sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 35

Jeżeli chcecie to przeczytajcie to : http://ask.fm/suunshinexd/answer/114333146295   TO: ASK FM


-Um..cześć Louis.-powiedziałam spokojnie.
-No cześć. Co chcesz?-wyraźnie słyszałam rozczarowanie moją osobą, wiedziałam ,że jest na mnie zły, ale czy można się dziwić? Nerwowo bawiłam się skrawkiem bluzki i poruszałam nogą.
-Ja..chciałam cię przeprosić za moje zachowanie.
-Jednak?-powiedział ironicznie.
-Tak Louis, mam nadzieje, że nie będzie na mnie zły. To ty miałeś racje, a ja rzeczywiście byłam głupia ,ale chyba zaczynam robić się mądrzejsza.
-Zaraz Zaraz, miałem racje? To znaczy?-osz cholera, teraz muszę jakoś z tego wybrnąć ,ale delikatnie.
-No po prostu miałeś racje, teraz już wiem.
-Czy ten dupek ci coś zrobił!?
-Nie zdążył, ale nie martw się, już jest dobrze.
-Des kurwa mów, co on ci zrobił!
-Nic, naprawdę nic ,nie zdąży mi nic zrobić, ale skończyłam z nim znajomość.
-Mów mi wszystko, teraz-nakazał.
-Nie, nie chcę opowiadać przez telefon ,dopiero co się otrząsnęłam. Moim celem było przeproszenie ciebie za to jaka byłam głupia i za to ,że nie chciałam cie wysłuchać i nie pożegnałam się z tobą.-powiedziałam ze skruchą.
-Już się na ciebie nie gniewam, ale przyznam ,że byłem zły, okropnie zły.
-Wiem, wybacz.
-Teraz opowiadaj co ten Alex ci zrobił, natychmiast.-rozkazał, ale zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Poczekaj Louis ,zaraz ci wszystko opowiem, tylko zobaczę kto to, nie rozłączaj się ,telefon biorę ze sobą-powiedziałam przegrana, bo wiedziałam ,że on nie odpuści. Wyszłam z pokoju, a następnie pokonałam schody. Podeszłam pod drzwi, na małej szafce od butów położyłam telefon z wciąż trwającą rozmową
i otworzyłam drzwi. W nich stał Alex z rozciętym lewym kącikiem ust. Od razu mina mi zrzedła.
-Czego chcesz?-warknęłam.
-Przyszedłem pogadać Des, chyba byliśmy umówieni do kina.-odwarknął.
-Myślisz ,że poszłabym do tego kina z tobą? Po tym co mówiłeś do Max'a?
-Chyba mu nie uwierzyłaś.
-To raczej na kłamstwo nie wyglądało. Jesteś dupkiem tak jak on, idź sobie.
-Pozwól mi wejść i ze mną porozmawiaj!-tym razem jego głos stał się ostrzejszy.
-Nie mam teraz czasu, idź znaleźć sobie panienkę ,która będzie robić ci dobrze kiedy tylko jej rozkażesz-syknęłam. On niespodziewanie złapał mnie za nadgarstki i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Zrodził się we mnie strach ,ale i wściekłość. Jedna moja połowa chciała go wykopać, a druga chciała schować się w kącie jak myszka.
-Puszczaj mnie!-Wiedziałam , że Louis wszystko słyszy.
-Posłuchaj suko, mnie się do wiatru nie wystawia.-warknął.
-DES Des! Jesteś tam Des!?-z słuchawki wydobył się głos Louisa. Alex spojrzał na urządzenie potem na mnie ,pokręcił głową.
-Koniec pogaduszek-mruknął i podniósł telefon rozłączył się rzucając urządzenie na podłogę.
-Idź stąd Alex, sam wszytko spieprzyłeś-warknęłam.
-Nie Des, ty po prostu usłyszałaś coś czego nie miałaś usłyszeć, ale nie myśl ,że ci odpuszczę.
-Jesteś nienormalny, idź sobie-pokazałam ręką na drzwi, on znowu złapał mnie za nadgarstki mocniej ściskając.
-Puść to boli-syknęłam.
-Ma boleć, może się czegoś nauczysz księżniczko.
-Chyba ci się coś pomyliło-zakpiłam.
-Nie, nie mnie ,a tobie. Źle się do mnie odzywasz ,a to nie dobrze. Byłem dla ciebie miły przez ten cały czas,
starałem się z tobą wytrzymywać ,ale moja cierpliwość też ma kurwa granice ,które przekroczyłaś.-przycisnął swoje ciało do mojego patrząc mi prosto w oczy. Poczułam obrzydzenie.
-Mimo wszystko mnie podniecasz-zamruczał i pocałował mnie niespodziewanie w usta ,od razu wyplułam ślinę i chciałam się wytrzeć ,ale nie miałam jak, moje ręce były trzymane przez tego idiotę.
-Szkoda ,że ty mnie nie!-powiedziałam głośniej.
-Zobaczymy, jeszcze zmienisz zdanie-przeniósł jedną rękę na moją pupę i ścisnął ją lekko.
-Puszczaj idioto ,puszczaj ,nie dotykaj mnie-starałam się wyrwać, ale nie miałam szans. Siłowo byłam słabsza. On tylko się zaśmiał.
-Max opowiadał ,że odebrał ci dziewictwo ale to ze mną poczujesz się jak w niebie. Sprawiając przyjemności mnie będziesz sprawiać przyjemność również sobie. Klękaj Des-polecił , a ja popatrzyłam na niego jak sparaliżowana.
To na pewno ten Alex?
Musiałam szybko zareagować. Pokiwałam głową, a on lekko poluzował uścisk ,w tym czasie jak kopnęłam go w czułe miejsce. Zgiął się w pół ,a ja wykorzystując to odepchnęłam go kawałek.
-Kurwa!-krzyknął-Ty szmato-dodał. Popatrzył na mnie bardzo wściekłym głosem. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się ,że on może taki być. Trochę go znałam i nigdy nie był agresywny ,nigdy!
-Pożałujesz suko-zagroził i prostując się, bardzo energicznie do mnie podszedł. Popchnął mnie niemalże z całej swojej siły ,a ja uderzyłam w ścianę głową. Poczułam jak ból przechodzi przez całą moją czaszkę ,moje powieki opadają ,a ja sama tracę świadomość.

                                                                                                                              Louis
-Czego chcesz?-usłyszałem warknięcie Des, od razu zacząłem się wsłuchiwać.
-Przyszedłem pogadać Des, chyba byliśmy umówieni do kina.- o ile się nie myliłem był to ten Alex.
-Myślisz ,że poszłabym do tego kina z tobą? Po tym co mówiłeś do Max'a?
-Chyba mu nie uwierzyłaś.
-No to raczej na kłamstwo nie wyglądało. Jesteś dupkiem tak jak on, idź sobie.-Des była rozdrażniona, czułem to.
-Pozwól mi wejść i ze mną porozmawiaj.
-Nie mam teraz czasu, idź znaleźć sobie panienkę ,która będzie robić ci dobrze kiedy tylko jej rozkażesz-syknęła ,a ja zacząłem się zastanawiać nad sensem jej słów. Jeżeli on kazał Des robić sobie...nie, nawet nie chce o tym myśleć. Usłyszałem jakiś większy ruch.
-Puszczaj mnie-te słowa Des mnie przestraszyły.
-Posłuchaj suko, mnie się do wiatru nie wystawia.-warknął tamten ,a moje ciśnienie wzrosło.
-DES Des! Jesteś tam Des?!-zacząłem mówić głośniej do słuchawki ,żeby ten dupek się jakoś wystraszył.
-Koniec pogaduszek- Po tym połączenie zostało przerwane.
Przeraziłem się i od razu spróbowałem ponowić połączenie. Jednak Des nie dobierała. Próbowałem tak trzy razy i nic. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wybrałem numer Zayna. Odebrał prawie od razu.
-No co tam stary?
-Zayn kurwa jedź do mojego domu natychmiast!!-wykrzyczałem.
-Jezu Louis co się stało?
-Coś z Des, ktoś przyszedł do domu, ona powiedział "Puszczaj mnie" a potem ktoś nas rozłączył ,jedź sprawdzić co z nią, Zayn szybko!-powiedziałem pośpiesznie.
-Już jadę!-odpowiedział Zayn i się rozłączył. Tak cholernie się bałem o Des, gdybym już dzisiaj nie wyjechał
nic by jej się nie stało. Próbowałem się do niej dodzwonić ,ale skutki były marne. Wiedziałem, że nie mogę dzwonić do matki bo niczego nie byłem do końca pewien. Czekałem tylko na wiadomość od Zayna. Modliłem się aby Des się nic nie stało. Kiedy spotkam tego chuja przysięgam ,że za siebie nie ręczę. Chodziłem po pokoju w tą i z powrotem trzęsąc się z nerwów. Wyrwałem jedną czwartą swoich włosów od ciągłego szarpania za nie. Tak dawno nie bałem się o Des, a teraz to uczucie wróciło.
"Po co wyjeżdżałem dzisiaj, mogłem wyjechać jutro!" krzyczałem do siebie w myślach.

                                                                                                                              Zayn
Kiedy tylko usłyszałem to co powiedział Louis przeraziłem się. Telefon schowałem do kieszeni i nawet nie ubierając kurtki, tylko same buty wybiegłem z mieszkania. Wsiadłem w samochód i z piskiem opon ruszyłem.  Po drodze łamałem przepisy aby tylko jak najszybciej dostać się do domu Des. Po około sześciu minutach już byłem. Zaparkowałem byle jak i wybiegłem z pojazdu. Przeszedłem przez furtkę i wybiegłem na schodki. Drzwi były otwarte, a przed nimi przy ścianie leżała Des. Nie ruszała się.
Momentalnie poczułem kłucie w sercu. Oby jej nic nie było! Podbiegłem pod dziewczynę i sprawdziłem jej puls. Był wyczuwalny. Dlaczego zawsze przeczuwam najgorsze? Do kurwy ,ona żyje, tylko straciła przytomność. Zacząłem ją lekko potrząsać.
-Des, Des obudź się, Des słyszysz mnie?-mówiłem jednocześnie trzepocząc ramie dziewczyny. Nie odezwała się. Odsunąłem ją od tej ściany i ułożyłem w bezpiecznej pozycji odchylając głowę do tyłu i umożliwiając oddychanie. Nie byłem pewny czy przewiezienie jej do szpitala samemu to dobry pomysł ,więc szybko zadzwoniłem po karetkę. Przez czas oczekiwania klęczałem przy niej i do niej mówiłem mając nadzieje ,że się obudzi. Pocierałem jej policzek bardzo ostrożnie. Jej klatka piersiowa delikatnie się unosiła. Karetka przyjechała po pięciu minutach. Odsunąłem się aby mogli działać. Zaczęli ją badać, świecić światłem po oczach ,podnosząc nogi lekko do góry i okładając jej głowę czymś zimnym.
Dziewczyna po chwili zaczynała otwierać oczy. Poczułem niesamowitą ulgę.
-Oh widzę ,że się panienka budzi ,to  bardzo dobrze.
-Boli-jęknęła Des.
-Co boli dokładnie?
-Głowa z tyłu-mruknęła i wykrzywiła się.
-Nie ma rany ciętej, ale nie wykluczony wstrząs mózgu ,musimy zrobić jej prześwietlenie-powiedział jeden ratownik do drugiego.
-Zayn?-zauważyła mnie i lekko się uśmiechnęła.
-O, pan jest bratem?-zapytał ratownik.
-Nie, znajomym-odpowiedziałem.
-Nie wie pan czy jest ktoś z rodziny?
-Nie ma.
-Dobrze ,to niech pan zostanie i poinformuje rodziców dziewczyny ,bierzemy ją do szpitala na badania.
-Zayn jedź ze mną, proszę.-powiedziała Des, a raczej wybłagała.
-Czy mogę?-zapytałem.
-W karetce nie będzie miejsca, może jechać pan za nami.-westchnął mężczyzna i wraz ze swym kolegą na noszach przenieśli Des. Zamknąłem drzwi domu i szybko wsiadłem do samochodu, ruszyłem za nimi.
Na światłach napisałem krótkiego sms do Louisa.

W szpitalu znaleźliśmy się dość szybko. Des wraz z lekarzami zniknęła za jakimiś drzwiami, a ja zostałem na korytarzu. Mój telefon zaczął wibrować, był to Louis.
-Zayn i co z nią co się stało? W jakim szpitalu?-pytał zdenerwowany.
-Szpital przy Baker Street. Jeszcze nie wiadomo, kiedy ją znalazłem była nieprzytomna ale gdy karetka przyjechała odzyskała przytomność, mówiła że ją głowa boli i przywieźli ją do szpitala na badania, jestem tu z nią, nie martw się wszystko będzie dobrze.
-Obyś miał racje, oby to nie było nic poważnego ,bo przysięgam ,że zabije tego małolata jak go tylko spotkam.-warknął Louis.
-Spokojnie teraz najważniejsza jest twoja siostra.
-Tak ,masz racje. Dziękuje Zayn za pomoc, gdyby nie ty kto wie co byłoby z Des.
-Czy wasza matka wie?
-Nie zaraz do niej zadzwonię o ile już nie zadzwonili do niej ze szpitala. Proszę pociesz ją gdy już przybędzie.
-Nie ma sprawy.
-Kurwa ja powinienem być w domu, do niczego by nie doszło.
-Daj spokój Lou, sytuacja się opanowała, poczekamy na wyniki.
-Dobra to dzwoń gdy będziesz coś wiedział, dzięki Stary Pa-rozłączył się, a ja usiadłem na stołku i czekałem. Minęło może piętnaście minut.
-Gdzie moja córka?!-usłyszałem krzyk kobiety, podniosłem wzrok, to była matka Des. Podbiegła do mnie cała zdenerwowana.
-Spokojnie, jest na badaniach, odzyskała przytomność, nie powinno to być nic groźnego.-starałem się ją uspokoić.
-Dziękuje Zayn, Louis wyjaśnił mi kilka minut temu ,że do ciebie zadzwonił bo zaniepokoił się, na prawdę ci dziękuje.-Gdybym nie odwoził jej tak wcześnie nic by się nie wydarzyło. Kurwa kiedy zobaczę tego tego Alexa, nie wiem czy dam rade się powstrzymać.
_________________________________________________________________________________
JESTEŚCIE NIESAMOWITE KOTY!
KOCHAM WAS!