piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 40

-To zagranie nogą było naprawę dobre-powiedział.
-Dzięki-odparłam i uniosłam brwi w górę.
-Jednak nie o to mi chodzi.
-A o co?-zapytałam.
-W nagrodę za dobry mecz nie chciałabyś wybrać się ze mną na pizze dzisiaj wieczorem? Lub jeśli nie pizzę to cokolwiek?-zapytał, a ja rozszerzyłam swoje oczy. Kurwa! Czy on mnie właśnie gdzieś zaprosił! Oczywiście ,że idę!
...Nie..jednak nie.
-Dzisiaj?-zapytałam ,aby się upewnić.
-Tak dzisiaj.
-Wiesz, chętnie Zayn ,ale ja już się na dzisiaj umówiłam.-powiedziałam z bólem w sercu. On momentalnie zrobił obojętny wyraz twarzy i ten czarujący uśmiech poszedł w zapomnienie. Zrobiło mi się dziwnie. Chciałam iść z nim, bardzo ,ale nie mogłam wystawić Nathana, on był pierwszy.
-Rozumiem.-powiedział chłodno.-Chłopak-dodał.
-Nie, ja umówiłam się z Nathanem.-powiedziałam tak naprawdę nie wiedząc czemu, na pewno go to nie interesowało z kim.
-Brat Miley ,no tak. Miłej randki-powiedział zwyczajnie-Nie zatrzymuje cię już-dodał i powoli ruszył w stronę nauczycieli.
Miłej randki? Randka z gejem to chyba nie randka, ale przecież Zayn o tym nie wie. Wydawał się być zły, albo rozczarowany. Tak to chyba bardziej trafne określenie tego co dało się wyczytać z jego twarzy. Nie mógł zaprosić mnie jutro na tą pizze czy cokolwiek innego? Chętnie bym z nim poszła, a teraz to za późno. Westchnęłam pod nosem i ruszyłam pod prysznice. Umyłam się szybko i przebrałam ciągle myśląc o tym zaproszeniu Zayna i tym ,że zrobił się zły, jednak nie byłabym wstanie wystawić Nathana, chcę z nim porozmawiać, bo ten chłopak dobrze na mnie działa. Nie nakładałam na twarz makijażu bo jak najszybciej chciałam iść do Nathana i moich przyjaciół. Podeszłam do nich i usiadłam obok Vicky.
-Już gotowa?-zapytał Nat.
-Tak ,możemy iść,-odparłam.
-Gdzie idziecie? Na jakąś słodką randkę?-zaśmiał się Zack.
-Na słodką tak ,ale nie randkę-odpowiedziałam ,a oni zachichotali.
-No dobrze nie zatrzymujemy was.-odpowiedziała Vicky. Pożegnałam się z nimi i razem z Nathanem wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy w stronę bramy szkoły.
-Coś masz dziwną minę ,stało się coś?-zapytał Nathan. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam jak Zayn idzie w nasza stronę. Patrzył uważnie na mnie i na Nathana, który objął mnie ramieniem.
-Cześć-powiedział Nathan.
-Cześć-odpowiedział Zayn bardzo surowym głosem, wręcz szarym i szorstkim.
-Hej Des ,powiedz.-Nat zwrócił się do mnie mile. Kiedy Zayn już nas minął wzięłam oddech i zwróciłam twarz w kierunku chłopaka.
-Nie uwierzysz ,ale Zayn zaprosił mnie teraz na pizze ,ale ja odmówiłam, idę przecież z tobą, jemu chyba się to nie spodobało-powiedziałam szybko.
-Ożesz kurwa!-prawie krzyknął.-Po co mu odmawiałaś!? Głupia ty!
-Przecież idę z tobą, nie chciałam tego zmieniać.
-Nie obraziłbym się. Jeżeli chcesz biegnij za nim i powiedz mu, że idziecie-uśmiechnął się i zatrzymał kiwając głowa w stronę Zayna.
-Nie Nathan, idę z tobą ,nastawiłam się na dobre gofry w twoim towarzystwie i tak ma zostać idziemy-powiedziałam twardo i przyśpieszyłam.
-Boski Zayn cie zaprosił, a ty idziesz ze mną? Co jest z tobą nie tak?-zaśmiał się.
-Ze mną wszystko okej.
-Widać-zachichotał.- Żebyś nie żałowała. Takie apetyczne ciałko-rozmarzył się ,a ja przewróciłam oczami, postanowiłam tego nie komentować.
-Chyba ,że ty nie chcesz iść ze mną?-podniosłam brwi.
-Ja to tam bardzo chce, zwłaszcza ,że mogę ci wybrać ubrania.
-Autobus!-powiedziałam.
-Nie, ta ksywka do mnie nie pasuje, ja jestem szczuplutki.-oburzył się.
-Boże! Autobus zaraz odjedzie ,gazu!-powiedziałam ciągnąc go za rękę i biegliśmy najszybciej jak się dało, gdy tylko wpadliśmy zziajani do środka, autobus ruszył.
-Dobrze, że trenuje bo byś mnie zabiła.-powiedział, a ja jak zwykle się zaśmiałam. Nathan jest niesamowity, cokolwiek powie mnie na sercu jest cieplej. Mógłby być moim drugim bratem ,na pewno bym się nie nudziła.
-Nie chciało mi się czekać na następny, im szybciej tym lepiej.
-No tak, tutaj akurat ma panienka racje-usiedliśmy z tyłu autobusu.
Kiedy przekroczyliśmy próg domu od razu przywitała nas Luna.
-Mon Dieu! Jaka piękna-zachwycił się Nathan i od razu przyklęknął i zaczął głaskać Lunę.
-Skąd wiesz ,że to suczka i znasz francuski?-zdziwiłam się.
-Widać, że to suczka, porusza się jak dama.-zachichotaliśmy.-a francuskiego to ja się uczyłem i zdobyłem nawet dyplom językowy Mon Cher.-powiedział dumnie.
-Félicitations Mon Chers*-odpowiedziałam ,a Nat zrobił zdziwiony wyraz twarzy.
-Widzę ,że francuski gdzieś tam siedzi u ciebie pod tą blond czupryną-poczochrał mi włosy.
-Tak, kiedyś się uczyłam, więc coś pamiętam.
-Jeżeli chcesz ja cię mogę podszkolić.
-Nie ma sprawy ,ale to innym razem.
-Naturalnie teraz prowadź do twojego królestwa ,musimy cię ubrać.-powiedział radośnie. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy na górę prosto do mojego pokoju. Nathan od razu podszedł pod szafę i odsunął drzwi. Ja usiadłam na łóżku ,a on przesuwał ubrania lub ściągał z półek na podłogę.
-Ej! Niedawno tutaj układałam!-powiedziałam i podeszłam do niego ,aby zatrzymać jego zamiar zrzucenia mi kolejnych ubrań.
-Moja droga od czasu do czasu powinnaś odświeżyć szafę, te ubrania się nie nadają do użycia, musisz kupić nowe.
-Ale ja je lubię!-oburzyłam się.
-Ale ja nie!-odpowiedział mi.-Zaufaj różowej sile zapomnij o plamach-powiedział i zaczął się śmiać,
-Vanish?
-Oui!**-pisnął-Ale teraz koniec żartów. Zaufaj mi, ja sprawię ,że twoja garderoba będzie emanowała świeżością i pięknem.
-Tak jak ty?-zapytałam żartów.
-Oui!
-Musisz chyba wiedzieć, że ja mam raczej luźny styl.
-Widzę-popatrzył na mnie z góry na dół.-Dobra teraz ubieraj to!-podał mi karmelową spódniczkę w czarne kropki, białą bluzkę z krótkim rękawem i jeansową ramoneskę.
-W tej spódniczce byłam raz w życiu-mruknęłam. Nawet o niej zapomniałam.
-Więc teraz będziesz drugi raz. Idź do łazienki ubierz się ,a ja pozbieram ubrania które nadają się do użytku a wywalę te, które nie.
-Okej.
-I zrób sobie delikatny makijaż, bo ja już nie zdarzę ci w tym pomóc.-Popatrzyłam na niego krzywo, chciał mnie malować?
-Ja nie idę na pokaz mody!-warknęłam.
-Ale idziesz ze mną-puścił mi oczko. Zrezygnowana zamknęłam się w łazience i zaczęłam się rozbierać. Kiedy ubrałam wszystko co przyszykował mi ten, pożal się boże, Karl Lagerfeld, zaczęłam nakładać odrobinę kremu BB na twarz i malować rzęsy. Włosy rozpuściłam i popryskałam się perfumami. Kiedy byłam gotowa wróciłam do pokoju. Nathan jeszcze wybierał moje ubrania.
-Nie!-krzyknęłam i wyrwałam mu z ręki moją ulubioną czerwoną bluzę.
-Ale to jest Démodé!-sprzeciwił się.
-A mnie to nie obchodzi ,że jest niemodna, ona jest ciepła i jej nie wyrzucisz-powiedziałam ostro i odłożyłam bluzę na wieszak.
-Okej w sumie to koniec, resztę ubrań są okej-w mojej szafie zrobiło się praktycznie pusto.
-Wyrzuciłeś mi pół ubrań!
-Kupimy ci dzisiaj jakieś.
-Nie będę wydawać kasy na ubrania!
-Będziesz, a jeżeli nie, ja zapłacę.
-O nie nie.
-Ja i tak mam zniżki do połowy sklepów kochana. No Ulala i wyglądasz belle!
-Przestań używać francuskiego bo ci coś zorbie.-pogroziłam.
-Okej okej, ale naprawdę cudownie ci w tej spódniczce, masz ładne nogi pokazuj je.
-Pokazuje kiedy jest na to czas.
-Dobra nie ma czasu ,bierz torebkę-rzucił mi czarną małą torebkę.
-Poczekaj spakuje się-on pokiwał głową, ja wzięłam telefon, portfel z kartą kredytową, którą dała mi mama założyłam czarne balerinki i wyszliśmy. Droga zajęła nam jakieś czterdzieści minut. Nathan cały czas opowiadał mi o swoich modowych wyczynach i o planach z Mikiem. Świetnie opowiada i świetnie słucha. Usiedliśmy w wybranej przez niego kawiarni i zamówił nam gofry oraz po filiżance gorącej czekolady.
-Opowiadaj teraz co u ciebie się wydarzyło od tej imprezy-powiedział i zaczął pożerać owoce z gofra.
-Nie wiem czy chcesz o tym wiedzieć ,bo wydarzyło się bardzo wiele ciekawych i nieciekawych rzeczy.
-Pewnie ,że chcę wiedzieć.
-To od których mam zacząć?
-Zacznij od tych lepszych.-polecił ,a ja pokiwałam głową. Pierwszą moją opowieścią było to jak rozmawiałam z Zaynem po imprezie.
-Nie całowaliście się?
-Nie wtedy jeszcze nie.
-Jeszcze?-podniósł brwi.-Opowiadaj-powiedział wlepiając oczy prosto we mnie. Zaczęłam opowiadać mu o Alexie.
-Oh co za dupek się przyplątał-wywrócił oczami-Pewnie Zayn był zazdrosny-przerwał mi.
-Nie przerywaj i nie był zazdrosny-mruknęłam.
-Ja tam swoje wiem.-odparł mi ,a ja kontynuowałam opowieść. Kiedy skończyłam na nagraniu i na moim wybuchu płaczu wyraz twarzy Nathan zmienił się.
-Nie ma nic gorszego niż trafić na dwóch kretynów, mam nadzieje ,że nie przejęłaś się jakoś nimi?-mówił głaszcząc moją rękę.
-Nie, w sumie potem wydarzyło się coś ,co chciałbyś wiedzieć-uśmiechnęłam się. Zaczęłam opowiadać o tym ,że znalazł mnie Zayn i ,że byłam u niego w domu i o pocałunku oraz jego wyznaniach.
-Nie mogę, no po prostu nie mogę-powiedział Nathan.-Koleś powiedział ci coś takiego ,a ty nic z tego nie robisz? W dodatku cie całował?
-A co ja mogę zrobić, przecież to przyjaciel Louisa i mój nauczyciel.
-Des obudź się, koniec roku za chwilę ,nie marnuj szansy-mówił bardzo wiarygodnie.
-Dobrze pomyśle nad wszystkim ,ale jest ostatnia opowieść ,najświeższa-powiedziałam markotnie. Przedstawiłam przebieg kłótni z Alexem i moim pobycie w szpitalu.
-A niech to! To skurwysyn-zakrył usta ręką-Sorki Mała za te słowa, ale ręce opadają. Czy ten idiota został jakoś ukarany?
-On zniknął.
-To chyba ma szczęście. Jak mógł cię popchnąć, jak mógł popchnąć dziewczynę ,to się nie mieści w moim mózgu. No skopałbym go! Nigdy się nie biłem ,ale jego bym skopał!-oburzył się, a ja zaczęłam się śmiać.
-Jesteś prze kochany, ale teraz już wszystko dobrze, problemy jak na razie się skończyły-powiedziałam.
-Miejmy nadzieje ,że los się nad tobą zlituje. Zjedzmy to do końca i pójdziemy ci coś kupić-uśmiechnął się i zaczęliśmy jeść już niemal wystygłe gofry i pijąc zimną, gorącą, czekoladę. Zajęło nam to jakieś dziesięć minut i ruszyliśmy alejkami centrum handlowego. Nathan był jak w transie. Ciągnął mnie od sklepu do sklepu kazał przymierzać, wybierał mi ubrania, targował się z ekspedientkami czarował je spojrzeniami. Ja po dwóch godzinach miałam dość i w dodatku miałam sześć toreb w rękach, Nathan miał tyle samo.
Wybrał mi jakieś sukienki, bluzeczki, spódniczki, spodnie, spodenki, marynarkę, nawet straciłam rachubę.
-Dobra!-stanęłam na środku korytarza-Już wystarczy na dzisiaj. Matka mnie zabije.
-Piękna jeszcze dwa sklepiki i idziemy, no muszę cie tam zabrać.
-Ale-nie dokończyłam bo przystawił mi palec do ust.
-Zaufaj mi-powiedział radośnie i zjechaliśmy schodami na sam dół. Weszliśmy do kolejnego sklepu i standardowo zaczął grzebać po wieszakach. Wygrzebał mi dwie sukienki, przymierzyłam ,a on oświadczył mi ,że za nie płaci bo są najlepszą zdobyczą dzisiejszego dnia.
Nastała dziesięcio minutowa kłótnia, o to kto płaci ale w końcu się poddałam. Nie były takie drogie ,żeby mogłoby mi być głupio, chociaż i tak było. Obładowani wyszliśmy z galerii i zamówiliśmy taksówkę. Kiedy przyjechała i mogłam wreszcie usiąść czułam jak nogi zaczynają mnie boleć.
-No to zakupy były genialne, jeszcze kiedyś się wybierzemy-powiedział.
-Nie!-zaprotestowałam.-Nie w najbliższym czasie!
-Spokojnie-zaczął się śmiać-myślę ,że te ubrania ci wystarczą-pocałował mnie w policzek. Rozmawialiśmy o luźnych rzeczach i czas zleciał szybko. Pożegnałam się i opuściłam samochód z czternastoma torbami. Gdy tylko wyszłam na górę rzuciłam wszystko na podłogę i sama rzuciłam się na dywan. Nie miałam sił.

_____________________________________________________________________________
*Félicitations Mon Chers-gratulacje mój drogi
** Oui!-Tak.

Zastanawiam się czy przechodzić już do wycieczki ,czy poprzedzić ją jakimś rozdziałem?
Piszcie :)

Des przymierzająca:

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 39

-Nie ma takiego numeru-wcale się nie zdziwiłam gdy usłyszałam tą znaną formułkę. Alex musiał wyrzucić kartę. Cholera. Nie dość, że narobił kłopotów sobie to jeszcze w dodatku mnie. Wzięłam głęboki oddech i położyłam się na łóżku. Przez ostatnie dni w moim życiu doszło do wielu fajnych i niefajnych przeżyć. Zastanawiam się dlaczego akurat przyszły one wszystkie na raz?  Najbardziej obawiam się jednej rzeczy. Co zrobi Victoria jak się dowie o tym co robiłam z Zaynem? Na pewno się na mnie wkurzy, przecież obiecałyśmy sobie mówić wszystko ,a tymczasem ja utajniłam tyle wydarzeń. Boje się ,że mi nie wybaczy lub nie będzie się chciała ze mną przyjaźnić. W końcu przyjaźń polega na szczerości i zaufaniu.
Poczułam wibracje wokoło mojej głowy i od razu pomyślałam ,że oddzwania Alex. Spięłam się i podniosłam telefon. Dzwonił jednak nieznany numer.
-Halo.-powiedziałam.
-Cześć piękna i ostra-powiedział jakiś głos należący do chłopaka.
-Słucham?-zapytałam i zaśmiałam się. Kto to?
-Nie mów ,że mnie nie poznajesz, Des nie ładnie.
-Um..czekaj muszę sobie przypomnieć-powiedziałam i  myślałam nad tym kto może być po drugiej stronie aparatu. Kojarzyłam skądś ten głos, ale do końca nie byłam pewna.
-Brat Miley, Nathan-powiedział z lekkim oburzeniem.
-Mój Boże Nathan, długo się nie odzywałeś!-pisnęłam,
-To samo mógłbym powiedzieć o tobie Des, nawet nie masz zapisanego mojego numeru.
-Naprawdę nie wiem jak to się stało. Wybacz mi.
-Jasne ,że ci wybaczam ,pod warunkiem że pójdziesz jutro ze mną na pyszne gofry!-powiedział chłopak ,a ja się zaśmiałam.
-Oczywiście ,że pójdę ,ale jedynie po godzinie szesnastej ,wcześniej mamy zawody w szkole ,gram w siatkówkę!
-Ooo no to mam nadzieje ,że wygracie. Prowadzi was ten twój Zayn ,super ciacho?-zapytał,a ja ciągle chichotałam.
-Nie mój, i nie ,on nas nie prowadzi, on piłkę nożną.
-Oh ,ale będzie tam, tak?-zapytał.
-No tak.
-O której macie te zawody?
-Zaczynają się o jedenastej.
-Eh ,nie chce mi się iść jutro do szkoły ,dlatego przyjdę do was na zawody!
-Serio?!-ucieszyłam się.
-Serio, nie mogę odpuścić tego jak grasz, poza tym stęskniłem się chyba.
-Znamy się z jednej imprezy.-mruknęłam.
-A wydaje się jakby całe życie ,co nie?! Znamy swoje sekrety.
-To prawda. Powiedz co u ciebie słychać?-zapytałam.
-Wszystko dobrze ,a nawet lepiej. Mike wraca w sobotę!-pisnął tak ,że aż telefon wyleciał mi z dłoni, jednak szybko go podniosłam.
-Podzielam twoje szczęście ale szanuj moje uszy!-zachichotałam.
-Wybacz piękna i ostra.-zaśmiał się.
-Wybaczam piękny i piskliwy.
-Ej!-oburzył się-Moje jest ładniejsze.
-Tak oczywiście, gdzie jutro idziemy ,tak dokładniej?
-W Kingly Court jest świetna kawiarnia gdzie robią najlepsze gofry na świecie, tam idziemy.
-Nie ma problemu ,ale będziemy musieli iść na początku do mojego domu, będę musiała się przebrać.
-O wiem, ja cie ubiorę!
-Co?-zdziwiłam się, a Nat zaczął się śmiać.
-To znaczy ja wybiorę ci ciuchy!
-Aa no dobra, bo już się przestraszyłam.
-Wiesz gdybyś była pięknym wysportowanym brunetem to dlaczego nie.
-Aha-mruknęłam.
-Poza tym Zayn byłby zazdrosny.
-Ty to jednak jesteś głupi. Między mną ,a Zaynem nic nie ma.
-Oh czyżby?
-Tak.
-Opowiesz mi wszystko jutro. Teraz muszę lecieć bo kąpiel na mnie czeka, kąpiel w kozim mleku!
-Pa wariacie!-zaśmiałam się i rozłączyłam. Nie wiem skąd ten chłopak się urwał, ale jest niesamowity. Przez te kilka minut rozmowy wprowadził tyle energii ,że spokojnie starczyłoby mi na tydzień. Mam nadzieje ,że dzięki temu, że jutro Nathan będzie kibicował dobrze mi pójdzie. Usłyszałam jak drzwi od domu się otwierają. Zeszłam na dół i skierowałam się do gabinetu mamy.
-Cześć!-krzyknęłam,
-O Cholera-złapała się za serce.-Zawału bym dostała.-zaśmiała się, a ja razem z nią.
-Jak ci minął dzień?-zapytałam.
-Dzisiaj nic wielkiego, dwie sprawy.
-Sprawy?
-Zabójstwo na obrzeżach miasta i wizja lokalna w jednym z mieszkań.
-Zabójstwo?
-Tak, niestety tak, w naszym mieście nie jest bezpiecznie, ale nie chce o tym opowiadać.
-Taaa, tajemnica zawodowa.
-Też, ale po prostu nie było to nic przyjemnego.-zmarszczyłam brwi.
-Aż tak źle?
-Gorzej-westchnęła mama.
-To ja zrobię ci herbaty co?-zapytałam.
-Byłabym ci wdzięczna.-odparła ,a ja ruszyłam do kuchni. Po chwili mama piła ciepłą herbatę z cytryną i miodem.
-Ja idę spać mamo ,jutro mamy mecz.
-Powodzenia córeczko!
-Dzięki-mruknęłam i wyszłam na górę. Przebrałam się w piżamę, ustawiłam budzik i zanurzyłam się w miękkiej pościeli czekając na następny dzień.

Dlaczego budzik nie może być bardziej delikatny ,tylko wali tym cholernym ,przeklętym dźwiękiem tak ,że puchną uszy?
Zaspana wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Zrobiłam to co zwykle i wyszłam z pomieszczenia aby wybrać sobie jakiekolwiek ubrania. Wybrałam zwykłe jasne jeansowe rurki, szary t-shirt z myszką Mickey. Nie brałam bluzy w związku z tym ,że o dziwo pogoda była bardzo słoneczna. Wzięłam niewielką sportową torbę ,aby wpakować tam telefon, wodę i ręcznik. Zeszłam na dół, zjadłam musli, spakowałam jabłko i szybko poszłam umyć zęby. Na koniec dałam Lunie jeść i wyszłam z domu.
Mogłam ubrać sobie krótkie spodenki bo zrobiło się naprawdę przyjemnie.
-Des, jesteś świetnie!-powiedział pan Truman kiedy weszłam do budynku.
-Dzień dobry-zachichotałam.
-Dobry dobry. Idziemy na ostatni mały trening, a właściwe rozgrzewkę.-pociągnął mnie lekko za łokieć.
-Ale proszę pana sala jest tam-wskazałam na drzwi w przeciwnym kierunki niż zmierzaliśmy.
-Des, piękna pogoda, dzisiaj rozgrywki są na boiskach szkolnych-ucieszył się pan Truman.
-Chciałabym się przebrać-powiedziałam.
-Oh no tak-złapał się za głowę.-Przebierz się i za dwie minuty widzę cie na zewnątrz, migiem!-klasnął w dłonie, a ja szybko ruszyłam w stronę szatni. Chwyciłam za strój, przebrałam się, związałam włosy w koka, torbę wpakowałam do szafki i szybko wyszłam.
Kiedy dotarłam na boisko szkolne wszyscy zawodnicy z naszej szkoły już tam byli i ćwiczyli.
-Mogę dostać ochraniacze?-zapytałam pana Trumana.
-Proszę-wręczył mi ,ja je założyłam i byłam gotowa. Przywitałam się z dziewczynami i zaczęłyśmy się rozgrzewać i ćwiczyć. Czas leciał szybko i zanim się spostrzegałam była już godzina dziesiąta trzydzieści.
Pozostałe zaproszone trzy szkoły przyjechały już w strojach reprezentacyjnych. Zobaczyłam jak na teren szkoły wchodzi Nathan. Od razu pobiegłam w jego stronę.
-Hej!-powiedzieliśmy równo i się przytuliliśmy.
-No sexy wdzianko!-powiedział ciągnąc za koszulkę.
-Twoje też-zachichotałam. Miał na sobie męskie niebieskie shorty i biały t shirt z dekoltem w serek oraz białe converse i tego samego kolory okulary, naprawdę seksownie się prezentował.
-Zaczęła się już gra?-zapytał.
-Jeszcze kilkanaście minut
-O jest i Zayn-kiwnięciem głowy wskazał na boisko do nogi. Przystojny Zayn tłumaczył coś chłopakom.
-Tak, przecież to nauczyciel.
-I dobra dupa-zaśmiał się.
-Ty masz swojego-odparłam, a Nathan się uśmiechnął. Zobaczyłam jak ze szkoły wychodzą wszyscy łącznie z moją klasą. Moja trójka widząc mnie z Nathanem zrobiła dziwną minę i podeszli do nas.
-Hej-przywitali się.
-Cześć-odpowiedział Nathan i przedstawił się każdemu.
-Skąd wy się znacie?-zapytała Victoria.
-No z klubu.-odpowiedziałam.
-Ahh z klubu-zaśmiała się.-Przystojny-mruknęła mi do ucha, a ja pokiwałam jej głową.
-Chodźcie zajmijcie miejsca zaraz zaczniemy mecz!-powiedziałam. Zostawiłam ich na trybunie i dołączyłam do drużyny. Po całym wstępie przywitań i tych wszystkich głupot mówionych przez dyrektorów szkół i tak dalej ,wreszcie można było zacząć gry. W związku z tym ,że były trzy boiska to mecze z każdej dziedziny rozgrywały się w tym samym czasie i każdy mógł sobie chodzić i oglądać to co chciał. Sędziów było sześciu na każdy mecz po dwóch. Nasze drużyny jako gospodarzy zaczynaliśmy. Wszystkich szkół było cztery. Wreszcie zaczęliśmy. Po dwóch godzinach została nam ostatnia drużyna, najgorsza, czyli najlepsze zawodniczki ze sportowej szkoły.  Byłyśmy już zmęczone ,ale wzmacniało nas to ,że wszystkie mecze jak dotąd wygrałyśmy i czekało nas złoto lub srebro. Wiem ,że koszykarze przegrali jeden mecz co zrzuciło ich na drugie miejsce, a piłkarze wygrali wszystkie i została im ostatnia drużyna, która też wygrywała wszystkie mecze. Ustawiłyśmy się na połowie i zaczęła się gra. Tak jak myślałam były zajebiście dobre, ale my też. Pierwszego seta wygrałyśmy czterema punktakami ,ale w drugim szłyśmy łeb w łeb. Punkt za punktem.
Ja byłam niemalże wykończona i w dodatku zaczęła boleć mnie głowa ,jednak doping z widowni z ust moich przyjaciół jakoś trzymał mnie na nogach. Kiedy było dwadzieścia cztery dla nas, a dla przeciwnej drużyny dwadzieścia trzy ,wiedziałyśmy ,że za wszelką cenę musimy zdobyć ostatni punkt. Serwowały przeciwniczki. Dziewczyna która była na zagrywce miała nadzwyczajnie mocne serwy i ciężkie do odbioru. Stałam jako przyjmująca, więc przyjęłam odpowiednią pozycje. Dziewczyna podrzuciła piłkę i zaserwowała. Harriet odbiła  i była marna szansa na odbicie ją ręka ,więc ja niewiele myśląc użyłam nogi. Poczułam jak kopnęłam piłkę ,ale nie wiedziałam czy przeszła na drugą stronę siatki, bo leżałam plecami na ziemi. Sekundę później rozległ się pisk wśród mojej drużyny i na widowni również. Poczułam jak dziewczyny się na mnie kładą i piszczą ,że wygrałyśmy ,że piłka siadła przy samej linii ,a one nie odbiły. Ucieszyłam się. Podniosłyśmy się, zaczęłyśmy skakać i cieszyć się. Pan Truman podszedł do nas i nam gratulował ściskając każdą. Podbiegli też inni w tym moja tym razem czwórka i ściskali mnie.
-Gdyby nie ty Des i twoja nóżka nie wygrałybyście tego-powiedział Nathan.
-Dzięki-odpowiedziałam. Uśmiechałam się, choć głowa bolała mnie coraz bardziej.
-Pamiętaj, że ja na ciebie czekam-uśmiechnął się.-Idźcie po medale-popchnął mnie delikatnie ,a my poszłyśmy. Po jakiś trzydziestu minutach i po rozdaniu nagród zawołał całą naszą klasę Zayn.
-Gratuluje dziewczyny-zwrócił się do nas-Mamy dwa pierwsze miejsce i jedno drugie jako szkoła ,to świetnie.-dodał.
-Dziękujemy-odpowiedziałyśmy mu, a on ścisnął dłoń każdej z nas. Oczywiście po mojej dłoni przeszedł
zadowalający prąd.
-Ale zwołałem was tutaj po to ,żeby poinformować was o wycieczce. Jesteście najlepiej uczącą się klasą w szkole i wycieczka należy do was.-powiedział, a wszyscy znowu zaczęli się cieszyć.
-Kiedy jedziemy?-zapytała Zoe.
-W środę rano wyjazd, a przyjazd w piątek wieczorem-odpowiedział Zayn.-Szczegóły opowiem w poniedziałek.-dodał.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić i iść na poczęstunek. Ja miałam zamiar iść za dziewczynami pod prysznice.
-Des zaczekaj-zatrzymał mnie Zayn.
-Tak?-zapytałam.

_____________________________________________________________________________
Ja tutaj wam chce tylko powiedzieć ,że jeszcze małe kilka rozdziałów będzie mało Zayna, ale potem
będzie więcej i nie chodzi mi tylko o wycieczkę (w tym miejscu pocieram chytrze rękami :DDDDD)

Noo także cierpliwości moje Misiaki <3



środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 38

Nastał nowy dzień. Wstawałoby mi się dosyć dobrze gdyby nie fakt ,że muszę iść do szkoły. Jak co rano ubrałam się, umyłam, wymalowałam, przygotowałam rzeczy do szkoły, zbiegłam na dół, zjadłam szybkie śniadanie, umyłam zęby i wyszłam na autobus.
W szkole byłam za dziesięć ósma. Kurtkę powiesiłam w szatni i postanowiłam udać się pod sale chemiczną.
Z daleka zobaczyłam Zayna jak wychodzi z pokoju nauczycielskiego. Chciałam podejść, nie wiedziałam po co ale chciałam, jednak ktoś mi to uniemożliwił. Poczułam jak czyjaś ręka owija się wokół mojego nadgarstka. Pierwszą myślą było ,że to
Alex,
jednak był to Max. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem jak zareagowałabym na widok tego ,który posłał mnie do szpitala.
-Czego chcesz?-warknęłam i wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Chcę cię zapytać o coś.
-O co?
-Czy dalej nie wiesz co z Alexem? Jego matka nie daje mi spokoju, zgłosiła zaginięcie na policje.
-Oh przykro mi-zadrwiłam-Ale nie, nie wiem gdzie on jest i szczerze mówiąc nie chce wiedzieć.
-Aż tak jesteście pokłóceni?-zapytał.
-A co tobie do tego?-odpowiedziałam pytaniem.
-Po prostu pytam.
-Chyba będzie lepiej jeżeli zajmiesz się swoimi sprawami.
-Ty musisz wiedzieć gdzie on jest.
-Ale tego nie wiem, mógłbyś dać mi wreszcie święty spokój.
-Posłuchaj Des, ja wiem ,że...
-Des, jesteś już , świetnie, musisz iść ze mną.-podszedł Zayn. Uśmiechnęłam się do niego.
-Znowu nam pan przerywa.-warknął Max.
-Des czy ty masz ochotę rozmawiać z Max'em?-zapytał mnie.
-Nie.-powiedziałam stanowczo.
-Więc nie ma o czym mówić, idź na lekcje Max-powiedział poważnie Zayn, a chłopak wypełnił jego polecenie odchodząc.
-Dzięki-bąknęłam, a on lekko się uśmiechnął.
-Jak się czujesz?-zapytał.
-Wszystko jest dobrze, ale nie wiem co z Alexem , podobno zaginął.
-Słyszałem coś o tym.
-Max mówił ,że Alex zostawił mamie kartkę z tekstem ,że zrobił coś złego.-mruknęłam,
-Myślisz ,że...
-On myśli ,że zrobił coś złego mnie. Tak.
-Wprawdzie zrobił.
-Nie, nie zrobił., mnie nic nie jest.
-Ale..
-Tak wiem ,mogło mi się coś stać, ale złego diabli nie biorą-zaśmiałam się.
-Nie jesteś zła, przecież wiesz.
-Tak ,ale dobra też nie-Zayn uśmiechnął się przez sekundę. Patrzył w moje oczy ,a ja patrzyłam w jego. Między nami nastała długa CHWILA CISZY i coś wewnątrz mnie mówiło "No pocałuj go, przecież tego chcesz" kiedy byłam prawie pewna ,że mogę go pocałować zadzwonił dzwonek
i  sprowadził mnie na ziemie.
-Chyba powinnam iść na lekcje-powiedziałam odwracając wzrok i ruszyłam pod odpowiednią klasę nie czekając na słowa ze strony Zayna.
Kiedy znalazłam się przy sali od razu podbiegła do mnie moja trójca i osaczyli mnie pytając jak się czuje.
Czy to nie jest najbardziej irytujące pytanie świata? Bo dla mnie właśnie chyba jest.
Mijały lekcje, a ja nie mogłam doczekać się treningu. W końcu będę mogła oczyścić się ze złych emocji wyładowując je na piłce. Pożegnałam się z Vicky, Rickiem i Zackiem i razem z dziewczynami udałyśmy się na sale, aby się przebrać.
W szkole trwały już przygotowania na jutrzejsze rozgrywki. Miałyśmy skrócony trening bo chłopaki z koszykówki też chcieli trenować. Przebrałyśmy się szybko.
-Des słyszałem ,że byłaś w szpitalu. Możesz grać?-zapytał trener.
-Niech się pan nie obawia. Ze mną już wszystko okej, mogę grać pytałam lekarza.
-Przyznam że szkoda by było gdybyś nie grała ,jednak wiem ,że zdrowie jest najważniejsze, dlatego pytam.
-Gram-powtórzyłam i zaczął się nasz ostatni trening. Szło nam dobrze wczuwałyśmy się w grę i trener był z nas dumny. Pod koniec meczu narodził się ból w mojej głowie ,ale nie chciałam aby ktokolwiek o tym wiedział. Zignorowałam to.
-Mam nadzieje ,że jutro dacie z siebie wszystko i pierwsze miejsce będzie należało do was!-powiedział pan Truman.
-Oczywiście-powiedziałyśmy z uśmiechem. Rozmawiałyśmy z nim jeszcze krótką chwile. Skończyłyśmy trening wzięłyśmy prysznic przebrałyśmy się i mogłyśmy iść do domu.
Przechodząc przez furtkę zorientowałam się ,że mamy nie ma. Ta jej praca! Weszłam do środka i od razu przywitała mnie Biała.
-Co mała głodna jesteś?-zapytałam miłym głosem i zrzucając z nóg buty, plecak z ramion i szybko udałam się do kuchni. Naszykowałam jej jedzenie i kiedy Luna zaczęła jeść nalałam sobie soku. Głowa ciągle mnie bolała wiec postanowiłam wziąć przeciwbólowy lek, abym mogła odprężyć się przed jutrzejszym meczem. Otworzyłam Białej jej małe wyjście na podwórko i zbierając plecak z podłogi poczłapałam na górę. W pokoju chwyciłam tylko bieliznę i od razu ruszyłam do łazienki mamy aby zrelaksować się w wannie. Odkręciłam kurek z wodą o idealnej dla mnie temperaturze i powoli się rozbierałam. Zmyłam makijaż i gdy woda była na odpowiednim poziomie zanurzyłam się w parującej cieczy.
Czułam się jak parówka. Mój boże! Ja chyba zgłupiałam przez ten upadek...
Umyłam szybko włosy spięłam je spinką i oparłam się o ściankę wanny wsypując sól do kąpieli i wlewając pół butelki drogiego płynu do kąpieli z lawendą.
Matka mnie ukatrupi.
Leżałam, parowałam i nuciłam sobie pod nosem. W końcu moje niebo przerwał dzwonek do drzwi i szczekanie psa. Nie chciało mi się otwierać, więc pomyślałam ,że udam ,że mnie nie ma ,więc ten ktoś się odpierdoli.  Jednak się pomyliłam. Zamiast samego dzwonka do drzwi ktoś robił mi na złość i walił w te drzwi jakby to była stodoła. Denerwował przy tym coraz głośniej szczekającą Lunę. Wkurzona wyszłam z wanny zdjęłam z wieszaka biały szlafrok mamy, wytarłam stopy i ubrałam na siebie materiał. Zeszłam na dół bo pukanie drażniło moje bębenki słuchowe.
-Spokój już!-uciszyłam Białą i ze skwaszoną miną otworzyłam drzwi.
Przed moimi oczami ukazało się dwóch panów w policyjnych mundurach.
-Dobry wieczór.-powiedział jeden ,a ja oblałam się rumieńcem. No, pięknie przywitałam służby publiczne, dobrze ,że nie nago...
-Dobry wieczór.-odpowiedziałam z lekką chrypą.
-Des Tomlinson?-upewnił się.
-Tak.
-Możemy wejść i zadać kilka pytań?
-Um ..jasne-odsunęłam się, a oni weszli. Luna ich obserwowała.
-Widzę, że przeszkodziliśmy pani w kąpieli-zaśmiał się jeden.
-Nie, właściwe to już wychodziłam.-ale kłamię! Powinnam im powiedzieć ,żeby dali mi jakąś godzinkę.
-No dobrze, a mogłaby się pani ubrać?
-Um..tak, już, za chwile wracam mogą panowie poczekać w kuchni-powiedziałam i czmychnęłam na górę jak król prędkości. W biegu ubrałam bieliznę, dresy i jakąś luźną koszulkę i z powrotem zbiegłam na dół. Policjanci rozglądali się po kuchni.
-Więc o co chodzi?-zapytałam ciekawa po co oni tutaj przyszli. W końcu na kawę raczej nie.
-Chodzi o Alexa Wilsona-powiedział policjant, a moje mięśnie się spięły. No a o kogo innego..
-Ja odmówiłam składania zeznań.-powiedziałam.
-Tak wiemy ,ale my w nieco innej sprawie.-podniosłam brwi w górę.
-On zniknął, a ty byłaś ostatnią osobą która go widziała.
-Skąd ta pewność ,że ja?
-Wiemy ,że się kłóciliście, a ty uderzyłaś się w głowę. Prawdopodobnie Alex myśli ,że zrobił ci coś o wiele gorszego.
-Ale nie zrobił, może po prostu pojechał gdzieś do rodziny?
-Nie. Nikt go nie widział. Zostawił kartkę swojej matce. Coś w rodzaju pożegnania. Musisz nam opowiedzieć dokładnie dlaczego się pokłóciliście i jak doszło do tego wypadku.-rozkazał.
-Czy naprawdę muszę?
-Tak, to może nam pomóc.
-Okej-westchnęłam i zaczęłam opowiadać wszystko od nagrania które odtworzył mi Max. Policjanci słuchali uważnie. Przeszłam do kłótni w domu kiedy kazał mi klękać na kolana ,a potem opowiedziałam o popchnięciu.
-Czy on wcześnie robił się wulgarny i kazał robić rzeczy których nie chciałaś?
-Nie, czy ja muszę brać udział w tej sprawie?-zapytałam lekko zirytowana.
-Des musisz nam jakoś pomóc.
-Ale ja nie wiem jak, przecież nie wiem gdzie on jest.-mruknęłam.
-Znałaś go dobrze?
-Przez ostatnie dni przebywałam z nim bardzo dużo czasu ale wcześniej o wiele mniej. Kiedyś on przyjaźnił się z Maxem ,chłopakiem z jego klasy.
-Tak wiemy, jedziemy również do niego. Powiedz, może wiesz coś o jego ulubionych miejscach pobytu, gdzie chciałby wyjechać lub coś takiego?
-Nie, raczej nie.-wytężyłam umysł.-Chociaż raz coś mówił że chciałby wyjechać nad morze ,jednak wątpię żeby tam pojechał.
-Gdzie nad morze?
-Nie wiem, tego już nie mówił. Ja nie mogę pomóc.
-Musimy chwytać się wszystkiego.
-On pewnie za kilka dni wróci.-mruknęłam.
-Skąd ta pewność?
-Przecież nigdy nie uciekał z domu.
-Bo nigdy nie zrobił niczego złego.
-Tym razem też nie. Ludzie czasem się kłócą.-policjant skrzywił wargę w prawą stronę.
-No dobrze, gdybyś jedna coś sobie przypomniała, lub gdyby on się do ciebie odezwał natychmiast daj nam znać.
-Dobrze, ale wątpię. Ja byłabym chyba ostatnią osobą do której by dzwonił.
-Jednak nie można tego wykluczyć.-powiedział i podniósł się ze stołka.
-Dobranoc-powiedzieli.
-Dobranoc-odprowadziłam ich i zamknęłam drzwi. Mój Relax właśnie trafił szlag przez Alexa.
Wyszłam na górę chwyciłam swoją komórkę i wybrałam jego numer. Miałam nadziej że odbierze, wróci i ten cały cyrk się skończy.
_____________________________________________________________________________
Cześć.
Zawaliłam sprawę.
Wiem.
Do następnego.


sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 37

Przesunęłam palcem po ekranie urządzenia i szybko przystawiłam je do ucha.
-Halo.-powiedziałam oczekując aż osoba po drugiej stronie się odezwie.
-Des?-jakiś znajomy głos w słuchawce.
-Tak, kto mówi?-zapytałam.
-Max. Nie rozłączaj się!-powiedział szybko, przewidział to ,że będę miała taki zamiar.
-Czego ode mnie chcesz? Nie możesz raz na zawsze dać mi spokoju?
-Posłuchaj mnie, dzwonie bo ty może będziesz coś wiedziała.
-Wiedziała? To znaczy?
-Godzinę temu przyszła do mnie do domu matka Alexa z płaczem i histeryzowała ,że on uciekł z domu.
-Coo?-zdziwiłam się ,ale na sam dźwięk imienia Alexa poczułam stado ciarek galopujących przez środek mojego kręgosłupa.
-Mówiła ,że zostawił kartkę, w której napisał, że zrobił coś strasznego i musi uciekać. Nie mówił ci nic? Nie widziałaś się z nim?-zapytał, a ja na chwile straciłam głos i obraz przed moimi oczami znacznie się rozjaśnił.
-Des jesteś tam?-zapytał Alex.-Tu nie chodzi o nic jak tylko o matkę Alexa, jest w strasznym stanie ciągle płacze, może i nie przyjaźnie się z Alexem ,ale chciałbym jej pomóc, wiem ,że ty też mnie nie lubisz ,ale jeżeli coś wiesz proszę powiedz.
-Ja..ja nic nie wiem Max. Alex i ja pokłóciliśmy się czego sam byłeś przyczyną.-nie mogłam mu powiedzieć, że Alex o mało co nie spowodował katastrofy.
-No cóż ,miałem nadzieje ,że coś wiesz.
-Nic nie wiem, nie pomogę jego mamie.
-Okej, to więc kończę, cześć.
-Pa.-powiedziałam i w wielkim szoku oparłam się o sofę. "Zrobił coś strasznego?" Ale co takiego? Chyba nie ma wyrzutów sumienia ,że o mało co mnie nie zabił? Ta cała sprawa była strasznie pogmatwana. Najpierw mnie chciał zmusić do czegoś czego nie chciałam, popchnął mnie, a potem uciekł z domu? Boi się policji? Zrozumiał ,że zrobił błąd? O co tu kurwa we wszystkim chodzi? Jeszcze Max, najpierw doprowadza mnie do wielkiego płaczu wspominając o moim tacie, a potem do mnie dzwoni z prośbą. Co oni sobie wszyscy wyobrażają? Że ja jestem z żelaza i można mną poniewierać, a potem prosić mnie o pomoc?
Przetarłam twarz dłońmi próbując jakoś dojść do siebie. Nagle rozbrzmiał się dzwonek do drzwi.
-Otworzę!-krzyknęła mama.
-Dzień dobry Jest Des?-usłyszałam spanikowany głos mojej przyjaciółki.
-Dzień dobry. Jest w salonie, wejdźcie-powiedziała mama i usłyszałam kroki.
-Mój boże Des nic ci nie jest? Jak się czujesz, co się stało!?-zasypywała mnie pytaniami Vicky ,a obok niej znaleźli się Rick i Zack.
-Skąd wiecie ,że coś mi jest?-zapytałam.
-Powiedział nam Malik, że byłaś w szpitalu ale nic więcej nie chciał ujawnić ,wiec uciekliśmy ze szkoły i jesteśmy-odpowiedział Rick. Posłałam im uśmiech. Oni jak zwykle niezawodni.
-Chodźmy do mnie do pokoju-powiedziałam wstając z kanapy i ruszyłam, a oni za mną. Po chwili znaleźliśmy się u mnie w pokoju. Usiedliśmy na łóżku. Ja byłam w środku ,a oni osaczyli mnie ze wszystkich stron.
-Powiedz co ci się stało.-zaczęła blondynka.
-To wszystko zaczęło się od kłótni z Max'em i Alexem.
-A co oni zrobili?-zapytał Zack.
-Posłuchajcie ,bo ja już więcej nie chce tego nikomu opowiadać, to mnie męczy, bardzo.-oni pokiwali głowami ,a ja zaczęłam moją historię.
-Ten dupek chciał cie wykorzystać?! Należy mu się porządny wpierdol-zareagował Rick kiedy doszłam do momentu treści nagrania.
-Poczekaj Rick-powiedziałam ciszej i kontynuowałam.
-Ten Max to idiota jak mógł powiedzieć ci coś takiego! Przecież wiedział co ty przeżyłaś!-wtrąciła Victoria.
-To nie ma już znaczenia, już mi lepiej. Opowiem wam resztę-powiedziałam smutno przypominając sobie słowa Max'a. Pominęłam cześć z Zaynem bo tego raczej za dobrze by nie przyjęli.
Przeniosłam opowieść do rozmowy z Louisem i dzwonku do drzwi. Kiedy skończyłam ich twarze wyrażały jakieś dziwne niezdiagnozowane emocje.
Potrafiłam rozpoznać tylko zdziwienie i złość.
-Czy on kurwa zwariował? Co on ci zrobił?!-oburzyła się Victoria!-Przecież ja go zabije!!!
-My się dołączymy-warknął Zack.-Ale powiedz Des czy stało ci się coś poważnego?
-Nie, delikatnie stłuczona głowa, to nic takiego, ale żeby tego wszystkiego było mało powiem wam coś jeszcze.
-Czekaj, ale skąd Malik się tutaj wziął?-zapytał Zack.
-Wiecie ,że to kolega Louisa, gdy Alex rozłączył nas, on zadzwonił po Zayna który mnie jakby uratował i zadzwonił po pogotowie.
-To szczęście ,że znają się z Louisem ,kto wie co mogłoby się jeszcze stać-powiedział Rick.
-Tak ,mama już mu dziękowała, ale to nie jest jeszcze koniec moich zjebanych przygód.
-Co się jeszcze stało.
-Dzwonił do mnie przed chwilą Max.
-A ten kurwa po co znowu?
-Spytał się czy nie wiem gdzie jest Alex, bo jego matka wpadła w histerie.
-A niby dlaczego?-zapytała Vicky.
-Alex zniknął, zostawił kartkę że musi uciec bo zrobił coś złego.
-Boże..jak z filmu i pomyśleć ,że to wszystko wydarzyło się w ciągu dwudziestu czterech godzin.-stwierdził Rick.
-No właśnie, kto ma takiego pecha w życiu, oczywiści ja-mruknęłam. Poczułam jak Vicky mnie przytula.
-I co my teraz z tym zrobimy?-zapytał Zack.
-W jakim sensie?-zapytała jego dziewczyna.
-Trzeba znaleźć tego popierdoleńca, przecież on musi za to zapłacić, tobie mogło się coś stać o wiele gorszego.
-To racja. Co robimy?-poparł go Rick.
-Raczej nic nie możemy zrobić, nie znajdziemy go sami ,a mama każe mi iść na policje.
-Dobrze ci radzi, może jakoś go znajdą i pewnie wyleci ze szkoły-pogładziła mnie po głowie przyjaciółka.
-Bankowo-dodał Rick.
-Nie mówmy już o tym dzisiaj co? Obejrzyjmy coś.-zaproponowałam.
-Jak sobie życzysz, ja wybieram jakiś film-powiedział Zack i podszedł pod telewizor i pod płyty leżące na półce. Grzebał jakieś dobre pięć minut.
-Boże kotku czego ty szukasz?-zapytała z irytacją w głosie Victoria.
-Mam-powiedział uradowany.
-Co masz?-zapytał Rick.
-Resident Evil.-powiedział Zack.
-Okej może być, nie oglądałam tego jeszcze.-powiedziałam.
-To Horror?-zapytała Vicky.
-Tak jakby ,ale nie straszny.
-Taaa. Zack wybrał ten film bo występuje tu fajna dupa ,ta z szybkich i wściekłych Michelle Rodriguez-zaśmiał się Rick.
-Aha!-oburzyła się przyjaciółka na co Zack zrobił niewinną minę i włączył film. Ja tylko chichotałam.
Dzięki nim zaczynam wracać do siebie. Zack położył się obok Vicky i ją przytulił szepcząc jej coś na ucho. Ja i Rick zajęliśmy się filmem. Film w którym głownie latają zombie po jakimś tajnym laboratorium horrorem raczej bym nie nazwała, dla mnie był to zwyczajny thriller, ale Victoria czasami się wzdrygała, co nas śmieszyło.
-Czy ta dziewczyna jest ładniejsza ode mnie?-zapytała wskazując na aktorkę szybkich i wściekłych. Ja i Rick zaczęliśmy się śmiać.
-Oczywiście ,że nie, mnie podoba się ten jej ostry wzrok i tyle.
-Podnieca cie-mruknęła Vicky, buchnęliśmy większym śmiechem i usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a chwilę później pojawiła się w nich mama. Stłumiliśmy śmiech.
-Des musisz zejść na dół, przyjechała policja.-po tych słowach już kompletnie nie było śladu po uśmiechu.
-Co? Mamo nie mów ,że ich wezwałaś.-podniosłam się z łóżka. Nie miałam ochoty składać zeznań i mówić o tym kolejny raz.
-Nie ma innego wyjścia Des, ten chłopak popełnił przestępstwo ,wiec musisz zejść na dół i wszystko powiedzieć.
-Mam prawo odmówić składania zeznań.
-Masz, ale z niego ie skorzystasz, chodź. Przepraszamy was na chwile.-powiedziała moja mama.
-Nic się nie dzieje my poczekamy tutaj-odparła blondynka-Idź Des-dodała ,a ja nie mając wyjścia poszłam w ślady mamy.
-Dzień dobry-przywitałam się.
-Dzień dobry,siadaj-wskazał jeden z policjantów na kuchenne krzesło.
-Twoja mama streściła nam ,że pewien chłopak doprowadził do tego, że znalazłaś się w szpitalu. Opowiedz nam o tym.
-Wydaje mi się ,że oskarżanie go jest trochę niesłuszne, bo w  końcu wyszłam z tego bez szwanku ,a on nie odstanie kary.
-Decyzje czy dostanie kare podejmie prokuratura. Zastanów się dobrze panienko, czy nie lepiej złożyć zeznania.
-Niech pan się nie dziwi ,to był mój kolega.
-Więc może powiesz jaki był motyw tego ,że on cie popchnął w efekcie czego straciłaś przytomność?-kiedy policjant  wypowiedział te słowa przez chwile się nie odezwałam. Biłam się z myślami czy opowiedzieć o tym nagraniu i o tym że Alex kazał mi to zrobić.
-Więc?-ponaglił mnie. Westchnęłam.
-Po prostu się pokłóciliśmy nie chce go oskarżać, bo nie mam powodów.
-Des nawet nie żartuj!!-wtrąciła się mama.
-Proszę się uspokoić pani Tomlinson. Pani córka ma takie prawo.
-Ja doskonale wiem ,ale ona nie zdaje sobie sprawy ,że takie czyny muszą być karane.
-Co innego gdyby faktycznie coś mi się stało ,a ze mną jest wszystko dobrze, nie będę go o nic oskarżała.
-No cóż, skoro taka jet twoja wola. Pani prokurator my już pójdziemy i tak nic nie zdziałamy.-powiedział do mojej mamy, a następnie zwrócił się do mnie-Gdybyś jednak chciała złożyć zeznania przyjdź na komisariat.
-Dobrze, do widzenia-odparłam. Mama poszła odprowadzić policjantów, a ja wiedziałam ,że będzie miała do mnie pretensje.
-Czyś ty oszalała DES! Wyjdę na totalną idiotkę w pracy!-o proszę już się zaczyna.
-Nie mamo ,ja nie prosiłam cię o to ,żebyś przysłała tutaj policjantów, mówiłam ,że nie chce się w to bawić.
-Jesteś taka nie mądra. Wniosłabyś oskarżenie dopiero wtedy kiedy byłabyś kaleką?-zapytał z wściekłością.
-Tak, wtedy tak-odparłam jej-idę na górę.-dodałam i szybko wybiegłam po schodach.
-Już? Tak szybko?-zdziwiła się Victoria.
-Nie złożyłam oskarżenia.
-CO?!-zdziwili się-Dlaczego?
-Bo to jest bez sensu, jak mogłabym wnieść oskarżenie za jedno popchnięcie?
-Jedno popchnięcie przez które byłaś nieprzytomna i wylądowałaś w szpitalu.-przypomniał Zack.
-Koniec tego tematu.-powiedziałam rozdrażniona.
-Okej ,jak chcesz.-poddali się.
-Będziesz jutro w szkole?-zapytał Rick.
-Będę, przecież w piątek jest mecz.
-Grasz?
-Oczywiście ,że gram.
-Jesteś walnięta, byłaś w szpitalu i zachciewa ci się gier.-powiedziała Vicky
-Wolę to niż lekcje.
-Ah no tak-przytaknęła mi.-My się będziemy zbierać, nie zapomnij o sprawdzianie z angielskiego.
-Okej-mruknęłam. Odprowadziłam ich do drzwi, pożegnaliśmy się i wyszli z domu. Zrobiłam sobie szybko kanapki, gorącą herbatę i udałam się na górę do pokoju aby się pouczyć.
________________________________________________________________________________
No tak wiem.
Ten rozdział jest nudny ,ale co poradzić, nie mogłam pominąć tych sytuacji, postaram się aby w następnych
rozdziałach akcja była nieco lepsza, oraz nie denerwujcie się ,że nie ma Zayna ,ale
relacje Dayn, Deyn czy tam Zes (jak napisała jedna z czytelniczek i mi się spodobało ,ale nie wiem które wybrać) nie mogą na razie występować jakoś bardzo często, same rozumiecie Zayn nauczyciel nie mogą
tak od razu, na razie muszą potajemnie XD

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 36

Leżałam na szpitalnym łóżku podłączona do kroplówki, w białej sterylnie czystej i specyficznie pachnącej sali. Czekałam na wyniki. Robili mi prześwietlenie głowy, oraz nie wiem po co ale pobierali mi krew.
Czułam się osłabiona i przestraszona. Jeżeli Alex zrobił mi coś poważnego? Jeżeli przez niego nie będę mogła grać, jeżeli będę musiała mieć jakąś operacje? Co ja zrobię? Co ja powiem mamie? Co zrobił Louis kiedy Alex przerwał rozmowę? Kotłowało się od przeróżnych pytań w mojej bolącej głowie.
Spoglądnęłam w stronę szyby. Stała tam mama, a obok niej stał Zayn. Uśmiechnęłam się mimo wszystko.
Mama postanowiła wejść do mnie.
-Córeczko jak się czujesz?
-Już dobrze, nie musiałaś się fatygować.-powiedziałam cicho.
-Co ty wygadujesz-złapała mnie za rękę.-Nawet nie wiesz co poczułam kiedy zadzwonili do mnie ze szpitala.-po jej minie widziałam ,że mówi prawdę.-Wiesz Des, że będziesz musiała złożyć zeznania na policji? Ja osobiście zajmę się tą sprawą i zrobię wszystko aby ten kto ci to zrobił dostał najwyższa karę-zmarszczyłam brwi.
-Nie mamo.-powiedziałam głośniej. Nie chciałam żadnych zamieszań w policji, nie było mi to potrzebne.
-Tutaj nie masz nic do gadania. Przez sekundę rozmawiałam z lekarzem i powiedział ,że mogło się skończyć to o wiele gorzej, gdybyś uderzyła w róg ściany Des. Powiedz kto ci to zrobił i jak do tego doszło?
-Mamo był to Alex-westchnęłam.
-Alex?! Ten sympatyczny młody człowiek ,on?!-wydawała się bardzo zdziwiona.
-Tak mamo on, też się tego nie spodziewałam.
-Ale dlaczego on cie tak potraktował?
-Pokłóciliśmy się w szkole ,a potem przyszedł do domu, szarpaliśmy się, później mnie popchnął a dalej nie pamiętam-opowiedziałam szybko. Mama wydawała się zdenerwowana.
-Ja mu tego nie opuszczę, dostanie najwyższą kare z możliwych i zostanie wyrzucony ze szkoły, co wiążę się z tym ,że będzie powtarzał rok bo nigdzie go w maju nie przyjmą.-zabrzmiała bardzo wiarygodnie.
-Mamo daj spokój nic mi się w sumie nie stało.
-Ale mogło!-podniosła głos-Wybacz-opanowała się.-Kiedy będą wyniki badań?
-Nie wiem, czekam na lekarza.
-Poczekam z tobą.
-Nie musisz wracać do pracy?
-Nie.-powiedziała chłodno i pogładziła mnie po ręce-jestem tak wdzięczna Zaynowi, to znaczy twojemu nauczycielowi ,że przyjechał ,że cie tak naprawdę uratował.-no właśnie, ale dlaczego Zayn przyjechał?
-A po co on przyjechał do nas do domu?-spytałam.
-Louis do niego zadzwonił.
-Ah tak ,rozmawiałam z Louisem-wymamrotałam.
-Jesteś zmęczona skarbie? Chcesz spać?
-Nie, chce poczekać na te wyniki badań, ale chce mi się pić, czy mogłabyś mi kupić jakiś sok w bufecie?
-Jasne ,już idę, poproszę Zayna, żeby z tobą posiedział.-powiedziała lekko się uśmiechając i wyszła. Powiedziała coś do Zayna ,a on wszedł do sali. Rozglądnął się dookoła i powoli podchodził do mojego łóżka.
-Jak się czujesz?-zapytał ,a ja się zaśmiałam. Dokładnie takie samo pytanie wypadło jako pierwsze z ust mamy.
-Już lepiej-odpowiedziałam. Zayn usiadł na krześle.-Dziękuje.-powiedziałam.
-Podziękuj bratu, gdyby nie on nie wiem co by było.
-Podziękuje mu, ale tobie też.-chłopak posłał mi słaby uśmiech.
-Martwiłem się o ciebie.-zaczął. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć ,więc nie odpowiedziałam nic. Mrugnęłam tylko mocniej oczami.
-Twoja matka zgłasza sprawę na policje, pewnie będziesz musiała wkrótce złożyć zeznania.
-Ale ja tego nie chce, nie chce mieć sprawy, nic mi się nie stało.
-Des nie gadaj głupot ,ten dupek musi ponieść konsekwencje, on cie pobił, zdajesz sobie sprawę z tego ,że mogłabyś zostać nawet kaleką? Całe życie jeździłabyś na wózku! Znam taki przypadek. Postaram się  o wydalenie Alexa ze szkoły.-głos Zayna drżał, był bardzo zdenerwowany. Przeraziłam się słysząc jego słowa o tym wózku inwalidzkim. Co ja bym zrobiła? Przecież nie dałabym sobie rady na wózku, jako kaleka!
-Skąd wiesz, że to Alex?
-Od Louisa.
-No tak.-westchnęłam, Louis musiał poznać go po głosie.
-Czy lekarz był już z wynikami?-zapytał.
-Nie, jeszcze nie.-Zayn tylko westchnął.-Um..wiesz, nie musisz tutaj siedzieć w szpitalu. Pewnie masz swoje sprawy, a marnujesz czas, nie wiem dlaczego prosiłam cię abyś tu przyjechał, nie potrzebnie zawracałam ci głowę ,ale sama byłam jeszcze w szoku.-zaczęłam niepewnie.
-Des nie marnuje czasu, chce wiedzieć co z tobą. Kiedy zobaczyłem cie pozbawioną przytomności okropnie się wystraszyłem.-uśmiechnęłam się lekko.
-Chyba ,że ty chcesz abym sobie poszedł?
-Nie, ja. to znaczy..-nie dokończyłam bo do sali weszła mama.
-Ja poczekam na korytarzu-powiedział Zayn i szybko opuścił sale. Odebrałam od mamy sok i wypiłam kilka łyków. Do środka wszedł doktor.
-I co panie doktorze?-zapytała mama.
-No cóż na całe szczęście nie stało się nic poważnego. Głowa jest delikatnie potłuczona, ale czaszka jest cała ,wstrząsu mózgu nie ma, poważniejszych obrażeń też nie, jednak ból głowy może się utrzymywać przez jakieś kilka dni. Wygląda na to ,że masz panienko mocną głowę, nic tylko się cieszyć i dziękować Bogu za opiekę-powiedział spokojnie lekarz.
-Och dzięki Bogu-ucieszyła się mama.
-Ale jest jeszcze jedno.-powiedział lekarz.
-Tak?-zapytałam.
-Czy jadłaś coś dzisiaj?-zapytał ,a ja wysiliłam pamieć.
-Nie.-powiedziałam cicho.
-Tego właśnie się domyślałem, to też było przyczyną  tego ,że zemdlałaś. Proszę więcej tak nie robić, musisz panienko jeść.
-Des nic dziś nie jadłaś!?-oburzyła się mama.
-Nie mamo i nie pytaj dlaczego, nie miała ochoty.
-Teraz będziesz musiała jeść, bo omdlenia mogą być częstsze, musisz mieć energie panienko.
-Dobrze-zgodziłam się-A kiedy będę mogła wyjść?-zapytałam.
-Prawdopodobnie jutro po południu, na wyniki badań krwi trzeba czekać dłużej. Będziesz miała przepisane leki przeciwbólowe na wypadek silniejszych bólów głowy. Teraz wypoczywaj-zakończył i kiwając głową wyszedł z sali.
-Des jak mogłaś nic nie jeść przez cały dzień!-zaczęła mama.
-Nie byłam głodna okej?!-powiedziałam zirytowana ,mama wiedziała ,że lepiej dla niej jeśli zamilknie.
-Pojadę do domu i przywiozę ci chociaż telefon.
-O byłabym ci wdzięczna-powiedziałam. Mama obdarzyła mnie uśmiechem i wyszła. Z tego co zaobserwowałam chwile rozmawiała z Zaynem, zamieniła słowo z lekarzem i skierowała się do wyjścia. W momencie przeszedł przez moją głowie ból i tak szybko jak się pojawił tak szybko zniknął. Wzięłam głęboki wdech i czekałam na mamę.
-Um Des-usłyszałam głos Zayna, odwróciłam się w jego stronę.
-Tak?
-Chciałem się pożegnać, wracam do domu, bo raczej nie jestem już tutaj potrzebny-powiedział.
-Nie będę cie zatrzymywać bo ty przecież masz swoje życie, ale bardzo ci dziękuje ,za wszystko uśmiechnęłam się.
-Nie masz za co.
-Mam-upierałam się przy swoim. Zayn się zaśmiał.
-Czy to prawda ,że nic dzisiaj nie zjadłaś?-zapytał, a jednak mama mu wszystko wygadała.
-Prawda, wypiłam tylko kakao.-powiedziałam wywracając oczami.
-Nie było to zbyt mądre.
-Teraz wszyscy będą mi prawić wykłady.
-Chyba się nie dziwisz?-zapytał ,a ja nie odpowiedziałam nic.-Najważniejsze ,że nie stało ci się nic poważnego.
-Tsaa, ale czy będę mogła zagrać w piątek?
-Nie jestem pewny, ale obawiam się ,że lekarz nie wyrazi zgody na taki wysiłek.
-Przecież nic mi nie jest...
-Nie wiem Des, musisz zapytać lekarza.
-Super, a mi zależy na tym meczu.
-Zdrowie ważniejsze niż mecz.-popatrzyłam na niego unosząc brwi. Coś tam racji miał.
-Wypoczywaj do zobaczenia Des.-powiedział nagle.
-Do zobaczenia.-Zayn wyszedł ,a ja odwróciłam twarz w kierunku okna.
Zostałam sama i czekałam aż przyjedzie mama. Dlaczego to wszystko zawsze przytrafia się mnie? Niedawno miałam uraz kolana ,teraz głowa, co następne? Szczęście ,że nie mam wstrząsu mózgu. Kiedy przypominałam sobie w myślach sytuacje z przed dwóch godzin, kiedy przyszedł do mnie Alex na moim ciele wyskoczyła gęsia skórka. Ja na prawdę się jego przestraszyłam i chyba boję się go dalej. Przez głowę przeszła mi nawet myśl ,że on coś brał, w końcu nigdy go takiego nie widziałam. Nie chcąc się nad tym zastanawiać zamknęłam oczy i starałam się zasnąć. Przyszło mi to bardzo szybko.
~**~
Kiedy rano się obudziłam zerknęłam na szafkę szpitalną. Leżało na niej ubranie i telefon oraz jakieś owoce, jednak w sali nie było nikogo. Rozciągnęłam się tak jak robiłam to w domu i poczułam niewielki ból głowy. Zignorowałam to i usiadłam na łóżku. Przeczesałam palcami włosy gdyż grzebienia nie  było i sięgnęłam po telefon. Ekran był delikatnie zarysowany. Sprawdziłam godzinę, była dziewiąta trzydzieści. Normalnie byłabym już w szkole. Wybrałam numer mojej mamy i czekałam aż odbierze.
-Tak kochanie?
-Mamo czy ty jesteś w szpitalu?
-Tak.
-A kiedy przyjdziesz do mojej sali?
-Za kilka minut, przyjdę razem z lekarzem.
-Okej ,czekam.-rozłączyłam się i czekałam. Po kilku minutach przyszli.
-Jak się dzisiaj miewasz?-zapytał mój lekarz prowadzący.
-Nie narzekam ,chyba jest dobrze.
-No to świetnie. Mam wyniki z badań krwi, wychodzi na to ,że u ciebie jest wszystko w porządku, jednak pamiętaj ,że niejedzenie może doprowadzić cie do anemii, a co gorsza anoreksji.
-Ja to wiem, po prostu wczoraj miałam zły dzień i jedzenie było ostatnią rzeczą o której myślałam. odpowiedziałam.-więcej się to nie przywtórzy-dodałam.
-Noo na to czekałem-uśmiechnął się facet.
-A kiedy będę mogła wyjść do domu?
-Możesz zacząć się ubierać, twoja mama ma już wypis.-uśmiechnął się ponownie.
-Proszę pana ,w piątek mam mecz siatkówki ,czy nic nie stoi na przeszkodzie ,żebym zagrała?-zapytałam pełna obaw.
-No cóż, do piątku jeszcze dwa dni, jeżeli głowa nie będzie cie boleć ,możesz zagrać ,jednak jeżeli będziesz odczuwała ból lepiej sobie odpuść.
-Oh, okej-mruknęłam.
-Miłego dnia-powiedział, skinął głową i wyszedł.
-No nareszcie mogę iść do domu-ucieszyłam się i wyskoczyłam z niewygodnego jak diabli łóżka szpitalnego. Wzięłam ubrania i stanęłam za parawanem przebierając się. Zajęło mi to tylko małą chwilkę. Mama wpakowała do reklamówki moje stare rzeczy i pościeliła łóżko. Sięgnęłam na szafkę po telefon.
-No gotowa, idziemy?-zapytałam mamy.
-Tak ,wstąpimy po drodze po twoje leki, chodźmy-powiedziała mama i opuściłyśmy sale ,a potem szpital.
Mama po drodze zatrzymała się przy aptece i kupiła mi przepisane leki przeciwbólowe i do tego jakieś witaminy.
-A to drugie na co?-spytałam kiedy wchodziłyśmy do domu.
-Jesteś jakaś blada, postawią cię na nogi.
-Mamo nie jadłam tylko przez jeden dzień-wywróciłam oczami.
-O jeden dzień za dużo.-odparła.-Zrobię jakiś obiad idź się połóż.
-Nie chce mi się spać. Pójdę na spacer z Luną.-kiedy wypowiedziałam imię psa, ta jak zaczarowana znalazła się w kuchni i zaczęła merdać ogonkiem. Biedna, ostatnio mało czasu jej poświęcam.
-Pójdziecie po obiedzie, na razie daj jej jeść.-jak poleciła mama tak zrobiłam. Następnie usiadłam  w salonie i włączyłam telewizor. Mój telefon zaczął brzęczeć w kieszeni ,więc go wyciągnęłam aby odebrać.

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 35

Jeżeli chcecie to przeczytajcie to : http://ask.fm/suunshinexd/answer/114333146295   TO: ASK FM


-Um..cześć Louis.-powiedziałam spokojnie.
-No cześć. Co chcesz?-wyraźnie słyszałam rozczarowanie moją osobą, wiedziałam ,że jest na mnie zły, ale czy można się dziwić? Nerwowo bawiłam się skrawkiem bluzki i poruszałam nogą.
-Ja..chciałam cię przeprosić za moje zachowanie.
-Jednak?-powiedział ironicznie.
-Tak Louis, mam nadzieje, że nie będzie na mnie zły. To ty miałeś racje, a ja rzeczywiście byłam głupia ,ale chyba zaczynam robić się mądrzejsza.
-Zaraz Zaraz, miałem racje? To znaczy?-osz cholera, teraz muszę jakoś z tego wybrnąć ,ale delikatnie.
-No po prostu miałeś racje, teraz już wiem.
-Czy ten dupek ci coś zrobił!?
-Nie zdążył, ale nie martw się, już jest dobrze.
-Des kurwa mów, co on ci zrobił!
-Nic, naprawdę nic ,nie zdąży mi nic zrobić, ale skończyłam z nim znajomość.
-Mów mi wszystko, teraz-nakazał.
-Nie, nie chcę opowiadać przez telefon ,dopiero co się otrząsnęłam. Moim celem było przeproszenie ciebie za to jaka byłam głupia i za to ,że nie chciałam cie wysłuchać i nie pożegnałam się z tobą.-powiedziałam ze skruchą.
-Już się na ciebie nie gniewam, ale przyznam ,że byłem zły, okropnie zły.
-Wiem, wybacz.
-Teraz opowiadaj co ten Alex ci zrobił, natychmiast.-rozkazał, ale zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Poczekaj Louis ,zaraz ci wszystko opowiem, tylko zobaczę kto to, nie rozłączaj się ,telefon biorę ze sobą-powiedziałam przegrana, bo wiedziałam ,że on nie odpuści. Wyszłam z pokoju, a następnie pokonałam schody. Podeszłam pod drzwi, na małej szafce od butów położyłam telefon z wciąż trwającą rozmową
i otworzyłam drzwi. W nich stał Alex z rozciętym lewym kącikiem ust. Od razu mina mi zrzedła.
-Czego chcesz?-warknęłam.
-Przyszedłem pogadać Des, chyba byliśmy umówieni do kina.-odwarknął.
-Myślisz ,że poszłabym do tego kina z tobą? Po tym co mówiłeś do Max'a?
-Chyba mu nie uwierzyłaś.
-To raczej na kłamstwo nie wyglądało. Jesteś dupkiem tak jak on, idź sobie.
-Pozwól mi wejść i ze mną porozmawiaj!-tym razem jego głos stał się ostrzejszy.
-Nie mam teraz czasu, idź znaleźć sobie panienkę ,która będzie robić ci dobrze kiedy tylko jej rozkażesz-syknęłam. On niespodziewanie złapał mnie za nadgarstki i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Zrodził się we mnie strach ,ale i wściekłość. Jedna moja połowa chciała go wykopać, a druga chciała schować się w kącie jak myszka.
-Puszczaj mnie!-Wiedziałam , że Louis wszystko słyszy.
-Posłuchaj suko, mnie się do wiatru nie wystawia.-warknął.
-DES Des! Jesteś tam Des!?-z słuchawki wydobył się głos Louisa. Alex spojrzał na urządzenie potem na mnie ,pokręcił głową.
-Koniec pogaduszek-mruknął i podniósł telefon rozłączył się rzucając urządzenie na podłogę.
-Idź stąd Alex, sam wszytko spieprzyłeś-warknęłam.
-Nie Des, ty po prostu usłyszałaś coś czego nie miałaś usłyszeć, ale nie myśl ,że ci odpuszczę.
-Jesteś nienormalny, idź sobie-pokazałam ręką na drzwi, on znowu złapał mnie za nadgarstki mocniej ściskając.
-Puść to boli-syknęłam.
-Ma boleć, może się czegoś nauczysz księżniczko.
-Chyba ci się coś pomyliło-zakpiłam.
-Nie, nie mnie ,a tobie. Źle się do mnie odzywasz ,a to nie dobrze. Byłem dla ciebie miły przez ten cały czas,
starałem się z tobą wytrzymywać ,ale moja cierpliwość też ma kurwa granice ,które przekroczyłaś.-przycisnął swoje ciało do mojego patrząc mi prosto w oczy. Poczułam obrzydzenie.
-Mimo wszystko mnie podniecasz-zamruczał i pocałował mnie niespodziewanie w usta ,od razu wyplułam ślinę i chciałam się wytrzeć ,ale nie miałam jak, moje ręce były trzymane przez tego idiotę.
-Szkoda ,że ty mnie nie!-powiedziałam głośniej.
-Zobaczymy, jeszcze zmienisz zdanie-przeniósł jedną rękę na moją pupę i ścisnął ją lekko.
-Puszczaj idioto ,puszczaj ,nie dotykaj mnie-starałam się wyrwać, ale nie miałam szans. Siłowo byłam słabsza. On tylko się zaśmiał.
-Max opowiadał ,że odebrał ci dziewictwo ale to ze mną poczujesz się jak w niebie. Sprawiając przyjemności mnie będziesz sprawiać przyjemność również sobie. Klękaj Des-polecił , a ja popatrzyłam na niego jak sparaliżowana.
To na pewno ten Alex?
Musiałam szybko zareagować. Pokiwałam głową, a on lekko poluzował uścisk ,w tym czasie jak kopnęłam go w czułe miejsce. Zgiął się w pół ,a ja wykorzystując to odepchnęłam go kawałek.
-Kurwa!-krzyknął-Ty szmato-dodał. Popatrzył na mnie bardzo wściekłym głosem. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się ,że on może taki być. Trochę go znałam i nigdy nie był agresywny ,nigdy!
-Pożałujesz suko-zagroził i prostując się, bardzo energicznie do mnie podszedł. Popchnął mnie niemalże z całej swojej siły ,a ja uderzyłam w ścianę głową. Poczułam jak ból przechodzi przez całą moją czaszkę ,moje powieki opadają ,a ja sama tracę świadomość.

                                                                                                                              Louis
-Czego chcesz?-usłyszałem warknięcie Des, od razu zacząłem się wsłuchiwać.
-Przyszedłem pogadać Des, chyba byliśmy umówieni do kina.- o ile się nie myliłem był to ten Alex.
-Myślisz ,że poszłabym do tego kina z tobą? Po tym co mówiłeś do Max'a?
-Chyba mu nie uwierzyłaś.
-No to raczej na kłamstwo nie wyglądało. Jesteś dupkiem tak jak on, idź sobie.-Des była rozdrażniona, czułem to.
-Pozwól mi wejść i ze mną porozmawiaj.
-Nie mam teraz czasu, idź znaleźć sobie panienkę ,która będzie robić ci dobrze kiedy tylko jej rozkażesz-syknęła ,a ja zacząłem się zastanawiać nad sensem jej słów. Jeżeli on kazał Des robić sobie...nie, nawet nie chce o tym myśleć. Usłyszałem jakiś większy ruch.
-Puszczaj mnie-te słowa Des mnie przestraszyły.
-Posłuchaj suko, mnie się do wiatru nie wystawia.-warknął tamten ,a moje ciśnienie wzrosło.
-DES Des! Jesteś tam Des?!-zacząłem mówić głośniej do słuchawki ,żeby ten dupek się jakoś wystraszył.
-Koniec pogaduszek- Po tym połączenie zostało przerwane.
Przeraziłem się i od razu spróbowałem ponowić połączenie. Jednak Des nie dobierała. Próbowałem tak trzy razy i nic. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wybrałem numer Zayna. Odebrał prawie od razu.
-No co tam stary?
-Zayn kurwa jedź do mojego domu natychmiast!!-wykrzyczałem.
-Jezu Louis co się stało?
-Coś z Des, ktoś przyszedł do domu, ona powiedział "Puszczaj mnie" a potem ktoś nas rozłączył ,jedź sprawdzić co z nią, Zayn szybko!-powiedziałem pośpiesznie.
-Już jadę!-odpowiedział Zayn i się rozłączył. Tak cholernie się bałem o Des, gdybym już dzisiaj nie wyjechał
nic by jej się nie stało. Próbowałem się do niej dodzwonić ,ale skutki były marne. Wiedziałem, że nie mogę dzwonić do matki bo niczego nie byłem do końca pewien. Czekałem tylko na wiadomość od Zayna. Modliłem się aby Des się nic nie stało. Kiedy spotkam tego chuja przysięgam ,że za siebie nie ręczę. Chodziłem po pokoju w tą i z powrotem trzęsąc się z nerwów. Wyrwałem jedną czwartą swoich włosów od ciągłego szarpania za nie. Tak dawno nie bałem się o Des, a teraz to uczucie wróciło.
"Po co wyjeżdżałem dzisiaj, mogłem wyjechać jutro!" krzyczałem do siebie w myślach.

                                                                                                                              Zayn
Kiedy tylko usłyszałem to co powiedział Louis przeraziłem się. Telefon schowałem do kieszeni i nawet nie ubierając kurtki, tylko same buty wybiegłem z mieszkania. Wsiadłem w samochód i z piskiem opon ruszyłem.  Po drodze łamałem przepisy aby tylko jak najszybciej dostać się do domu Des. Po około sześciu minutach już byłem. Zaparkowałem byle jak i wybiegłem z pojazdu. Przeszedłem przez furtkę i wybiegłem na schodki. Drzwi były otwarte, a przed nimi przy ścianie leżała Des. Nie ruszała się.
Momentalnie poczułem kłucie w sercu. Oby jej nic nie było! Podbiegłem pod dziewczynę i sprawdziłem jej puls. Był wyczuwalny. Dlaczego zawsze przeczuwam najgorsze? Do kurwy ,ona żyje, tylko straciła przytomność. Zacząłem ją lekko potrząsać.
-Des, Des obudź się, Des słyszysz mnie?-mówiłem jednocześnie trzepocząc ramie dziewczyny. Nie odezwała się. Odsunąłem ją od tej ściany i ułożyłem w bezpiecznej pozycji odchylając głowę do tyłu i umożliwiając oddychanie. Nie byłem pewny czy przewiezienie jej do szpitala samemu to dobry pomysł ,więc szybko zadzwoniłem po karetkę. Przez czas oczekiwania klęczałem przy niej i do niej mówiłem mając nadzieje ,że się obudzi. Pocierałem jej policzek bardzo ostrożnie. Jej klatka piersiowa delikatnie się unosiła. Karetka przyjechała po pięciu minutach. Odsunąłem się aby mogli działać. Zaczęli ją badać, świecić światłem po oczach ,podnosząc nogi lekko do góry i okładając jej głowę czymś zimnym.
Dziewczyna po chwili zaczynała otwierać oczy. Poczułem niesamowitą ulgę.
-Oh widzę ,że się panienka budzi ,to  bardzo dobrze.
-Boli-jęknęła Des.
-Co boli dokładnie?
-Głowa z tyłu-mruknęła i wykrzywiła się.
-Nie ma rany ciętej, ale nie wykluczony wstrząs mózgu ,musimy zrobić jej prześwietlenie-powiedział jeden ratownik do drugiego.
-Zayn?-zauważyła mnie i lekko się uśmiechnęła.
-O, pan jest bratem?-zapytał ratownik.
-Nie, znajomym-odpowiedziałem.
-Nie wie pan czy jest ktoś z rodziny?
-Nie ma.
-Dobrze ,to niech pan zostanie i poinformuje rodziców dziewczyny ,bierzemy ją do szpitala na badania.
-Zayn jedź ze mną, proszę.-powiedziała Des, a raczej wybłagała.
-Czy mogę?-zapytałem.
-W karetce nie będzie miejsca, może jechać pan za nami.-westchnął mężczyzna i wraz ze swym kolegą na noszach przenieśli Des. Zamknąłem drzwi domu i szybko wsiadłem do samochodu, ruszyłem za nimi.
Na światłach napisałem krótkiego sms do Louisa.

W szpitalu znaleźliśmy się dość szybko. Des wraz z lekarzami zniknęła za jakimiś drzwiami, a ja zostałem na korytarzu. Mój telefon zaczął wibrować, był to Louis.
-Zayn i co z nią co się stało? W jakim szpitalu?-pytał zdenerwowany.
-Szpital przy Baker Street. Jeszcze nie wiadomo, kiedy ją znalazłem była nieprzytomna ale gdy karetka przyjechała odzyskała przytomność, mówiła że ją głowa boli i przywieźli ją do szpitala na badania, jestem tu z nią, nie martw się wszystko będzie dobrze.
-Obyś miał racje, oby to nie było nic poważnego ,bo przysięgam ,że zabije tego małolata jak go tylko spotkam.-warknął Louis.
-Spokojnie teraz najważniejsza jest twoja siostra.
-Tak ,masz racje. Dziękuje Zayn za pomoc, gdyby nie ty kto wie co byłoby z Des.
-Czy wasza matka wie?
-Nie zaraz do niej zadzwonię o ile już nie zadzwonili do niej ze szpitala. Proszę pociesz ją gdy już przybędzie.
-Nie ma sprawy.
-Kurwa ja powinienem być w domu, do niczego by nie doszło.
-Daj spokój Lou, sytuacja się opanowała, poczekamy na wyniki.
-Dobra to dzwoń gdy będziesz coś wiedział, dzięki Stary Pa-rozłączył się, a ja usiadłem na stołku i czekałem. Minęło może piętnaście minut.
-Gdzie moja córka?!-usłyszałem krzyk kobiety, podniosłem wzrok, to była matka Des. Podbiegła do mnie cała zdenerwowana.
-Spokojnie, jest na badaniach, odzyskała przytomność, nie powinno to być nic groźnego.-starałem się ją uspokoić.
-Dziękuje Zayn, Louis wyjaśnił mi kilka minut temu ,że do ciebie zadzwonił bo zaniepokoił się, na prawdę ci dziękuje.-Gdybym nie odwoził jej tak wcześnie nic by się nie wydarzyło. Kurwa kiedy zobaczę tego tego Alexa, nie wiem czy dam rade się powstrzymać.
_________________________________________________________________________________
JESTEŚCIE NIESAMOWITE KOTY!
KOCHAM WAS!


środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 34

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem!

-Des?-odezwał się Zayn. Podniósł moją brodę do góry i patrzył mi w oczy, w zapłakane oczy.
-Tak naprawdę ta cała historia ma początek piątego marca dwa tysiące dziewiątego roku.-zaczęłam.-Jak to często bywało pokłóciłam się z mamą, bo nie chciała puścić mnie z koleżankami do kina za moje "bezczelne" odzywki. Wściekła wybiegłam z domu i marzyłam o tym aby zrobić jej na złość. Udałyśmy się do kina najdalej położonego od mojego domu, żeby mama nie mogła mnie szybko znaleźć. Droga była długa ,więc zajęła dużo czasu, film jaki wybrałyśmy był to thriller ,jednak ja i koleżanki mające po trzynaście lat przestraszyłyśmy się. Nie chciałam tego pokazać. One w połowie filmu wyszły z kina ,ja uparta chciałam wytrwać do końca i im opowiedzieć. Pojechały do domu ja zostałam. Film się skończył, wyszłam przed kino. Był już wieczór, marzec ,więc było ciemno ,a w dodatku było zimno i ślisko-pociągnęłam nosem i zaczerpnęłam powietrza, Zayn w skupieniu słuchał.-Przerażał mnie nawet najmniejszy podmuch wiatru. Nie miałam pieniędzy na bilet autobusowy, ani na taksówkę. Podbiegłam do jakieś pary i zapytałam czy mogę skorzystać z telefonu. Zgodzili się i natychmiast zadzwoniłam do taty. Odebrał po kilku sygnałach. Obudziłam go bo spał po kilkudniowym remoncie jaki robił wraz z Louisem u nas w domu, a w dodatku miał grypę. Wystraszona zapytałam go czy może po mnie przyjechać. Zamarudził i zapytał mnie czy nie mogę zabrać się z koleżankami. Odpowiedziałam ,że nie bo jestem sama, nie znam drogi jest ciemno i zimno. Tata powiedział ,że jest bardzo zmęczony, źle się czuje, bo ma wysoką gorączkę i poprosi mamę. Ja natychmiast krzyknęłam do telefonu ,że nie chce mamy ,chce aby przyjechał po mnie on, albo nie wrócę do domu. Tata zrezygnowany poprosił o adres albo o szczegóły, podałam mu nazwę kina i zapytałam parę od której wzięłam telefon o adres. Tata obiecał ,że przyjedzie za kilkanaście. minut. Czekałam na niego dokładnie piętnaście minut. Wsiadłam i się przywitałam. Tata nie wyglądał dobrze, jego nos był cały czerwony ale jego twarz była blada ,a czoło pokrywał pot. Okazało się ,że mamy nie było w domu, bo gdzieś pojechała nie biorąc telefonu. Tata oczywiście zapytał o co poszło ,a ja w nerwach wszystko mu powiedziałam. Jadąc poparł mamę ,na co jeszcze bardziej się zdenerwowałam. Powiedział ,że pojedzie szybciej bo bardzo słabo się poczuł. Ja się nic nie odezwałam. Oparłam zwyczajnie głowę o szybę i oglądałam mijane krajobrazy. Po chwili zorientowałam się ,że zjeżdżamy coraz bardziej na lewą stronę. Przerażona spojrzałam na tatę ,a on miał zamknięte oczy, zemdlał. Zaczęłam krzyczeć, a potem pamiętam tylko uderzenie w drzewo
od strony kierowcy i ból.-łzy po moich policzkach zaczęły co sekundę skapywać na podłogę ,albo na Zayna. Tym razem to on od razu mnie przytulił.
-Des, ale w tym zdarzeniu nie ma twojej winy-starał się pocieszyć.
-Jest Zayn, przez moje widzi misie mój tata zmarł  na miejscu ,a ja miałam ledwie rozwaloną głowę i złamaną rękę, żebra oraz obojczyk, nic więcej. Przed pogrzebem pamiętam słowa siostry taty "Gdyby Des nie pojechała do tego kina Fred nie musiałby jechać, Fred by żył ,powinniście ją inaczej wychować".
Inni dawali słowa poparcia, tylko Louis mnie bronił, tylko on. Ja słuchałam tego co mówią ,a oni nie wiedzieli o mojej obecności ,a kiedy się pojawiłam udawali ,że mi współczują. Wiem że reszta maja racje bo to moja wina.
-NIE!-zaprzeczył Zayn.
-Tak ,ale czasu już nie cofnę. Mój tata przyjechał po mnie mimo ,że był w ciężkim stanie.
-Des, data śmierci każdego człowieka jest wyznaczona z góry, to było przeznaczenie.
-To nieprawda.
-Prawda. Twój tata nie żyje bo tak miało być. Przecież ty też mogłabyś zginąć ,ale to nie był twój czas. Teraz twój tata patrzy na ciebie z góry i czuwa nad tobą, dba o ciebie i jest dumny ,że ma taką córkę jak ty-powiedział Zayn. Oderwałam się lekko od niego.
-I tak bardzo żałuje tego dnia.-zaszlochałam. Zayn kciukiem wytarł łzy z mojego policzka. Wiedziałam ,że moje oczy są zaczerwione tak jak i nos. Uspokajał mnie przez jakieś trzy minuty i trochę pomogło.
-Nie płacz, pokaż mi swój uśmiech, jest taki piękny.
-Jak mam się uśmiechać skoro moja bariera emocjonalna się rozpadła? To mój czuły punkt i jak ktoś w niego trafi ,ja nie mogę się pozbierać.
-Musisz się uśmiechać, twój tata na pewno tego chce, chce żebyś była szczęśliwa. Kiedy płaczesz twoje śliczne oczy tracą tę moc. Uśmiechnij się Des.-powiedział nisko Zayn i palcem wskazującym rozciągnął usta w uśmiechu. Nawet sama się lekko uśmiechnęłam.
-Od razu lepiej. Proszę obiecaj mi ,że więcej nie będziesz płakać.
-Nie wiem.
-Obiecaj-nakazał Zayn.
-Obiecuje.
-Grzeczna jesteś, aż dziwne-zaśmiał się przyprawiając o lekki chichot również mnie. Zorientowałam się ,że jesteśmy bardzo blisko siebie.
-Dziękuje panie profesorze-powiedziałam z wracającym do mnie humorem.
-Nie ma za co moja ulubiona uczennico-powiedział poważnie.
-Ulubiona?-uniosłam brwi.
-Jak najbardziej. Może delikatnie uparta, ale ulubiona-odpowiedział
-Gdyby nie pan ,pewnie wpadłabym w depresje.
-Nie mów tak Des, ty jesteś silna i taka masz być dalej.
-Mam nadzieje ,że dam radę.
-Ty na pewno dasz.
-Zobaczymy-odpowiedziałam cicho. Wtopiłam wzrok w oczy Zayna. Jego tęczówki zaczęły się znacznie rozszerzać, a całe oczy świecić.
-Nie patrz tak na mnie Des-powiedział Zayn.
-Dlaczego?
-Bo chciałbym coś zrobić ,a nie powinienem.
-Może powinieneś?-Zayn po raz kolejny się uśmiechnął.
-Nie-powiedział. Oboje zbliżyliśmy do siebie na minimalną odległość stykając się ciałami.
Stanęłam na palcach i założyłam ręce na kark Zayna, a on połączył nasze usta w pocałunku, kolejnym pocałunku,ale innym niż poprzednie i to jest piękne. Język bruneta błądził po całym wnętrzu moich ust ,a mój starał się mu dorównać ocierając się o jego język. Zayn podniósł mnie za pośladki i usadził na stole. Stanął między moimi nogami i położył dłonie na moich plecach, nie przestając mnie całować. Po chwili z braku powietrza, niechętnie, oderwaliśmy się od swoich ust. Zayn kolejny raz posłał mi uśmiech i niespodziewanie złożył na moich wargach bardzo delikatny pocałunek, ja oddałam mu tym samym.
-Niby nie powinienem ale to jest silniejsze ode mnie, wybacz Des-powiedział.
-Ja wcale się o to nie gniewam.-odpowiedziałam dalej trzymając ręce na jego karku.
-Dlaczego nie znaliśmy się wcześniej? Nie zgodziłbym się na prace w tej szkole.-zaskoczył mnie.
-To znaczy?
-Nie przyjął bym posady nauczyciela gdybym znał cię wcześniej, byłoby lepiej.
-Mam nadzieje ,że dobrze cie zrozumiałam-bąknęłam. Jego słowa zrozumiałam tak ,że Zayn gdyby znał mnie wcześniej chciałby ode mnie czegoś więcej i nie pracowałby jako nauczyciel. ale to chyba nie to...
-Dobrze zrozumiałaś. Jesteś interesującą dziewczyną i czy robię dobrze czy nie ,bardzo mi się podobasz.
Zawirowałaś mi w głowie i nie mogę sobie z tym poradzić.-och cholera. Moje ręce puściły kark Zayna, nie byłam wstanie wydusić z siebie słowa. Zayn widząc moją reakcje odsunął się na bok i przyglądał mi się. Zeszłam z blatu.
-Ja, ja już muszę iść-powiedziałam zaskoczona jego wyznaniem. Mimo tego ,że pozwoliłam się pocałować ,że tego chciałam , że on mi się podoba, byłam zaskoczona ,jak nigdy wcześniej.
-Powiedziałem coś złego?-zapytał, pokręciłam głową.
-Pójdę już ,dziękuje za wszystko Zayn, do widzenia-powiedziałam kierując się do wyjścia.
-Odwiozę cie ,nie masz kurtki ,a pada-poszedł za mną. Nie wiedziałam czy mam mu odmówić czy nie, ale moje serce podyktowało mi żebym nie odmawiała.
Tak więc w ciszy wyszliśmy z mieszkania. Kiedy wsiedliśmy do windy poczułam jakąś dziwną ale przyjemną aurę.
-Nie chciałem cie wystraszyć Des, chciałem żebyś wiedziała to co od pewnego czasu siedzi w mojej głowie.
-Nie wystraszyłeś mnie, tylko zaskoczyłeś.
-Tak spodziewałem się tego, jednak nie spodziewałem się ,że powiem ci to już dzisiaj. Jestem twoim nauczycielem i wiem ,że raczej nasze pocałunki, czy chociażby spotkania poza szkołą spotkałby się z falą krytyki.
-No właśnie. Obydwoje wiemy ,że źle robimy, ale nie koniecznie źle dla nas.-mruknęłam. Zayn energicznie złapał mnie za biodra i przyparł do ściany, zbliżając usta tuż do moich jednak nie pocałował mnie.
-Gdybym mógł całowałabym cie cały czas.-prawie warknął-Masz niesamowitą siłę przyciągania, masz coś co sprawia ,że gdybyś czegoś chciała robiłbym wszystko i to mnie denerwuje, nie lubię być zdominowany-znowu warknął, a ja patrzyłam na niego wielkimi oczami.
-Przepraszam-szepnęłam ,a on zachichotał. Winda się rozsunęła ,więc Zayn oderwał się ode mnie i przepuścił w drzwiach. Zrobiło mi się bardzo gorąco, czułam jak małe kropelki potu zebrały się w dole moich pleców. Ten mężczyzna ma w sobie coś specyficznego. Jest jak ogień kiedy całuje, delikatny jak jedwab kiedy przytula i pociesza, oraz zabawny gdy tworzy się luźna rozmowa.
Niesamowity.
Wyszliśmy z bloku i szybko przemknęliśmy do garażu. Obok samochodu stał ten śliczny ścigacz.
Podeszłam pod motor i przejechałam po nim palcem wzdychając.
-Kiedy przestanie padać, czeka cie pierwsza lekcja.
-Pierwsza lekcja?-zapytałam z uniesioną brwią.
-Zapomniałaś? Obiecałem ci.
-Ah tak-przypomniałam sobie-Już nie mogę się doczekać.
-Ja chyba bardziej.-oh w mordę on ze mną flirtuje ,jak nic na świecie, on ze mną flirtuje. Czyżby się zapomniał?
-Ciekawe co na to Louis albo moja mama-mruknęłam pod nosem.
-Louis na pewno nie miałby nic przeciwko ,trochę go znam.
-Nie wiadomo, ostatnio źle traktuje moje towarzystwo.
-Wcale mu się nie dziwie-powiedział chłodno z zaciśniętą wargą. Postanowiłam skończyć ten temat, przez który tak na prawdę mocno wycierpiałam.
-Jedźmy już.-zaproponowałam. Zayn jak dżentelmen otworzył mi drzwi i pomógł wejść, następnie sam zasiadł za kierownice i odpalił samochód opuszczając garaż i zamykając bramę garażową.
-Co by się stało gdyby nas ktoś razem zobaczył, ze szkoły?-zapytałam nagle. Zayn zrobił zastanawiający się wyraz twarzy.
-Nie wiem, pewnie mógłby ktoś być zdziwiony, albo pomyśleć ,że porostu cie odwożę w ramach pomocy.
-Nie o to mi chodzi.-bąknęłam.
-Pytasz o to co było na górze?-pokiwałam głową.
-Można się tylko domyślać, ale zależy kto by nas zobaczył.
-Dyrektor?
-Zadowolony by nie był ,ale jak mówiłem to mój wujek, dałoby się mu to wytłumaczyć.
-Jeżeli widziałaby nas pani Morgan wylecielibyśmy ze szkoły.
-Tu się zgodzę.-zrobił chwile przerwy-Ale adrenalina też jest potrzebna do życia.-Mruknęłam tylko coś pod nosem, a mój mózg zaczął pracować wytwarzając nowe przemyślenia.
Boje się jednej rzeczy. Że ja, głupiutka nastolatka, zakocham się w dojrzałym już mężczyźnie, który mnie uwiedzie, zmanipuluje, może nawet wykorzysta i zrani. Nie mówię ,że Zayn na pewno taki jest, ale wiele razy słyszałam o takich przypadkach. Przecież on jest nieziemsko przystojny, dlaczego nie znajdzie sobie kobiety, nie dziewczyny ,a kobiety, poważniejszej, starszej ,może bardziej doświadczonej w życiu?
Dlaczego pocałował mnie? To będzie temat numer jeden w moich myślach. Kto wie czy dla Zayna to coś naprawdę znaczy ,czy on tak tylko mówi? Może, wyglądało to bardzo przekonywająco i prawdziwie ,ale kto wie... Zapatrzyłam się w mijane krajobrazy, które zostały przecinane przez maleńkie kropelki deszczu. Wszystko wokoło straciło swój urok zakrywając się szarą barwą złej londyńskiej pogody.
Nie ma tej zieleni na drzewach czy trawnikach ,ani kwiatów soczyście kolorowych, nawet niebo zgubiło swój błękit i to mnie dobija.
Zanim się zorientowałam byliśmy już pod moim domem.
-Dziękuje za wszystko Zayn, chce aby nasza rozmowa została tylko między nami.
-To jest oczywiste.-uśmiechnęłam się lekko i wysiadłam z samochodu. Pomachałam mu na pożegnanie i wbiegłam do domu. Mamy nie było, Luna spała, Louis wyjechał. No właśnie! Louis wyjechał, znowu będę sama jak palec. Musze szybko do niego zadzwonić i przeprosić go.
Wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam z kontaktów numer brata. Odebrał po trzech sygnałach.
-Halo?-dość twardo i nieprzyjemnie, pewnie jest mną rozczarowany.

_________________________________________________________________________________
Przyszła pora aby trochę ponarzekać i się powymądrzać. Dawno tego nie było.
A więc, jak 99% z was się pewnie już domyśliło ,że poruszę temat KOMENTARZY, których ostatnimi czasy znacznie UBYŁO. 
No cóż. Jak zwykle ja was mogę jedynie o nie grzecznie poprosić.
Także, BARDZO WAS PROSZĘ ZOSTAWIAJCIE PO SOBIE ŚLAD, to dla mnie mega ważne,
nawet głupie "ok" ";)" czy "rozdział fajny" bądź "beznadziejny" daje mi dużo, pewnego rodzaju KOPA.
Chcę abyście były aktywne poprzez komentowanie ,abyście tworzyły ze mną tego fanfica.
Co przez to rozumiem? To znaczy mówicie co ewentualnie mogę zmienić, czy styl pisania, dialogów, czego nie pisać, co was irytuje, może nawet jakiś pomysł na dalsze rozdziały, to dałoby mi dużo i wam pewnie też.
Oczywiście będę brała wasze uwagi w miarę możliwości i będę robić wszystko aby to WAM się podobało.
Bo to opowiadanie NIE JEST MOJE ,a jest wasze, ja jestem tylko AUTORKĄ.
Uwaga teraz wyrażę swoją opinie! (Nikt nie musi brać jej do serca :D)
Nie mam zamiaru robić czegoś co jest dla mnie beznadziejne, pozbawione sensu, może nawet denerwujące i w ogóle NEGATYWNE.
Nie mam zamiaru umieszczać pod każdym rozdziałem słów typu:
"NOWY ROZDZIAŁ ZA 30(albo ilekolwiek) KOMENTARZY.
Co to znaczy ,że co?
Że jak będzie 29 komentarzy to mam wam napisać "Bye bye lejdis ,jebcie się rozdziału nie będzie i już
chociaż mam napisane 10 kolejnych ale ni chuja wam nie wstawię bo brakuje komentarza" :)
Ja rozumiem ,że jest to jakaś strategia ,ale ,że tak powiem  Z DUPY STRONY.
Dla mnie to jest  GŁUPIE i szczerze nie rozumiem po co inne autorki tak robią.
W pewnym sensie to szantaż ,co nie? A szantaż jest karalny xDDD
Moim skromnym nic nieznaczącym zdaniem ,powinno się pisać i dodawać rozdział chociażby się miało
tylko jednego czytelnika. Dla mnie jedna osoba jest ważna. Ja osobiście mam niewielu czytelników
ale jakoś mnie to nie zraża, bo chociażby jest was 20 osób ja będę dla was pisać bo was kocham.

Przemyślcie moją pierwszą propozycje :)
Pozdrawiam
(aha fajnie ,że moja notka to jak pół rozdziału ;x, mam nadzieję ,że czytało się przyjemnie)
ADIEU 
<3




poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 33

Wstawiam rozdział dzisiaj ,bo nie wiem co będzie jutro. Do dziewczyny, która własnie jutro obchodzi urodziny: Spełnienia marzeń!♥ Iza. 

Kiedy Max kończył wypowiadać te słowa, na mojej twarzy pojawił się grymas. 
-Już pogadaliśmy, pa-rzuciłam i przygotowałam się do odejścia ,ale on znowu mnie zatrzymał.-Możesz mnie nie dotykać?-warknęłam.
-Nie denerwuj się-parskał i cofnął ręce-Mam ci do przekazania pewną bardzo ważną rzecz, możliwe ,że mi jeszcze za to podziękujesz.
-Wątpię.-mruknęłam.-Dobra mów, ale się streszczaj.
-O nie, nie, tutaj rozmawiać nie będziemy, chodź-pociągnął mnie w stronę drzwi wyjściowych.
-Ja się śpieszę, albo mówisz teraz albo wcale.
-A co idziesz do kina?-zapytał, posyłając mi kpiący uśmiech. Zmarszczyłam brwi.
-Skąd wiesz?-zapytałam podejrzliwie.
-Mógłbym ci wszystko powiedzieć, ale nie tutaj.
-Więc gdzie?
-Chodź pod murek obok szkoły.
-Pada...
-Z cukru jesteś?-zapytał ironicznie ,a ja przewróciłam oczami-Zobaczysz Des nie będziesz żałować, to znaczy będziesz żałować swoich decyzji-popatrzyłam na niego jak na idiotę, ale ruszyłam w stronę wyjścia szkoły. Muszę szybko załatwić sprawę z tym kretynem i muszę znaleźć Alexa. Szliśmy w ciszy. Kiedy wyszłam przed budynek szkoły niebo było mocno zachmurzone ,jednak deszcz na chwile zatrzymał się
i nie padało. Szybko podeszłam pod szkolny murek i oparłam się o niego, a Max stanął na przeciwko.
-Mów czego chcesz-zaczęłam.
-Ja wiem ,że nie jestem święty i że między nami nigdy już nic nie będzie i że mnie nienawidzisz..
-Wow!-przerwałam mu.
-Ale chce żebyś wiedziała jedno. Alex to nie jest dobry wybór Des...
-Kogo jak kogo, ale ciebie to już nie powinno obchodzić.-znowu mu przerwałam. Wiem ,że to było niekulturalne, ale jednak to silniejsze ode mnie. 
-On nie jest wobec ciebie fair.-kontynuował chłopak.
-Jakoś ci nie wierze. Jeżeli zaciągnąłeś mnie tutaj tylko po to ,aby mówić te swoje przemyślenia ,to daruj sobie ,ale nie mam ochoty ich słuchać. Na razie.
-Wiedziałam ,że mi nie uwierzysz ,więc mam dowody!-podniósł głos, a ja zrobiłam krok w jego stronę.
-Dowody?-prychnęłam.-Niby jakie możesz mieć te dowody?
-Poczekaj zanim je zobaczysz, a raczej usłyszysz daj mi skończyć.-założyłam ręce na piersi czekając aż skończy gadać te brednie.
-No.-mruknęłam.
-Alex to cwaniak. Chce wykorzystać ciebie do czegoś niedobrego, jego nie obchodzi to czego ty chcesz, on potraktuje cie jak przedmiot.
-Przestań chrzanić, on nawet nie jest moim chłopakiem ,więc jak może mnie potraktować jak przedmiot?
-Do tego właśnie zmierzam.-syknął.-Widzę ,że tobie się nie da nic powiedzieć. Posłuchaj tego.-wyjął telefon nacisnął kilka przycisków i zwiększył głośność.
-Co to jest?
-Słuchaj ,nie gadaj.
"-Myślisz ,że Des poleci na ciebie ,bo ty okażesz się jej oparciem po naszym rozstaniu?-usłyszałam głos Max'a.
-Wiesz co ci powiem?-syknął tym razem Alex.
-No słucham?-Max.
-W dupie mam to jak Des czuje się po waszym rozstaniu. Udawałem i udaje jej przyjaciela, ale to tylko dlatego ,że ona okazała się bardzo naiwna.
-Widocznie jej nie znasz.
-Nie znam? Już pozwoliła się pocałować, po dwóch dniach większego kontaktu-prychnął Alex.
-I co to zmienia?
-To ,że będzie jadła mi z ręki. Jutro umówiłem się z nią do kina ,a po kinie zaproszę ją do siebie, tam ulegnie mi całkiem.-w tym momencie rozpoznałam śmiech Max'a, a moje ciśnienie wzrosło. To nie może być prawda!
-Śmiej się ,ale zobaczysz, jutro ją przelecę tak jak ty przeleciałeś Margaret chociaż wiedziałeś ,że mi się podoba, "prawdziwy przyjacielu!"
-Ale Des nie jest już moją dziewczyną-prychnął Max.
-Ale była. Sam mówiłeś ,że po rozstaniu żałowałeś tego co zrobiłeś. Des wybrała mnie, zadaje się ze mną. Kiedy jutro mi się odda, wiesz co zrobię?
-Co niby?
-Każe jej zrobić mi dobrze ,a ona to wykona. Tak ją omotam ,że będzie robić mi dobrze kiedy tylko jej rozkażę"-w chwili kiedy usłyszałam te słowa zebrało mi się na wymioty. Poczułam takie obrzydzenie do Alexa jakiego nie da się opisać. Miałam nawet ochotę go zabić.
-Des to nie tak-o wilku mowa. Odwróciłam się w stronę Alexa, który stał z otwartą buzią i czerwonymi policzkami. Max wyłączył nagranie i zaśmiał się.
-To nie tak?!-krzyknęłam-A jak?!-podeszłam do niego i odepchnęłam go.
-Des posłuchaj mnie.-złapał mnie za nadgarstek, ale szybko się wyrwałam.
-NIE.DOTYKAJ.MNIE! Jesteście tacy sami. Może powinniście pracować jako prywatni detektywi
skorą was kręcą nagrania!-krzyknęłam znowu, byłam wściekła na nich obojga i na siebie. Że w ogóle ich znam ,że istnieją.
-Des to co tam mówiłem to nie prawda, chciałem tylko zdenerwować Max'a uwierz mi.
-Nigdy już ci nie uwierzę-syknęłam.-Myślałeś ,że możesz mieć prywatną dziwkę?!-zapytałam wściekła.
-Nie.-powiedział ale z drżącym głosem, nie patrzył mi w oczy ,kłamał.
-Jesteś chujem, obaj jesteście tacy sami!-zacisnęłam zęby. Poczułam jak w moich kącikach oczu robi się wilgotniej od napływających łez. Nie mogłam pokazać im ,że będę płakać.
-Pierdolcie się-syknęłam i wściekła ruszyłam w stronę drogi.
-Pewnie Alex z tobą chętnie-prychnął Max. Stanęłam i zmroziłam go wzorkiem.
-Max ty jesteś taki mądry i pewnie teraz będziesz chciał ośmieszyć mnie i tego chuja-pokazałam na Alexa-jednak nie zapominaj ,że to ciebie wyśmiała ta cała Margaret mówiąc jakiego małego masz penisa
i wiesz co? W tym się z nią zgodzę, Matka natura cie nie lubi-warknęłam wkurzona. Max zrobił poważny i zły wyraz twarzy.
-Des, porozmawiaj ze mną-wtrącił się Alex.
-Zamknij się!-powiedzieliśmy równo z Max'em. Pokazałam im środkowy palec i zaczęłam iść.
-A wiesz co powiem ci ja Des? Ludzie cie ranią i nic ci nie wychodzi  przez to ,że przez ciebie zginął twój ojciec. Bóg cie nie lubi!.-zawołał za mną Max.
ŚWIAT WOKOŁO ZWOLNIŁ. 
To zabolało mnie bardziej niż tysiące noży wbijających się w ciało. Tym razem łzy pociekły z moich oczu jak z wodospadu. Nie odwróciłam się do nich, jednak słyszałam jak Alex coś mówi do Max'a, a potem jak zaczynają się bić. Jak najszybciej opuściłam teren szkoły i zaczęłam biec w odwrotną stronę niż do domu.
Biegłam.
Nie wiedziałam gdzie, nawet nic nie widziałam od natłoku słonych łez. Uszy mi się zatkały od ciągłego szlochu.  Max wiedział jak mnie zranić. Niepotrzebnie mówiłam mu o śmierci taty. On jednak nigdy nie użył tego przeciw mnie, pocieszał mnie, aż do tej chwili. Znowu zaczęło padać i to bardzo intensywnie.
Krople deszczu moczyły moją twarz, włosy oraz bluzę. Kurtkę zostawiłam w szatni szkolnej ,ale nie dbałam o to ,że jest mi zimno. Chodnik w pewnym momencie się skończył, a ja nie patrząc na nic wbiegłam na jezdnie.
Usłyszałam pisk opon.
Stanęłam jak sparaliżowana i czekałam na uderzenie, może nawet chciałam żeby ten samochód uderzył we mnie. Jednak tak się nie stało. Ktoś zdążył wyhamować. Rozpłakałam się jeszcze bardziej czując się bezsilna słysząc w głowie odbijające się jak piłka słowa Max'a. Usłyszałam trzask drzwi i kroki po asfalcie. Byłam cała mokra co mnie cieszyło, bo łzy zmieszały się z kroplami deszczu.
-Des!? Nic ci nie jest?-poznałam po głosie Malika. Jeszcze tylko jego tutaj brakowało. Odwróciłam zapłakaną i całą rozmazaną od tuszu twarz w jego stronę. Nie widziałam dokładnie jego twarzy mój obraz był zamazany ,ale widziałam jak się zbliża.
-Co się stało?!-zapytał z nutą paniki.
-Ja..ja..nie..oni....-nie mogłam nic powiedzieć, brakowało mi sił i brakowało mi powietrza. Serce waliło w mojej klatce piersiowej bardzo mocno. Nowe łzy spłynęły wzdłuż moich policzków. Nie zwracając uwagi na nic, cofnęłam się cztery kroki w tył na pobocze i uklęknęłam na zimnej jezdni. Starałam się zetrzeć rękawem łzy. Zaczerpnęłam powietrza. Zorientowałam się ,że Zayn kuca obok mnie i poczułam dłoń na moim kolanie.
-Des, powiedz co się stało?-zapytał ciepło. A ja pokręciłam głową i pod wpływem impulsu rzuciłam się na niego przytulając się. Tego mi było trzeba. Ciepła drugiej osoby, która mnie nie skrzywdzi. Poczułam jak Zayn pociera ręka o moje plecy i głaszcze głowę mówiąc kojące "Cii, spokojnie". Chciałabym żeby był tutaj Louis. Niepotrzebnie się z nim kłóciłam, w dodatku on miał racje. Przejrzał Alexa. Mogłam go posłuchać. Musze jak najszybciej znaleźć się w domu.
-Ch..chce d..do Louisa-wyjąkałam mocniej wtulając się w Zayna. On także zdawał się nie przejmować deszczem. Włosy miał już cale mokre ,tak jak ja.
-Des..przecież Louis dzisiaj rano wyjechał do Sarah.-kiedy usłyszałam te słowa znowu się rozpłakałam trzęsąc się z emocji. Nawet nie wiedziałam ,że wyjeżdża, wiedziałam ,że w tym tygodniu ale nie wiedziałam ,że akurat dzisiaj, w jeden z najgorszych dni mojego życia.
-Musimy wstać Des, musisz się uspokoić-powiedział bardzo ciepło i delikatnie podnosił się na nogach podnosząc przy tym mnie. Po raz kolejny otarłam łzy. Zayn prowadził mnie pod jego terenowy samochód i usadził mnie na miejscu pasażera. Sam szybko przeszedł na stronę kierowcy i ruszył od razu. Prędkość jaką nabrał była dość szybka, ale mnie to nie przeszkadzało. Deszcz był coraz silniejszy. A ja cicho płakałam dalej opierając się o szybę. Zayn nie odezwał się przez całą drogę nic. Musiał być nad czymś skupiony.
Po chwili zobaczyłam jak auto się zatrzymuje w jakimś garażu. To nie było obok mojego domu...
Zayn wybiegł z samochodu i podbiegł do mnie otwierając mi drzwi i pomagając wyjść ze środka.
-Do mnie było bliżej Des, musisz powiedzieć co się stało, ktoś ci coś zrobił?-zapytał.
-Tak-wyrzuciłam szybko. On ściągnął swoją kurtkę i zakrył nią mnie zakładając na głowę kaptur.
-Mamy do pokonania kilkanaście metrów-wyjaśnił szybko i obejmując mnie ramieniem szybko ruszyliśmy w stronę bloku. Otworzył drzwi do klatki schodowej i udaliśmy się do windy. Z tego co zauważyłam wcisnął numerek dwanaście, to było chyba ostatnie piętro. Winda szybko pokonała odległość i jej drzwi rozsunęły się. Wyszłam ,a Zayn prowadził. Otworzył drzwi po prawej stronie od windy i wpuścił mnie do środka.
Od razu podbiegł ten jego pies i skoczył mi na nogi. Uśmiechnęłam się przelotnie i pogłaskałam go po głowie, a on zamerdał ogonem.
-Scoby, do siebie już-polecił twardo Zayn ,a pies posłuchał i zniknął za rogiem korytarza. Zayn ściągnął mi kurtkę swoją jak i moją. Przeczesałam opadnięte na czoło kosmyki mokrych włosów i pociągnęłam lekko nosem. Rozglądnęłam się dookoła i zorientowałam się, że mieszkanie jest ładnie urządzone, dość nowocześnie. Znaczy stwierdzam tak widząc korytarz i kawałek salonu.
-Chodź ,zorbie ci coś ciepłego do picia.-powiedział Zayn ,a ja ruszyłam za nim. Weszliśmy do niedużej ,ale bardzo przytulnej kuchni. Była ona w kolorach beżu ,brązu, czerni i bieli. Meble były ciemnobrązowe z połyskiem,  natomiast blaty miały kolor waniliowy,a płytki kolor beżowy. W meblach wbudowana była kuchenka ,okap, piekarnik i zlew ,a na przeciwko drzwi znajdowało się małe okno ze zwykłą skromną firanką i roletami. Bez słowa usiadłam przy stole na jednym z krzeseł. Zayn podszedł pod lodówkę i coś z niej wyciągnął. Słyszałam jak coś jeszcze robi ,ale nie wiedziałam co, bo zajęłam się bawieniem się swoimi brudnymi od tuszu palcami. Z moich włosów skapywała woda.
-Dać ci jakąś bluzę?-zapytał Zayn ,a ja pokiwałam głową, bo muszę przyznać ,że dreszcze przechodziły przez moje ciało. Zayn szybko wyszedł z kuchni i dwie minuty później wrócił.
-Chodź pokażę ci łazienkę-polecił miło. Wstałam i ruszyłam za nim. Wychodząc z kuchni przeszliśmy przez mały salon, o ciemnej panelowej podłodze, jasnożółtych i białych barwach z kominkiem, wielkim telewizorem i jakąś półką na książki oraz małą komodą ,sofą i fotelami w kształcie piłek. Skręciliśmy korytarzem. Zayn otworzył pierwsze drzwi, dalej widniały jeszcze dwa wejścia do jakiś pomieszczeń. Przed oczami pojawiła się niewielka łazienka o szarej i zielonej kolorystyce. Na samym końcu ustawiony był duży prysznic. Po prawej stronie znajdowała się umywalka ,na ścianie duże lustro ,a w kącie muszla. Z lustra wystawały małe lampki ,a na suficie halogeny. Przy prysznicu zwisały ręczniki, a na półce przy umywalce poustawiane były męskie kosmetyki.
-Możesz wysuszyć sobie włosy jeśli chcesz-powiedział uśmiechając się, a ja kiwnęłam głową.
Zniknął za drzwiami zostawiając mnie. Od razu ściągnęłam z siebie mokre ubrania i założyłam grubą ciepłą niebieskoczarną bluzę Zayna. Zapach taki jak zawsze, ładny. Zdjęłam frotkę z głowy i włączając suszarkę do gniazdka zaczęłam delikatnie suszyć włosy. Nie zrobiłam tego porządnie ,raczej tak byle jak żeby woda nie kapała. Urwałam kawałek papieru i namaczając go zmyłam sobie twarz. Włosy związałam. Zebrałam moje górne odzienie i wyszłam z łazienki. Od razu poszłam do kuchni.
-Masz może jakąś reklamówkę na to?-zapytałam z chrypką.
-Rozwieszę ci to ,wyschnie-odebrał ode mnie ubranie-Masz pyszne kakao ,rozgorzej się-wskazał na biały parujący kubek. Uśmiechnęłam się i znowu usiadłam na stołku. Upiłam łyk. Naprawę było pyszne ,więc brałam kolejne łyki. Nie zwracałam uwagi na to ,że jest nieco ciepłe. Chłopak ponownie pojawił się w kuchni i usiadł naprzeciw mnie.
-Um..powiesz co się stało? Ktoś cie skrzywdził?-spytał cicho. Wlepiłam wzrok w stół.
-Nie do końca ale można tak to nazwać-odparłam wymijająco. Nastała minuta ciszy.
-Okej jeżeli nie chcesz mówić ,to nie mów, ale czasem jest lepiej wyrzucić z siebie to co złe. Pij kakao
zaraz cie odwiozę do domu jak się rozgrzejesz-powiedział Zayn.
-Ja po prostu nie wiem jak mam to powiedzieć, za dużo jak na tak krótki czas. Nie spodziewałam się ,że usłyszę coś takiego.-Zayn zmarszczył brwi. -Tu chodzi o Alexa i o Max'a.
-Zrobili ci coś?-zapytał, a ja pokiwałam głową.-Co takiego?!-powiedział już ostrzej. Zaczęłam opowiadać mu wszystko. Mimo tego ,że to nauczyciel ,mimo tego że znam go krótko ,mimo tego, że to przyjaciel Louisa czułam ,że mogę mu się wygadać. Skończyłam opowieść na nagraniu.
-Ale to nie to było najgorsze. To co było na tym nagraniu mnie nie obchodzi, bo nie zależy mi na Alexie.
-I dobrze ,że cie to nie obchodzi, nie można przejmować się takimi dupkami.
-Ja wiem, byłam wkurzona tym co usłyszałam ,ale to nie dlatego płakałam.
-Więc dlaczego?-zapytał Zayn. Przypomniałam sobie słowa Max'a, moje oczy znów wypuściły łzy. Zayn od razu wstał z krzesła i w sekundzie znalazł się przede mną kucając.