sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 6

-Dobrze ,usiądźcie.-zabrzmiał głos Pani Morgan.-Dzisiejszy temat związany jest ściśle z tematem karnej pracy naszych dwóch dziewczyn ,które otrzymały ją dodatkowo-popatrzyła na nas srogo-Więc może któraś z dziewczyn zgodzi się na poprowadzenie lekcji-Kiedy te słowa wypadły z jej ust zobaczyłam po Victorii ,że zbladła trzykrotnie.
-O kurwa ,ja nic nie umiem z tego-bąknęła kuląc się i chowając za Zoe.
-Spokojnie ,ja pisałam dwie prace ,więc coś pamiętam-poklepałam ją po ramieniu i wstałam.
-Ja chcę-oznajmiłam i wszyscy zwrócili wzrok na mnie. Każdy wiedział ,że prowadzenie lekcji u pani Morgan nie należy do łatwych i przyjemnych rzeczy. To bardziej jak kiepski horror. Przełknęłam ślinę ,mimo ,że nienawidzę tej nauczycielki to się jej obawiam.
-Dobrze Des ,zatem zapraszam na środek.-Jak ja nie cierpię tych słów nauczycieli "Zapraszam na środek"...
Odsunęłam krzesło i ruszyłam w stronę kredowej tablicy.
-Mogę opierać się trochę na podręczniku?-spytałam cicho z nadzieją ,że się zgodzi.
-Okej ,ale masz z niego nie czytać.-pogroziła palcem i odsuwając się usiadła na krześle.
Wzięłam gruby stary podręcznik do historii i skanując przez sekundę kartkę zaczęłam opowiadać
na temat panowania Stewartów. Nie sądziłam ,że zapamiętałam aż tak dużo rzeczy pisząc to karne zadanie.
Większość klasy słuchała mnie z zaciekawieniem ,a przynajmniej taki mi się wydawało. Cóż mówiłam bardziej "młodzieżowym" językiem niż nauczyciele ,więc pewnie lepiej do nich to docierało. Skończyłam po piętnastu minutach.
-Brawa dla koleżanki-powiedziała Morgan ,a ja się popatrzyłam na nią krzywiąc twarz. To z jej ust jak pochwała ,prawda? Małe brawa ucichły.
-Możesz wracać do ławki Des ,ja pociągnę dalszy temat ,dostajesz ekstra ocenę za odwagę-dzisiaj jak nigdy miała dobry humor. Pomyślałam ,że może z mężem jej się dobrze układało ,albo mieli dobre relacje w sypialni. Na humor nauczyciela wpływa wiele czynników, ale to jest jeden z tych główniejszych i może to brzmi trochę dziwacznie i prostacko, ale taka jest stu procentowa prawda.
Zadowolona usiadłam na swoim miejscu.
-Mała, byłabyś dobrą nauczycielką ,patrz-Victoria wskazała na zeszyt-nawet ja zrobiłam notatkę-powiedziała dumnie. Spojrzałam na kartki i ona rzeczywiście pisała notatkę. Posłałam jej uśmiech i zwróciłam twarz w kierunku nauczycielki. Jakimś cudem dzisiejsza lekcja była naprawdę interesująca i jak nigdy wszyscy słuchali. Na początku mnie ,a później Morgan. Oj było gorąco w tej sypialni ,tak czuję.
Mijały kolejne lekcje ,a ja marzyłam ,żeby wreszcie wybiła godzina 14;40, abym mogła iść na trening chłopaków ze szkoły. W połowie maja zaczynają się rozgrywki międzyszkolne, cieszę się ,bo zawsze mniej lekcji wtedy jest. Zostało jakieś dwanaście dni.
Kiedy było już po czternastej uderzyłam lekko przyjaciółkę w bok.
-Hmm?-spytała śpiąca Vicky.
-Idziesz ze mną oglądać trening chłopaków?-zapytałam.
-Kurcze...nie dam rady dzisiaj, obiecałam mamie ,że będę zaraz po szkole i mamy jechać po coś.
-Rozumiem.-odpowiedziałam i dzwonek oznajmił zakończone dla mnie zajęcia. Spakowałam rzeczy i wszyscy ruszyli prosto do szafek. Stanęłam przy swojej i wrzucałam zeszyty wraz z książkami ,a wyciągałam te potrzebne. Nareszcie jutro piątek i na całe szczęście jutro nie kończę późno. Pożegnałam się z przyjaciółką i ruszyłam na początku do bufetu po czekoladowego batona i wodę, a potem znalazłam się na boisku szkolnym za szkołą. Usiadłam na trybunie w pierwszym rzędzie i czekałam aż wyjdą chłopcy. Nie minęło nawet pięć minut. a usłyszałam głosy. Przede mną pojawił się Max wraz z Alexem, najlepszym
przyjacielem.
-Cieszę się ,że przyszłaś-pocałował mnie Max i wskazał na kolana ,żebym na nich usiadła. Zrobiłam to bez wahania. Objął mnie w pasie, a Alex zajął miejsce obok nas. Max jeździł nosem po mojej szyi i składał delikatne pocałunki ,a ja chichotałam. Pozostali chłopcy rozgrzewali się do treningu ,a w raz z nimi dostrzegłam Malika. Przypatrywał się nam ,tak mi się zdawało. Pewnie dalej jest wkurzony o dzisiejszą lekcje.
-Des a ty idzie..-zaczął Alex ,ale przerwał mu Max uderzeniem w ramie. Zmarszczyłam brwi.
-Co chciałeś powiedzieć?-zapytałam.
-Um..czy idziesz w poniedziałek na wagary?
-Jest czwartek i już pytasz się o poniedziałek?
-No ,bo mamy w planach gdzieś wyskoczyć ,to co?-wyczułam w jego głosie zakłopotanie.
-W poniedziałek to ja mam trening ,niestety muszę odmówić-odparłam i pocałowałam Max'a w czoło.
-Zostawię was ,ale Max streszczaj się ,masz tylko pięć minut-zachichotał i odszedł ,wydawało mi się ,że odetchnął z ulgą.
-Co on taki zakłopotany?-zwróciłam się do chłopaka.
-Nie wiem-powiedział i się uśmiechnął. Założył za moje ucho kosmyk włosów.
-MAAX!-zawołał Alex-Musicie już kończyć te przytulanki ,chodź gramy!-wołał dalej. Przewróciłam oczami i zeszłam z kolan chłopaka. Miało być pięć minut ,a minęła minuta.
-Podziwiaj nas mała-puścił mi oczko i odbiegł ode mnie w stronę kolegów i Pana-Wkurwiającego-Mnie-Malika. Oparłam się o plastikowe krzesło i oglądałam trening piłki nożnej. Z początku standardowo ostra rozgrzewka ,dopiero później gra. Kibicowałam drużynie, w której był Max i biłam brawo gdy wpadł gol. Z tego co zauważyłam chłopakom podobał się trening prowadzony przez Malika, bo bądź co bądź widać było ,że znał się na rzeczy. Ale w końcu to nauczyciel od lekcji wf. Minęło półtorej godziny i było po treningu. Czekałam aż wezmą prysznic. Tak sobie rozmyślałam ,że ten nowy nauczyciel to ma niezłą sylwetkę, jest dobrze zbudowany ,ale zobaczyłam na jego ciele kilka tatuaży. Czy dyrektor tak od razu zgodził się ,aby jego pracownik miał tatuaże zwłaszcza ,że pracuje z młodzieżą? Nie żeby mi to coś przeszkadzało ,bo sama zrobię sobie tatuaż ,ale co na to inni? To chyba pierwszy nauczyciel w tej szkole, który tak różni się od reszty. Jest oryginalny to fakt ,ale równie denerwujący...
-Mała idziesz?-dobiegł do mnie głos Max'a i poczułam jak chwyta mnie za rękę. Ocknęłam się z zamyśleń i przygryzłam dolną wargę kiwając głową. Złapani za ręce opuściliśmy teren szkoły. Max odprowadził mnie do domu. Jak zwykle rozmawialiśmy o zwyczajnych sprawach śmiejąc się co jakiś czas. Nie wiem czy kocham go, czy to wielka miłość ,ale na pewni go bardzo lubię i cieszę się ,że to mój chłopak.
Przed moim domem Max przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować, wpuściłam jego język bez przeszkód i zarzuciłam ręce na szyje.
-Do jutra Słodka-pocałował mnie ostatni raz i ruszył w stronę swojego domu ,a ja pomachałam mu na pożegnanie i zamknęła furtkę za sobą.
-Cześć Luna ,nudzisz się co psiaku?-przywitałam mojego dalmatyńczyka. Wesoła zamerdała ogonem i dwie przednie łapy oparł na moich kolanach. Biedna ,prawie cały dzień siedzi sama ,dobrze ,że mamy ogrodzone wokół domu ,może sobie chociaż pobiegać ,a gdy jej się znudzi wchodzi do domu ,przez specjalne przejście w drzwiach z tyłu domu i kładzie się spać w swoim koszyku pod schodami. Przebrałam się w szare zwężane spodnie dresowe i zwykły duży biały t-shirt ,włosy zaplotłam  w warkocz i biorąc smycz z wieszaka zabrałam Lunę na spacer, tak jak to zwykle mam w zwyczaju. Kiedy znalazłam się w parku postanowiłam ,że pobiegamy jakieś trzydzieści minut ,biała to lubi.
-Luna biegniemy ,biegniemy-powiedziałam lekko szarpiąc za smycz ,biała od razu zaczęła szybciej przebierać nogami ,a ja w raz z nią. Jak na Londyn pogoda jeszcze się nie schrzaniła, przez co byłam bardzo zadowolona. Po małym joggingu z białą postanowiłam przejść do marszu. Luna ziajała wystawiając język i szła obserwując cały park. To grzeczny pies ,nie potrzebuje kagańca ,zwykle dzieci do niej podchodzą
i mówią "Pongo" tak jak miał na imię pies z "101 Dalmatyńczyków", problem w tym ,że to suczka.
Koło osiemnastej wróciłyśmy do domu ,w kuchni paliło się światło. Spuściłam białą ze smyczy i weszłam do domu ściągając adidasy.
-Mamo to ty? Czy jakiś włamywacz?-zawołałam rozbawiona.
-Ja!-odkrzyknęła mama z kuchni. Poszłam za jej głosem.
-Jak w szkole?-spytała.
-Okej ,znowu dostałam ekstra ocenę z historii bo prowadziłam kawałek lekcji-powiedziałam dumnie ,a mama się uśmiechnęła. Tak rzadko widzę jej uśmiech.
-Jestem z ciebie dumna. Moja dziewczynka-pogłaskała mnie po głowie i zachichotałyśmy.
-Um Des..-zaczęła mama.
-Tak?
-Masz jakieś plany na jutro ,czy mogłabyś przyjść do domu od razu po szkole?
-Um..nie ,nie mam planów ,a co?
-Dostałam super przepis na pyszne babeczki ,może zrobiłybyśmy je razem ,co?-widziałam w jej oczach obawę ,niepewność ,ale dlaczego? Obawia się ,że  jej odmówię? Ja marzę o tym ,że móc spędzać z nią wiele wolnych chwil ,ale ona nie ma czasu.
-Pewnie ,że tak-powiedziałam radośnie i przytuliłam ją, miała ciekawe perfumy.
-Ładnie pachniesz mamo-uszczypnęłam ją.
-Nie lepiej niż ty-odpowiedziała-Co chcesz zjeść?
-Wszystko mi jedno ,co jest to zjem.-posłała mi uśmiech i zaczęła coś robić do jedzenia.
*
-Twierdzenie Talesa to jedno z najważniejszych twierdzeń geometrii...-zaczęła opowiadać pani Davis. Wcale mnie to nie interesowało więc zaczęłam rysować na okładce zeszytu jakieś bazgroły, chyba wszyscy uczniowie tak robią. Moja przyjaciółka dzisiaj nie pojawiła się w szkole. Napisała mi tylko sms, że zrobiła sobie wolne, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu ,że dzisiaj cały dzień będzie nudny.
Nie wiem ile minęło ale moja okładka była już cała czarna od atramentu długopisu.
-Na następnej lekcji kartkówka ,spakujcie się-o nie ,znowu kartkówka ,a ja tym razem kompletnie nie wiem  o co chodzi w tym temacie. I co mi to mówi ,że "a" przez "a plus b" równa się tyle co "c" przez "c plus d"? Nic z tego nie wiem ,ale jakoś będę musiała to ogarnąć ,bo wiem ,że na Victorie nie mam co liczyć. Ona tylko lubi biologie w tym botanikę i chemię ,te przedmioty też lubię ,ale nie narzekam na angielski. Mówiłam już ,że kręci mnie zawód lekarza? Najlepiej chirurga? Nie? No to już wiecie. Lubię chemię i biologię ,bo chciałabym zostać właśnie lekarzem ,po skończeniu liceum wybieram się na odpowiednie studia. Oby mi się tylko udało robić karierę jako lekarz,bo nic innego mnie nie interesuje ,no może sport ,ale to hobby. Cała moja klasa to kierunek farmaceutyka i te wszystkie przedmioty potrzebne na studia lekarskie. Kiedy było kilka minut po dzwonku i wreszcie przyszedł profesor Colder, wpuścił nas do pracowni, ubraliśmy białe fartuchy i stanęliśmy przy swoich stanowiskach. Jak dobrze ,że prze kilka lekcji z rzędu będą doświadczenia i więcej praktyki niż teorii. Mijały kolejne lekcje, długa przerwa na lunch ,a ja nie mogłam doczekać się godziny 15;40 aby wyjść wreszcie z tej szkoły i odpocząć w weekend, porządnie się wyspać. Kiedy ostatnia lekcja, angielski, minęła udałam się do szafki ,aby zostawić książki i ewentualnie coś zabrać. Zamknęłam szafkę na kluczyk, odwróciłam się i poczułam uderzenie ,a potem coś mokrego na spodniach. Jakiś pierwszoklasista szedł z czymś zielonym i wylał to na mnie i na kawałek korytarza. Spalił buraka, wydukał "sory" i zwiał gdzie pieprz rośnie.
-Ja pierdole cała się kleje ,zajebiście-mruczałam pod nosem. Wyjęłam chusteczkę aby wytrzeć spodnie i buty.
-Tomlinson!-głos naszej Woźnej-Harpii-Jędzy-Czarownicy-Trey.
-Co?-mruknęłam ścierając chusteczką maź ze spodni.
-Zostajesz po przerwie i sprzątasz cały korytarz!-Ja wiem ,że się nie lubimy ,ale to chyba kurwa jakieś jaja! Ja nie będę tego sprzątać, to nie moja wina do cholery!
-Chyba pani żartuje ,to jakiś chłopak na mnie to wylał i uciekł, ani mi się śni ruszyć palcem.-prychnęłam.
-Mnie to nie obchodzi. W tej chwili to ty roznosisz brud na pół korytarza, a był myty godzinę temu ,zostajesz i myjesz.-warczała jędza.
-Trzeba było nie myć godzinę temu ,tylko jak skończą się wszystkie zajęcia-warknęłam i butem rozmazałam
ciecz robiąc większą plamę, tak na złość ,że się na mnie wydziera.
-Myjesz ten korytarz ,zaraz dam ci wiadro, za dużo pyskujesz gówniaro!
-Sama sobie to idiotko myj za to ci płacą!-Zanim pomyślałam już było za późno.
-Des jak ty się odzywasz!-wszędzie rozpoznam głos profesor Morgan, jędzy numer dwa.