-uśmiechnęłam się.
-O reszta już wraca, chodź musisz pokazać swoje zdjęcie-pociągnął mnie za rękę i podeszliśmy do stolika przy wejsciu do motelu.
-Bardzo proszę aby wszyscy włączyli telefony na tym wybranym zdjęciu i położyli je na stoliku-powiedziała pani Davis. Po chwili dwadzieścia parę telefonów leżało na stole i czekało na najlepsze zdjęcie.
-Za pięć minut wstawcie się tutaj wszyscy-dodała pani Stewart. My odeszliśmy na bok. Podeszłam do Vicky, Ricka i Zacka.
-Macie zdjęcia?-spytałam.
-Jakiś krzaków, nie chciało mi się-powiedział Rick.
-Tsa, mnie też-pokiwałam głową.
-Idziesz dzisiaj na randkę??-zapytał Rick.
-Randkę? Z kim?
-Z tym Oscarem. Co na ciebie nie spojrzę to z nim gadasz-poruszył brwiami.
-Oh nie ,oszalałeś chyba-zaśmiałam się-gadam z nim bo sympatyczny z niego chłopak i jest opiekunem mojej grupy, to wszystko.
-Nie gadaj ,że ci się nie podoba-wtrąciła się Vicky.
-W sumie to nie obchodzi mnie jego wygląd, nie mam ochoty na chłopaka, ani na randki-powiedziałam poważnie.
-No tak-mruknęli. Przypomnieli sobie o Alexie i Max'ie. Swoją drogą ciekawe jak wygląda ich sprawa.
Czy on się odnalazł? Wiadomo gdzie był? Co robił? Nie, nie, nie czas o tym myśleć!
-Mamy werdykt, podejdźcie-zawołał Zayn. Wszyscy zgromadzili się wokół stolika.
-Najlepsze zdjęcie zrobiła bądź zrobił....-zaczęli trzymać w niepewności.
-Osoba która uwieczniła na swojej fotografii....żabę. Mike brawo!!!!!!!!!!!-powiedziała pani Davis. Mike był w naszej drużynie co oznaczało ,że wygraliśmy. Ucieszyłam się. Uściskałam Mike'a. Jego zdjęcie było na prawdę świetne. Dziwie mu się ,że zrobił zdjęcie tak wyraźne i z takiego bliska żabie, dziwie się ,że nie uciekła. Ale mniejsza z tym.
-Dobrze, to zadanie było tylko na rozgrzewkę abyście się zapoznali z terenem wokół. Teraz czekać was będzie nie co trudniejsze zdanie-przemówił Zayn.
-Chodźcie za mną!-polecił Oscar ,a wszyscy go posłuchali. Ruszyliśmy kamienistą ścieżką prowadzącą do lasu, a później szliśmy kawałek przez las. Znaleźliśmy się przy maleńkim strumyczku, nad którym przewieszone były cztery liny w dość sporej od siebie odległości.
-Pewnie większość z was się domyśla co będzie waszym zadaniem ,ale jednak wytłumaczę-zaczął Zayn.-Są cztery drużyny, dlatego są cztery liny. Macie tutaj zabezpieczenie-wskazał na jakieś szelki.-Waszym zadaniem będzie przejść po linie w jak najszybszym czasie. Ale liczy się wasz łączny czas. Czyli każda osoba z drużyny musi przejść na prawdę szybko ,żeby wygrać. Ci którzy będą najlepsi nie zmywają, ani nie sprzątają po kolacji i dostają dodatkowe punkty na główną nagrodę, o której jeszcze nic nie wiecie-powiedział Zayn. Wiele osób ucieszyło się z zadania tak jak i kilka zasmuciło. Wyobrażam sobie Samantę...
-Więc szkoda czasu. Drużyny ustawcie się przy każdej z lin, są ponumerowane. Wiecie jakie macie numery-powiedziała Davis. Ustawiliśmy się.
-Słuchajcie-zaczął Oscar.-Moim zadaniem jest was porządnie zapiąć w te szelki i mierzyć czas na stoperze.
Ale nie bójcie się niczego. Jak widzicie strumyk jest malutki i jest płytki a i wysokość lin przyczepionych do drzew nie jest duża, co więcej wiem też że jakąkolwiek siłę w dłoniach i rękach macie ,wiec bez trudu przejdziecie te trzy metry.
-Ja zepsuje sobie paznokcie-zamarudziła Samanta.
-Dostaniesz rękawiczki, wszyscy dostaniecie. Okej kto pierwszy?-zapytał.
-Ja mogę.-powiedziałam obojętnie.
-Wspaniale Des, chodź-uśmiechnął się. Nogami weszłam w szelki, a Oscar pomógł mi je dobrze zapiąć na biodrach. Następnie przypiął linkę od szelek do liny głównej i podał rękawiczki oraz plastikowy kask. Nie rozumiałam po co kask ,ale nie pytałam.
-Najlepsza technika to jeżeli kolanami zahaczycie o line i rękami będziecie po niej przesuwać, tak nie odczujecie bólu-wyjaśnił Oscar.
-Na pewno to nie spadnie?-zapytała Samanta.
-Spokojnie, nic nie będzie.-odpowiedział jej.-Des wiesz wszystko?-zapytał. Pokiwałam głową i rozglądnęłam się dookoła. Już pierwsi zawodnicy byli gotowi. Nie chcący spojrzałam na Zayna, a on patrzył na mnie. Chciałabym być w jego drużynie... gdyby on zapinał mi szelki miałabym dreszcze, przyjemne dreszcze na całym ciele, ale cóż, nie można mieć wszystkiego...
-Dobrze ja przechodzę na drugą stronę po tych kamieniach-wskazał na dwa kamienie wystające z rzeki-i tam będę was ściągał i liczył wam czas. Po chwili czwórka opiekunów znalazła się na drugiej stronie rzeczki.
-Na mój sygnał startujecie-polecił Zayn.-Gotowi?-spytał.-START-wydał rozkaz ,a my ruszyliśmy. Zrobiłam tak jak mówił Oscar. Kolanami zaczepiłam o line tak ,że wisiałam głową w dól ,a szłam "rękami". Nie było to trudne ,wiec przyśpieszyłam. Słyszałam doping ze wszystkich stron. Każda drużyna dopingowała swojemu zawodnikowi. Włożyłam w to jeszcze więcej siły i wyprzedziłam Zoe tym samym byłam na prowadzeniu. Wykonałam jeszcze kilka szybkich pociągnięć i byłam na mecie. Pierwsza. Cudownie ,punkt dla naszej drużyny.
-Świetnie Des-zachwycił się Oscar na co Zayn popatrzył na niego kątem oka. Oscar pomógł mi odpiąć szelki.
-Na prowadzeniu grupa czwarta, stopery zatrzymane, teraz kolejne osoby-powiedział Zayn i opiekunowie znów przeskoczyli na przeciwną stronę strumyka aby zapiąć kolejne osoby. Po kilku minutach przeszli praktycznie wszyscy. Zostali ostatni decydujący zawodnicy. U nas była to Samanta i obawiałam się najgorszego. Chłopaki poradzili sobie świetnie, tak samo jak ja i nasza drużyna wygrywała.
Teraz wszystko było w rekach Samanty.
____________________________________________________________________________
Patrząc na 15 albo i więcej pytań "kiedy rozdział" musiałam coś napisać (przy pomocy Kariny, która naprowadziła mnie na pomysł ze zdjęciami ♥, dziękuje)
Dalej nie miałam nic lepszego w głowię, więc nie jest to jakiś cud i nic się w nim nie dzieje ,ani prawie nie ma w nim Zayn'a, ja to wiem ,ale dlatego właśnie tutaj to pisze.
Otóż mam nadzieje ,że wkrótce wygrzebię się z tego mojego twórczego dołka ,bo aż sama się boje... :(
Pisanie Deep wcześniej było jak pestka, po kilka rozdziałów na dzień, a teraz?
Teraz sami widzicie ile zajęło mi pisanie czegoś takiego jak to u góry ^
Jest coraz gorzej i kompletnie nie mam pomysłów. Boje się ,że jeśli mi się nie poprawi ,to albo:
*ZAWIESZAM BLOGA!!!
Albo będę musiała *ODDAĆ BLOGA KOMUŚ INNEMU!,
komuś kto będzie chciał to prowadzić dalej i zaciekawi was swoimi pomysłami, bo na razie ja was niczym nie zaskoczę ,a co więcej zauważyłam ,że NIEKTÓRZY już się denerwują używając wulgaryzmów, więc chce tego uniknąć.
Mam jednak nadzieję ,że obudzę się jutro rano z nowymi ciekawymi pomysłami i ruszę z kopyta.


piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 42

-Des, Des, obudź się-gdzieś z daleka dobiegł mnie przyjemny ton męskiego głosu. Myślałam ,że to w dalszym ciągu sen i nie chciałam się budzić. Poczułam lekkie potrząsanie za ramie i powoli otwierałam powieki.
-Co się stało?-zapytałam cicho i przetarłam oczy.
-Jesteśmy na miejscu, musisz wstać.-powiedział  Zayn i znów wyczułam w jego głosie szorstkość i chłód jakim darzył mnie przez ostatnie dni. Chciałabym mu wytłumaczyć to wszystko, że Nathan to nie mój chłopak ,ale teraz wydaje się być za późno. Samancie spełnią się marzenia. No cóż ,przecież nie mogłabym robić jej na złość, w końcu Zayn ma swoje życie ,każdy ma swoje. A ja sama zdecydowałam się odmówić Zayn'owi, więc chyba nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
-Okej-odpowiedziałam i poprawiłam włosy. Zayn wyszedł z autokaru. Zebrałam się i szybko wysiadłam aby dołączyć do klasy. Podeszłam pod przyjaciół.
-Jak się spało?-zapytał Rick.
-Całkiem dobrze-odpowiedziałam.
-Mówiłaś przez sen-kiedy Rick to wypowiedział, zamarłam. Co takiego mogłam mówić?
-J-jak to? Co mówiłam?-zapytałam spanikowana. Rick przybrał poważny wyraz twarzy.
-Że mnie bardzo kochasz.-odpowiedział, a ja odetchnęłam z ulgą, czyli nie mówiłam przez sen. Oni wybuchnęli śmiechem.
-Wyglądałaś na zdziwioną i wystraszoną, serio myślałaś, że coś palnęłaś?-spytał Zack.
-No cóż myślałam ,że powiedziałam coś głupiego i cała klasa miałaby ubaw.
-Na przykład ,że zakochałaś się w przyjacielu geju?-zaśmiała się Victoria. Kątem oka dostrzegłam ,że Zayn stoi tuż za nią. Podwójne Cholera.
-Idziemy do motelu-powiedział Zayn i przez ułamek sekundy zerknął na mnie. Mam nadzieje ,że nie słyszał tych głupot. Podnieśliśmy torby, moją wziął Rick ,a Victorii Zack.
-Victorio nie zakochałam się w Nathanie, jesteś głupia-udawałam rozbawioną kiedy szliśmy za osobami z klasy jakąś kamienistą drużką. Byliśmy na końcu gdy nale za nami pojawiła się pani Stewart. Ah tak ktoś musi być na końcu, no cóż.
-Wiem ,wiem tak tylko zażartowałam, bo wiesz gdybyś coś takiego powiedziała przez sen byłaby kupa śmiechu.
-Tsa..wyobrażam to sobie.-mruknęłam. Droga nie była długa, szliśmy może pięć minut i byliśmy na miejscu.
Motel wyglądał jak duży dom, był z brązowego kamienia z szarym dachem i białymi oknami. Wejście było ze szkła otoczone czerwoną futryną, a nad nimi widniał napis "Welcome". Mnie osobiście motel się podobał, był skromny ale miał coś w sobie, może to ,że kawałek za nim rozciągał się ogromny las? Może to było własnie to.
-Podjedźcie bliżej-zawołała pani Davis, ustawiliśmy się wszyscy wokół nauczycieli.
-Tak jak mówiłem ,nie jesteśmy tutaj żeby odpocząć, a żeby przywieźć ze sobą przygody i wspomnienia.-zaczął Zayn.-Zostaliście podzieleni na grupy siedmioosobowe. Każda grupa będzie miała swojego opiekuna i zarazem pomocnika w zadaniach. Tymi opiekunami będziemy my-wskazał na siebie i dwie nauczycielki
-Oraz syn właściciela tego motelu, który za krótką chwilę powinien się tutaj zjawić.
-Mam nadzieje, że on będzie przystojny-szepnęła mi Vicky.
-Masz chłopaka-odparłam jej.
-Popatrzeć zawsze można-zachichotała, a ja przewróciłam oczami.
-Każdy z opiekunów wylosuje numerek od jeden do cztery, te numerki to wasze grupy. Przeczytam wam kto do której należy.-otworzył jakąś kartkę.
-Jasmine, Zoe, Victoria, Peter, Christopher, Brooke, Victor grupa pierwsza. John, Margaret, Alex, Caroline, Paul, Robin, Vanessa grupa numer dwa. Spencer, Zack, Olivia, Charlotte, Emma, Rick, Mark, grupa trzy-chłopaki przybili sobie piątki.
-Kurwa no nie, Zack będzie z Olivią w drużynie, co to ma być-oburzyła się przyjaciółka.
-To jeszcze nic, mnie została Samanta-warknęłam.
-Mike, Steven, James, Samanta, Des, Gary, Bill grupa ostatnia czyli czwarta-zakończył Zayn i z powrotem złożył kartkę. Popatrzyłam tylko w stronę Samanty, a ta już krzywiła gębę. Jak ja wytrzymam z nią trzy dni to nie mam pojęcia.-Jęknęłam w duchu.
-Oh kochanie współczuje ci.-poklepał mnie przyjaciółka-Proszę pana ,czy można zamienić się miejscami w grupach?-zapytała.
-Przykro mi ,ale to już jest ustalone, nie będziemy robić chaosu.-odpowiedział jej delikatnie się uśmiechając.
-Szkoda-odpowiedziała Victoria. W tedy drzwi od motelu się otworzyły ,a z nich wyszło dwóch mężczyzn. Kiedy podeszli bliżej wiedziałam ,że jeden jest starszy około pięćdziesiątki ,a drugi młodszy, pewnie ten syn.
-Patrz jakie ciacho-mruknęła mi Victoria. Popatrzyłam na szatyna.
 Spodobały mi się jego ciemne oczy. Chyba mam jakąś słabość do ciemnych oczu.
-Taa jest przystojny, ale co z tego?
-Patrzy na ciebie teraz-zachichotała mi ,a ja spojrzałam w stronę chłopaka. Uśmiechnął się w moją stronę co odwzajemniłam.
-Witam was serdecznie w naszym motelu nazywam się Jonathan Smith, dla nasz to zaszczyt ,że możemy gości tu grupę młodych i zdolnych dzieciaków. Wiem ,że byliście najlepsi z całej szkoły i dlatego serdecznie wam gratuluje-zaczął ten starszy mężczyzna.-Mam nadzieje ,że pobyt w tym motelu wam się spodoba i życzę wam powodzeni na różnych zadaniach. Teraz przedstawię wam mojego syna Oscara Smith'a.
-Cześć tak jak mówił mój ojciec na imię mi Oscar i mam nadzieje ,że będzie nam się dobrze razem pracowało. Obiecuje ,że będę wam pomagał jak tylko będę mógł-uśmiechnął się. Miałam wrażenie ,że mówił tak jakby do mnie ,ale nie byłam pewna.
-Ej on ciągle się na ciebie gapi, leci na ciebie-ponownie przyjaciółka pisnęła mi do ucha.
-Okej, świetnie ,słuchaj bo nic nie będziesz wiedzieć-zganiłam ją. Ona wywróciła oczami i splotła ręce na piersiach.
-Dobrze, żeby nie owijać w bawełnę i nie tracić czasu będziemy losować-powiedziała pani Davis. Miała jakiś mały kubeczek i do niego wrzuciła cztery karteczki. W pierwszej kolejności podeszła pod tego Oscara. Wyciągnął małą karteczkę i rozłożył ją.
-Jaką masz grupę?-zapytała go Davis.
-Cztery-odpowiedział. Zayn od razu na niego spojrzał. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Chociaż wolałabym mieć Zayna, wtedy łatwiej mogłabym z nim porozmawiać, ale trudno.
Później wyciągnęła pani Stewart z grupą numer trzy, potem Zayn z grupą mojej przyjaciółki czyli jedynką ,a pani Davis została grupa dwa.
-Niestety was nie znam, więc muszę nauczyć się waszych imion, bardzo bym prosił aby moja grupa tutaj podeszła-powiedział Oscar. Mike ruszył pierwszy, więc ja za nim ,a potem cała reszta. Kiedy stanęliśmy przy boku tego młodego chłopaka on kolejny raz posłał mi uśmiech. Zerknęłam w stronę Zayn'a, patrzył się, ale gdy ja podniosłam na niego wzrok odwrócił głowę. Każda grupa stanęła przy swoim opiekunie.
-Okej ,dobrze by było gdybyście mi się teraz przedstawili. Nie mówię ,że zapamiętam was od razu ,ale postaram się zrobić to jak najszybciej i mówcie mi na "ty".
-Oh więc ja jestem Samanta ,ale możesz mówić na mnie Sami-pierwsza odezwała się ta idiotka ,a ja i pozostali z mojej grupy wybuchnęliśmy śmiechem. Nie chciałam tego robić ,ale to było silniejsze, Oscar uśmiechnął się pod nosem i uścisnął jej dłoń.
-Więc ja mam na imię Mike ,ale możesz mówić mi Miki -podszedł blondyn ,a my ponownie wybuchnęliśmy śmiechem. Samanta stała z naburmuszoną miną.
-Miło cię poznać Miki-odpowiedział mu.
-Jetem Des-wyciągnęłam rękę, uścisnął ją.
-A masz jakieś zdrobnienie?-zapytał ciągle trzymając moją rękę w swojej, uśmiechnęłam się.
-Desi chyba nie wypada, więc nie-odparłam i odeszłam na bok stając obok Mike. Pozostali szybko mu się przedstawili.
-Tak więc mniej więcej pamiętam wasze imiona. Pierwsze zadanie będzie proste na rozgrzewkę ,ale zanim do niego dojdziemy wy zmęczeni po podróży udacie się teraz do motelu tam dadzą wam klucze, nie wiem jak jesteście podzieleni w pokojach idźcie do wychowawcy, przebieżcie się w coś luźnego i wygodnego ,zejdźcie na dół na śniadanie i zbieramy się tutaj około dziesiątej. Dobrze?
-Tak-odpowiedzieliśmy zgodnie. Zorientowałam się ,że pozostałe grupy już ruszyły do środka ,więc i my też.
-Des słuchaj-zaczął mówić do mnie Oscar, zapamiętał moje imię.
-Tak?
-Ta dziewczyna Sami-zaśmiałam się-czy ona będzie sprawiała jakieś trudności czy raczej będziecie działać zespołowo? Bo zaobserwowałem że nie darzycie jej sympatią.
-No cóż, ciężko mi stwierdzić jak to będzie w zespole, ale na co dzień nie trzymam się z nią, jest delikatnie mówiąc irytująca, zachowanie księżniczki, więc jeżeli będzie zadanie gdzie trzeba będzie się zabrudzić wątpię ,że ona je wykona-wzruszyłam ramionami.
-Tak podejrzewam ,ale wolałem się upewnić, dzięki.
-Proszę-uśmiechnęłam się. Otworzył mi drzwi i przepuścił mnie. Przy drzwiach stał Zayn.
-No co tam Zayn?-zapytał go Oscar, a ja patrząc na Zayna odeszłam do nich i ruszyłam w stronę holu gdzie stali wszyscy.
-Jak z pokojami?-zapytałam się pani Davis.
-Dziewczyny mają pokoje na pierwszym piętrze, każdy jest czteroosobowy, jest ich trzy, a chłopaki ,na drugim piętrze, też czteroosobowe, ale oni będą mieli cztery pokoje.-oznajmiła nauczycielka,-Dobierzcie się jak tam już chcecie.
-Ej Jasmine i Zoe, dołączacie do nas do pokoju?-zapytała Victoria.
-No pewnie ,że tak-ucieszyła się Zoe, a ja się do nich uśmiechnęłam.-To ja pójdę po klucz.-powiedziała dziewczyna i podeszła do Davis, ta wręczyła jej breloczek z kluczem.
-Mamy pokój numer osiem na końcu korytarza-oznajmiła nam.
-To chodźmy się rozpakować i przebrać-powiedziałam. Udałyśmy się na schody i szybko wyszłyśmy na nasze piętro.
-O Matko ta walizka mnie wykończy-narzekała Victoria ,a my z dziewczynami śmiałyśmy się pod nosem. Zoe otwarła pokój. Nie była to jakaś komnata królewska ,ale coś ładnego i przytulnego. W środku znajdowały się cztery jednoosobowe łóżka, które były już zaścielone w białą jak mi się wydawało miękką pościel. Dwa przy oknie, a dwa kawałek dalej niedaleko drzwi. Od razu wskoczyłam na łóżko obok okna po prawej stronie, Victoria zajęła to bok mnie ,a dziewczyny te łóżka bliżej drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Ściany były niebieskie, zasłony tego samego koloru, podłoga z ciemnego drewna. i jedna duża szafa przy jednej ze ścian. Obok wejściowych drzwi były jeszcze jedne, jak się domyślałyśmy, do łazienki.
Wstałam i ruszyłam w tamtym kierunku. Pchnęłam drzwi. Łazienka nie była duża. Znajdował się w niej prysznic, umywalka, nad nią lustro, mała szafka, mała półka kosz na śmieci i toaleta. Płytki w kolorze jasnej zieleni z domieszką bieli. Przytulna łazienka.
-Trzeba się rozpakować i przebrać-zaczęła Jasmine i otworzyła szafę. Było miejsce z wieszakami ,a obok cztery duże półki ,akurat dla każdej z nas. Podeszłyśmy pod swoje torby i zaczęłyśmy się rozpakowywać. Na bok odłożyłam szare dresy i niebieską koszulkę oraz niebieską bluzę. Ułożyłam resztę ubrań w kostkę i położyłam na najwyższej półce. Na wieszakach powiesiłam tylko jedną sukienkę, kurtkę i dwie bluzy.
Nie potrzebowałam dużo miejsca ,więc też dwa wieszaki oddałam dziewczyną. Bieliznę ułożyłam z samego tyłu mojej półki ,a kosmetyki zniosłam do łazienki. W szafce też były cztery małe półeczki. Ja, Zoe i Jasmine szybko się uwinęłyśmy ale Victoria nie. Dlatego postanowiłyśmy się zlitować i jej pomóc. Ja pochowałam jej kosmetyki ,a dziewczyny poskładały ubrania. Po pięciu minutach wszystko było gotowe. Przebrałyśmy się każda w swoje wybrane ubrania, torby włożyłyśmy na dno szafy i byłyśmy gotowe.
-No to idziemy na dół na śniadanko-ucieszyła się Zoe.
-Umieram z głodu-powiedziałam.
-Ja też-poparły mnie wszystkie. Zoe została odpowiedzialna za klucz od pokoju, w końcu to przewodnicząca klasy. Uśmiechnięte zbiegłyśmy schodami na dół,  na hol.
-Śniadanko to w którą stronę?-zapytałam ciemnowłosej kobiety siedzącej za recepcją.
-Korytarzem w prawo, traficie bez problemu-uśmiechnęła się do nas, a my ruszyłyśmy. Pchnęłyśmy dwu skrzydłowe drzwi i naszym oczom ukazała się dość sporych rozmiarów sala. Stoliki były chyba sześcioosobowe. Zajęłyśmy stolik niedaleko Zacka, Ricka, Billa i Gar'ego. Byłyśmy jednymi dziewczynami na tej sali ,co oznaczało ,że tamte się jeszcze rozpakowują. Spostrzegałam ,że przy stoliku na końcu sali
siedzi Zayn, Davis, Stewart i Oscar. Oscar siedział twarzą do mnie i lekko się uśmiechnął, więc i ja też.
-Będzie coś z tego?-uderzyła mnie w bok przyjaciółka ,a dziewczyny zachichotały.
-Vicky ty czasem jesteś gorsza od Samanty, nic z niczego nie będzie.
-No weź on ciągle się uśmiecha i patrzy na ciebie i widziałam ,że zgadał.
-To jest nasz opiekun, co, ma mnie traktować jak powietrze?
-No ale innych tak nie traktuje jak ciebie.
-Dobra skończmy i chodźmy wziąć coś sobie do jedzenia-wskazałam głowa na duży szwedzki stół pod ścianą. Dobrze ,że zrobili coś takiego i każdy je to na co ma ochotę. Resztę osób z klasy zaczęło się schodzić. Sięgnęłam po widelec oraz biały talerzyk i zaczęłam sobie nakładać. Miałam ochotę na kanapki
więc wzięłam wszystkie potrzebne mi "składniki" i wróciłam do stolika. Zoe była kochana i każdej przyniosła po kubku kakao.
-Dzięki Śliczna-powiedziałam, strasznie podobała mi się jej uroda, była egzotyczna, ciemne włosy, ciemne brwi, ciemne oczy zupełnie tak jak u Zayn'a. Dobra wystarczy. Jem. Zrobiłam sobie trzy kanapki z mnóstwem rzeczy. Victoria jadła parówki, Zoe musli ,a Jasmine tak jak ja kanapki. Kiedy my skończyłyśmy jeść i odniosłyśmy brudne rzeczy znowu usiałyśmy przy stoliku dolewając sobie kakao. Wtedy do środka weszła Samanta i Olivia, wszyscy już zjedli ,a one dopiero przyszły. Jak zwykle.
Zobaczyłam ,że Oscar wstał od stolika, a po chwili stał już przy nas.
-Mogę się dosiać?-zapytał.
-Oczywiście ,siadaj siadaj-powiedziała Victoria.
-My to się jeszcze nie znamy. Oscar-przywitał się z każdą dziewczyną ,a one z nim.
-Gotowe na wyzwania?-zaśmiał się.
-Mamy nadzieje ,że nie będzie tu nic ciężkiego?-zapytała przyjaciółka.
-To się jeszcze okaże-odpowiedział jej. Popatrzyłam za jego ramie, widziałam siedzącego Zayna, który patrzył na nas.
-U nas będzie ciężko Samanta zbyt nam nie pomoże.-powiedziałam.
-Damy rade ,zobaczysz Des, moim zadaniem jest wam pomagać.-uśmiechnęłam się tak jak i on. Cały nasz stolik poczuł się luźno i swobodnie . Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Wypytywałyśmy Oscara o różne rzeczy i różne  historie dotyczące tego miejsca. Sporo było ciekawych. Polubiłyśmy go i on nas też, czas upłynął nam szybko i musieliśmy się zbierać aby wyjść przed budynek i tam dowiedzieć się o zadaniu numer jeden.

______________________________________________________________________________
Sory za błędy, rozdział nie sprawdzony ;D

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 41

Jak to w życiu bywa weekend leci szybko i już wita nas ukochany poniedziałek. Przez te dwa minione dni lekko winiłam się za sprawę z Zayn'em,  ale przecież Nathan zaprosił mnie pierwszy i nie mogłam odmówić, tak? Z resztą to wszystko powoli mnie przerastało, to wszystko działo się za szybko.
Wstałam i założyłam pierwsze lepsze ubranie, które wpadło mi w ręce, zjadłam śniadanie pomalowała rzęsy i  ruszyłam pędem do szkoły. Kurtkę powiesiłam w szatni i przy klasie zauważyłam Vicky.
-Hej!-powiedziałyśmy równo i zachichotałyśmy.
-Już nie mogę się doczekać tej wycieczki! -Vicky zaczęła mi piszczeć do ucha, przez co prawie pękły mi bębenki słuchowe. Przewróciłam oczami. Ona jest zbyt emocjonalna. Chyba trzeba umówić ją na wizytę z psychologiem ,a mnie z laryngologiem.
-Zobaczymy jak poradzisz sobie na zadaniach-mruknęłam.
-Zadaniach? Jakich zadaniach?
-Nie pamiętasz co mówił Malik?-ona pokręciła przecząco głową.
-Na wycieczce będziemy w kilku grupach i każda będzie miała zadania. Najlepsza wygra.-po minie mojej przyjaciółki wywnioskowałam, że ona nawet tego nie słuchała. Wargi przekrzywione miała w lewą stronę ,brwi praktycznie stykały się w jedną.
-Nie mów ,że myślałaś ,że będziesz tam leżeć i nic nie robić?-zaśmiałam się.
-Nie leżeć ,ale coś w tym stylu.-zaśmiałam się ponownie, ale z daleka dostrzegałam Zayn'a, wychodzącego z pokoju nauczycielskiego, z dziennikiem w ręce. Wreszcie zadzwonił dzwonek, więc weszliśmy do klasy, każdy zajął swoje miejsca. Ostatni wszedł Malik, mówiąc ciche "dzień dobry". Położył dziennik na biurku i zaczął:
-Dzisiaj omówimy wycieczkę. Wyjazd w środę, o szóstej nad ranem - i tu właśnie rozległy się głosy sprzeciwu, ale Zayn kontynuował dalej:
-A powrót w piątek, około  dwudziestej.-Minęła lekcja i nasze sprawy organizacyjne. Połowa klasy nie była zadowolona, że oprócz Zayna jedzie z nami jeszcze pani Davis i Stewart. Ja się nie zdziwiłam. W końcu ktoś musi nas pilnować mimo ,że jesteśmy pełnoletni. Malik przez całą lekcje ani razu na mnie nie spojrzał, no może jeden raz gdy zapytałam go ilu osobowe są pokoje, chłodno odpowiedział mi ,że czerto. Stwierdziłam, że nie ma co się już jego pytać, był wyraźnie zły. Może to wyda się śmieszne ,ale chyba specjalnie najwięcej rozmawiał z Samantą uśmiechając się do niej. Nie żeby to mnie jakoś dotknęło, ale...
Victoria zrobiła dwustronną notatkę co ma zabrać ,a czego nie. Pokręciłam głową na jej pomysły i wyszłyśmy z klasy aby udać się na następne zajęcia. Gdy inne lekcje minęły szybko, wróciłam do domu, myśląc co mam zapakować, aby nie nabrać pięciu walizek ,ale jedną. Moja przyjaciółka zapewne spakuje połowę swojej szafy, a w tym momencie, ja, będę w żałosnej kropce.  Wyciągnęłam dużą sportową torbę, do której mogę spakować wszystkie potrzebne mi rzeczy. Postanowiłam pakowanie zacząć jutro,
ale dzisiaj musiałam się już przygotować. W swoim wolnym czasie pobawiłam się z Luną i pobiegałam z nią w parku. Przesiedziałam na Twitterze, Facebooku i tak minął mi cały dzień. Gdy nadszedł wieczór, zmęczona zasnęłam.
                                                                                                                                 ***
Wtorek. Lekcje były już luźniejsze, ponieważ mieliśmy wycieczkę, a nauczyciele postanowili być wyrozumiali. W końcu to nasz klasa miała najlepszą średnią w szkole. Nawet pani Morgan nam odpuściła "historyczny wycisk", co całą klasę zadziwiło. Miała jakiś lepszy humor, co jest niespodziewane jak deszcz na pustyni. Znowu piękne chwile z mężem w sypialni...
Kiedy lekcje zostały zakończone wróciłam do domu wraz z przyjaciółką. Vicky, która była już spakowana (co o dziwo mnie zaskoczyło) pomogła mi się pakować.
-Pamiętasz kiedyś mówiłam ci ,że połowę swojej szafy musisz wywalić?-powiedziała, a ja poczułam się, jakbym słuchała Nathana.-Widzę ,że choć raz mnie posłuchałaś.-zaśmiałam się pod nosem.
-Muszę cię niestety rozczarować-powiedziałam poważnie ,a ona patrzyła na mnie przekrzywiając głowę lekko w lewą stronę.
-Nathan wyrzucił mi z szafy te rzeczy ,które jemu się nie spodobały.
-Oh!-zachwyciła się-Ja też chce takiego przyjaciela. Bo samej mi szkoda wywalić moje ubranka-zachichotałyśmy-Ale widzę u ciebie rzeczy nowe.-powiedziała dotykając sukienek i spódniczek jeszcze z metkami.
-Byliśmy na zakupach, nawet nie pytaj jak było bo, po powrocie spałam na dywanie, nie miałam siły wgramolić się na łóżko-powiedziałam mając skwaszoną minę. Victoria wybuchnęła śmiechem.
-Ale za to masz zajebiste ciuchy. Ta sukienka-wskazała na jasnoróżową sukienkę z czarną wstążeczką w pasie-Jest niesamowita, pożyczysz mi ją kiedyś?
-Pewnie-odparłam.
-Chyba muszę podziękować temu twojemu Nathanowi, ma niesamowity gust. Teraz o ile przyjemniej będzie cię pakować!-ucieszyła się i zaczęła wybierać rzeczy.
-Zaczekaj-złapałam ją za nadgarstek kiedy pakowała już trzecią spódniczkę.
-Co?
-Po raz kolejny mówię ci ,że tam będziemy wykonywać ćwiczenia siłowe ty mądra blondynko, chyba nie sądzisz ,że wygonie będzie w sukience skakać po drzewach?-powiedziałam poważnie.
-To tam będziemy skakać po drzewach?-zaśmiałam się.
-Nie wiem, ale będzie dużo zadań, trzeba wziąć też jakieś spodnie dresowe i luźne podkoszulki ,a dopiero do tego coś ładnego.
-Oh, a ja nie mam dresów.
-Pożyczę ci jakieś, odsuń się-wykonała moje polecenie. Sobie wzięłam moje ulubione szare dresy oraz jedne czarne i jedne leginsy ,a przyjaciółce wyciągnęłam dwie pary popielatych. Dobrałyśmy o tego kilka luźniejszych t-shirtów i trzy bluzy. Dopiero potem Victoria włożyła do mojej torby coś bardziej dziewczęcego na wypadek gdyby wymagała tego sytuacja. Wsadziłyśmy kilka niezbędnych kosmetyków, ręczniki i buty. Ja brałabym tylko adidasy, ale dostałam prawie za to szamponem po głowie. Musiałam wziąć jakieś klapki ,"bo przecież Basen!", oraz zwykłe balerinki. Kiedy wreszcie mogłam zasunąć torbę, na moją twarz wskoczył uśmiech ,że wreszcie koniec.
-Des?-zaczęła moja przyjaciółka.
-Hm?
-Mogę u ciebie dzisiaj nocować?
-Po co ty się pytasz, dobrze wiesz ,że możesz czuć się tu jak u siebie w domu. Z miłą chęcią cię wykorzystam w nocy-blondynka zachichotała i przytuliła mnie dusząc za szyje.
-Zobaczymy kto kogo wykorzysta-mrugnęła jednym okiem. Poszłyśmy sobie coś zjeść i wróciłyśmy na górę.
-Widziałaś co dzisiaj robiła Samanta?-zapytała przyjaciółka.
-Co takiego?
-Oh nie gadaj, przecież ewidentnie kokietowała Malika.-kiedy wypowiedziała te słowa mój humor się pogorszył. Nie musiała mi o tym  przypominać.-Ciągle "Ah proszę pana" myślałam ,że puszcze pawia-skrzywiła się ,ale mnie to nie rozbawiło. Zayn chciał się gdzieś ze mną wybrać, a gdy ja odmówiłam ,zajął się inną. Ale dlaczego akurat Samanta...?
-Robi co chce. Jak zawsze-mruknęłam.
-Jeżeli tak będzie na tej wycieczce to nie wiem co jej zrobię.
-Vicky nic nie zrobisz, ale nie gadajmy o nich.-powiedziałam szybko. Przyjaciółka pokiwała głową.
Przed snem opowiadałyśmy sobie kawały, ale również straszyłam Victorię jakimiś tandetnymi horrorami, które znalazłam w internecie, nie zdziwiło mnie to gdy czasem piszczała. Po chwili zapadłyśmy  w sen.
                                                                                                                                 ***
-Des!!Obudź się!!-moja przyjaciółka szturchała mnie ręką, próbując mnie nieudolnie obudzić. Mocniej przycisnęłam poduszkę do siebie i starałam wrócić do krainy snu. Przyjaciółka zerwała ze mnie kołdrę.
-Wstawaj natychmiast!-ponowiła swoje krzyki. Zdenerwowałam się już samego rana.
-Już wstaję!-odkrzyknęłam, patrząc na zegarek. 05:00. Idealnie, Vicky. Wstałam, idąc do łazienki z wybranym ubraniem, które przygotowała  dla mnie przyjaciółka. Przyznam -miała gust. Jasne rurki, biały top i czarna skórzana kurtka. Trochę rockowo ,ale ładnie. Umyłam zęby, wymalowałam i ubrałam się. Założyłam torbę na ramię i patrzyłam jak Victoria się guzdrze. Ona wymyśliła sobie wzorzyste leginsy i jeansową koszulę. Mama weszła do pokoju kiedy przyjaciółka była w łazience.
-Des masz tutaj jakieś pieniądze ,gdyby ci się przydały-wręczyła mi kilka banknotów, schowałam je do portfela.
-Dziękuje-odpowiedziałam.
-Masz być grzeczna-zaśmiała się.
-Coś mi się wydaje ,że nie.
-Jak to?
-My tam wcale nie pojedziemy. Mamo, Victoria jeszcze nie jest gotowa ,a za chwile jest zbiórka.
-Ja was zawiozę.
-Nie trzeba, masz swoje sprawy.
-Zawiozę was, jak tylko Vicky będzie gotowa zejdźcie na dół-powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu i wyszła.
-Pospiesz się, nie dojdziemy tam w pięć minut!- pośpieszałam blondynkę.
-Już, jeszcze chwile ,rzęsy ,błyszczyk ,wysikam się i idziemy-odkrzyknęła mi. Minęło pięć minut. Księżniczka wyszła.
-Za dwie szósta!?O cholera-wykrzyczała i szybko wzięła swoją torbę po czym zbiegłyśmy na dół. Pędem pognałyśmy do samochodu mamy, a ta ruszyła w kierunku szkoły. Jako pani prokurator sprzeciwiła się łamaniu przepisów, ale w końcu ją uprosiłam aby jechała szybciej.
Osiem po szóstej wysiadłyśmy z samochodu i pobiegłyśmy na parking gdzie stał już autokar i cała klasa tam na nas czekała, razem z Malikiem. Samanta stała bardzo blisko niego. Kurwa, obym tylko nie miała spieprzonego wyjazdu.
- Des i Victoria super że jesteście tak wcześnie-powiedział Zayn, a ja uśmiechnęłam się do niego ironicznie. Zapisał nas na licie obecności.
-Widzisz Oli ,choć raz nie my jesteśmy ostatnie-zaśmiała się ta idiotka.
-Intelektualnie i tak jesteście ostatnie-odpowiedziałam ,a cała klasa oprócz nich zaczęła się śmiać.
Punkt dla mnie. Samanta nie wiedząc co ma odpowiedzieć tylko spojrzała na mnie krzywo.
-Brawo!-Victoria przybiła mi piątkę.
-Wchodzimy do środka, spóźnialskie na końcu-powiedział Malik. Klasa zaczęła się pchać. Kiedy na zewnątrz zostałyśmy my, Zayn i dwie, wiadomo kto, wepchnęłyśmy się przed nie. W autokarze nie było zbyt dużo miejsc do wyboru, dlatego zajęłyśmy dwa siedzenia dalej od pani Davis i pani Stewart. Pomachałyśmy tylko Zackowi i Rickowi którzy siedzieli z tyłu autobusu. Nagle zobaczyłam ,że Samanta i Olivia siadają obok nas na dwóch siedzeniach ,a przed nimi  usiadł Zayn. Widząc ,że Samanta znowu o coś go pyta kręcąc swoje włosy na palec wskazujący, zaczęłam szukać słuchawek w kieszeniach kurtki. Nie znalazłam. Spojrzałam na Victorie, która wymieniała smsmy z Zackiem. Przewróciłam oczami. Boję się tej wycieczki, te dwa gołąbeczki będą przyprawiać mnie o mdłości.
W dodatku Zayn... A miałam nadzieje ,że będę miała możliwość porozmawiać z nim. W końcu za niedługo ślub Louisa, ale los sprawił mi niespodziankę.
-Des kurcze słuchaj ,bo Zack mi pisze ,że jest tam dla mnie malutkie miejsce, mogę iść?-zapytała robiąc słodką minkę.
-Czy ty upadłaś na głowę?-zapytałam ,a ona zmarszczyła brwi.
-Dlaczego ty pytasz się o takie rzeczy? To twój chłopak ,więc pewnie ,że idź-wypchnęłam ją ,a ona się zaśmiała.
-Jesteś niemożliwa-powiedziała i trzymając się zagłówków siedzeń doszła na sam tył autokaru.
Jechaliśmy już kilkanaście minut ,a moje uszy nie mogły znieść głosu Samanty. Spojrzenie Zayna i moje czasem się krzyżowało, ale on dziwnie szybko odwracał wzrok i grzecznie odpowiadał na ciągłe pytania tej kretynki. Oparłam głowie o szybę i prosiłam o sen.
Tak też się stało. Zasnęłam.

____________________________________________________________________________
KARINA, DZIĘKUJE ♥

:)