piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 40

-To zagranie nogą było naprawę dobre-powiedział.
-Dzięki-odparłam i uniosłam brwi w górę.
-Jednak nie o to mi chodzi.
-A o co?-zapytałam.
-W nagrodę za dobry mecz nie chciałabyś wybrać się ze mną na pizze dzisiaj wieczorem? Lub jeśli nie pizzę to cokolwiek?-zapytał, a ja rozszerzyłam swoje oczy. Kurwa! Czy on mnie właśnie gdzieś zaprosił! Oczywiście ,że idę!
...Nie..jednak nie.
-Dzisiaj?-zapytałam ,aby się upewnić.
-Tak dzisiaj.
-Wiesz, chętnie Zayn ,ale ja już się na dzisiaj umówiłam.-powiedziałam z bólem w sercu. On momentalnie zrobił obojętny wyraz twarzy i ten czarujący uśmiech poszedł w zapomnienie. Zrobiło mi się dziwnie. Chciałam iść z nim, bardzo ,ale nie mogłam wystawić Nathana, on był pierwszy.
-Rozumiem.-powiedział chłodno.-Chłopak-dodał.
-Nie, ja umówiłam się z Nathanem.-powiedziałam tak naprawdę nie wiedząc czemu, na pewno go to nie interesowało z kim.
-Brat Miley ,no tak. Miłej randki-powiedział zwyczajnie-Nie zatrzymuje cię już-dodał i powoli ruszył w stronę nauczycieli.
Miłej randki? Randka z gejem to chyba nie randka, ale przecież Zayn o tym nie wie. Wydawał się być zły, albo rozczarowany. Tak to chyba bardziej trafne określenie tego co dało się wyczytać z jego twarzy. Nie mógł zaprosić mnie jutro na tą pizze czy cokolwiek innego? Chętnie bym z nim poszła, a teraz to za późno. Westchnęłam pod nosem i ruszyłam pod prysznice. Umyłam się szybko i przebrałam ciągle myśląc o tym zaproszeniu Zayna i tym ,że zrobił się zły, jednak nie byłabym wstanie wystawić Nathana, chcę z nim porozmawiać, bo ten chłopak dobrze na mnie działa. Nie nakładałam na twarz makijażu bo jak najszybciej chciałam iść do Nathana i moich przyjaciół. Podeszłam do nich i usiadłam obok Vicky.
-Już gotowa?-zapytał Nat.
-Tak ,możemy iść,-odparłam.
-Gdzie idziecie? Na jakąś słodką randkę?-zaśmiał się Zack.
-Na słodką tak ,ale nie randkę-odpowiedziałam ,a oni zachichotali.
-No dobrze nie zatrzymujemy was.-odpowiedziała Vicky. Pożegnałam się z nimi i razem z Nathanem wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy w stronę bramy szkoły.
-Coś masz dziwną minę ,stało się coś?-zapytał Nathan. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam jak Zayn idzie w nasza stronę. Patrzył uważnie na mnie i na Nathana, który objął mnie ramieniem.
-Cześć-powiedział Nathan.
-Cześć-odpowiedział Zayn bardzo surowym głosem, wręcz szarym i szorstkim.
-Hej Des ,powiedz.-Nat zwrócił się do mnie mile. Kiedy Zayn już nas minął wzięłam oddech i zwróciłam twarz w kierunku chłopaka.
-Nie uwierzysz ,ale Zayn zaprosił mnie teraz na pizze ,ale ja odmówiłam, idę przecież z tobą, jemu chyba się to nie spodobało-powiedziałam szybko.
-Ożesz kurwa!-prawie krzyknął.-Po co mu odmawiałaś!? Głupia ty!
-Przecież idę z tobą, nie chciałam tego zmieniać.
-Nie obraziłbym się. Jeżeli chcesz biegnij za nim i powiedz mu, że idziecie-uśmiechnął się i zatrzymał kiwając głowa w stronę Zayna.
-Nie Nathan, idę z tobą ,nastawiłam się na dobre gofry w twoim towarzystwie i tak ma zostać idziemy-powiedziałam twardo i przyśpieszyłam.
-Boski Zayn cie zaprosił, a ty idziesz ze mną? Co jest z tobą nie tak?-zaśmiał się.
-Ze mną wszystko okej.
-Widać-zachichotał.- Żebyś nie żałowała. Takie apetyczne ciałko-rozmarzył się ,a ja przewróciłam oczami, postanowiłam tego nie komentować.
-Chyba ,że ty nie chcesz iść ze mną?-podniosłam brwi.
-Ja to tam bardzo chce, zwłaszcza ,że mogę ci wybrać ubrania.
-Autobus!-powiedziałam.
-Nie, ta ksywka do mnie nie pasuje, ja jestem szczuplutki.-oburzył się.
-Boże! Autobus zaraz odjedzie ,gazu!-powiedziałam ciągnąc go za rękę i biegliśmy najszybciej jak się dało, gdy tylko wpadliśmy zziajani do środka, autobus ruszył.
-Dobrze, że trenuje bo byś mnie zabiła.-powiedział, a ja jak zwykle się zaśmiałam. Nathan jest niesamowity, cokolwiek powie mnie na sercu jest cieplej. Mógłby być moim drugim bratem ,na pewno bym się nie nudziła.
-Nie chciało mi się czekać na następny, im szybciej tym lepiej.
-No tak, tutaj akurat ma panienka racje-usiedliśmy z tyłu autobusu.
Kiedy przekroczyliśmy próg domu od razu przywitała nas Luna.
-Mon Dieu! Jaka piękna-zachwycił się Nathan i od razu przyklęknął i zaczął głaskać Lunę.
-Skąd wiesz ,że to suczka i znasz francuski?-zdziwiłam się.
-Widać, że to suczka, porusza się jak dama.-zachichotaliśmy.-a francuskiego to ja się uczyłem i zdobyłem nawet dyplom językowy Mon Cher.-powiedział dumnie.
-Félicitations Mon Chers*-odpowiedziałam ,a Nat zrobił zdziwiony wyraz twarzy.
-Widzę ,że francuski gdzieś tam siedzi u ciebie pod tą blond czupryną-poczochrał mi włosy.
-Tak, kiedyś się uczyłam, więc coś pamiętam.
-Jeżeli chcesz ja cię mogę podszkolić.
-Nie ma sprawy ,ale to innym razem.
-Naturalnie teraz prowadź do twojego królestwa ,musimy cię ubrać.-powiedział radośnie. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy na górę prosto do mojego pokoju. Nathan od razu podszedł pod szafę i odsunął drzwi. Ja usiadłam na łóżku ,a on przesuwał ubrania lub ściągał z półek na podłogę.
-Ej! Niedawno tutaj układałam!-powiedziałam i podeszłam do niego ,aby zatrzymać jego zamiar zrzucenia mi kolejnych ubrań.
-Moja droga od czasu do czasu powinnaś odświeżyć szafę, te ubrania się nie nadają do użycia, musisz kupić nowe.
-Ale ja je lubię!-oburzyłam się.
-Ale ja nie!-odpowiedział mi.-Zaufaj różowej sile zapomnij o plamach-powiedział i zaczął się śmiać,
-Vanish?
-Oui!**-pisnął-Ale teraz koniec żartów. Zaufaj mi, ja sprawię ,że twoja garderoba będzie emanowała świeżością i pięknem.
-Tak jak ty?-zapytałam żartów.
-Oui!
-Musisz chyba wiedzieć, że ja mam raczej luźny styl.
-Widzę-popatrzył na mnie z góry na dół.-Dobra teraz ubieraj to!-podał mi karmelową spódniczkę w czarne kropki, białą bluzkę z krótkim rękawem i jeansową ramoneskę.
-W tej spódniczce byłam raz w życiu-mruknęłam. Nawet o niej zapomniałam.
-Więc teraz będziesz drugi raz. Idź do łazienki ubierz się ,a ja pozbieram ubrania które nadają się do użytku a wywalę te, które nie.
-Okej.
-I zrób sobie delikatny makijaż, bo ja już nie zdarzę ci w tym pomóc.-Popatrzyłam na niego krzywo, chciał mnie malować?
-Ja nie idę na pokaz mody!-warknęłam.
-Ale idziesz ze mną-puścił mi oczko. Zrezygnowana zamknęłam się w łazience i zaczęłam się rozbierać. Kiedy ubrałam wszystko co przyszykował mi ten, pożal się boże, Karl Lagerfeld, zaczęłam nakładać odrobinę kremu BB na twarz i malować rzęsy. Włosy rozpuściłam i popryskałam się perfumami. Kiedy byłam gotowa wróciłam do pokoju. Nathan jeszcze wybierał moje ubrania.
-Nie!-krzyknęłam i wyrwałam mu z ręki moją ulubioną czerwoną bluzę.
-Ale to jest Démodé!-sprzeciwił się.
-A mnie to nie obchodzi ,że jest niemodna, ona jest ciepła i jej nie wyrzucisz-powiedziałam ostro i odłożyłam bluzę na wieszak.
-Okej w sumie to koniec, resztę ubrań są okej-w mojej szafie zrobiło się praktycznie pusto.
-Wyrzuciłeś mi pół ubrań!
-Kupimy ci dzisiaj jakieś.
-Nie będę wydawać kasy na ubrania!
-Będziesz, a jeżeli nie, ja zapłacę.
-O nie nie.
-Ja i tak mam zniżki do połowy sklepów kochana. No Ulala i wyglądasz belle!
-Przestań używać francuskiego bo ci coś zorbie.-pogroziłam.
-Okej okej, ale naprawdę cudownie ci w tej spódniczce, masz ładne nogi pokazuj je.
-Pokazuje kiedy jest na to czas.
-Dobra nie ma czasu ,bierz torebkę-rzucił mi czarną małą torebkę.
-Poczekaj spakuje się-on pokiwał głową, ja wzięłam telefon, portfel z kartą kredytową, którą dała mi mama założyłam czarne balerinki i wyszliśmy. Droga zajęła nam jakieś czterdzieści minut. Nathan cały czas opowiadał mi o swoich modowych wyczynach i o planach z Mikiem. Świetnie opowiada i świetnie słucha. Usiedliśmy w wybranej przez niego kawiarni i zamówił nam gofry oraz po filiżance gorącej czekolady.
-Opowiadaj teraz co u ciebie się wydarzyło od tej imprezy-powiedział i zaczął pożerać owoce z gofra.
-Nie wiem czy chcesz o tym wiedzieć ,bo wydarzyło się bardzo wiele ciekawych i nieciekawych rzeczy.
-Pewnie ,że chcę wiedzieć.
-To od których mam zacząć?
-Zacznij od tych lepszych.-polecił ,a ja pokiwałam głową. Pierwszą moją opowieścią było to jak rozmawiałam z Zaynem po imprezie.
-Nie całowaliście się?
-Nie wtedy jeszcze nie.
-Jeszcze?-podniósł brwi.-Opowiadaj-powiedział wlepiając oczy prosto we mnie. Zaczęłam opowiadać mu o Alexie.
-Oh co za dupek się przyplątał-wywrócił oczami-Pewnie Zayn był zazdrosny-przerwał mi.
-Nie przerywaj i nie był zazdrosny-mruknęłam.
-Ja tam swoje wiem.-odparł mi ,a ja kontynuowałam opowieść. Kiedy skończyłam na nagraniu i na moim wybuchu płaczu wyraz twarzy Nathan zmienił się.
-Nie ma nic gorszego niż trafić na dwóch kretynów, mam nadzieje ,że nie przejęłaś się jakoś nimi?-mówił głaszcząc moją rękę.
-Nie, w sumie potem wydarzyło się coś ,co chciałbyś wiedzieć-uśmiechnęłam się. Zaczęłam opowiadać o tym ,że znalazł mnie Zayn i ,że byłam u niego w domu i o pocałunku oraz jego wyznaniach.
-Nie mogę, no po prostu nie mogę-powiedział Nathan.-Koleś powiedział ci coś takiego ,a ty nic z tego nie robisz? W dodatku cie całował?
-A co ja mogę zrobić, przecież to przyjaciel Louisa i mój nauczyciel.
-Des obudź się, koniec roku za chwilę ,nie marnuj szansy-mówił bardzo wiarygodnie.
-Dobrze pomyśle nad wszystkim ,ale jest ostatnia opowieść ,najświeższa-powiedziałam markotnie. Przedstawiłam przebieg kłótni z Alexem i moim pobycie w szpitalu.
-A niech to! To skurwysyn-zakrył usta ręką-Sorki Mała za te słowa, ale ręce opadają. Czy ten idiota został jakoś ukarany?
-On zniknął.
-To chyba ma szczęście. Jak mógł cię popchnąć, jak mógł popchnąć dziewczynę ,to się nie mieści w moim mózgu. No skopałbym go! Nigdy się nie biłem ,ale jego bym skopał!-oburzył się, a ja zaczęłam się śmiać.
-Jesteś prze kochany, ale teraz już wszystko dobrze, problemy jak na razie się skończyły-powiedziałam.
-Miejmy nadzieje ,że los się nad tobą zlituje. Zjedzmy to do końca i pójdziemy ci coś kupić-uśmiechnął się i zaczęliśmy jeść już niemal wystygłe gofry i pijąc zimną, gorącą, czekoladę. Zajęło nam to jakieś dziesięć minut i ruszyliśmy alejkami centrum handlowego. Nathan był jak w transie. Ciągnął mnie od sklepu do sklepu kazał przymierzać, wybierał mi ubrania, targował się z ekspedientkami czarował je spojrzeniami. Ja po dwóch godzinach miałam dość i w dodatku miałam sześć toreb w rękach, Nathan miał tyle samo.
Wybrał mi jakieś sukienki, bluzeczki, spódniczki, spodnie, spodenki, marynarkę, nawet straciłam rachubę.
-Dobra!-stanęłam na środku korytarza-Już wystarczy na dzisiaj. Matka mnie zabije.
-Piękna jeszcze dwa sklepiki i idziemy, no muszę cie tam zabrać.
-Ale-nie dokończyłam bo przystawił mi palec do ust.
-Zaufaj mi-powiedział radośnie i zjechaliśmy schodami na sam dół. Weszliśmy do kolejnego sklepu i standardowo zaczął grzebać po wieszakach. Wygrzebał mi dwie sukienki, przymierzyłam ,a on oświadczył mi ,że za nie płaci bo są najlepszą zdobyczą dzisiejszego dnia.
Nastała dziesięcio minutowa kłótnia, o to kto płaci ale w końcu się poddałam. Nie były takie drogie ,żeby mogłoby mi być głupio, chociaż i tak było. Obładowani wyszliśmy z galerii i zamówiliśmy taksówkę. Kiedy przyjechała i mogłam wreszcie usiąść czułam jak nogi zaczynają mnie boleć.
-No to zakupy były genialne, jeszcze kiedyś się wybierzemy-powiedział.
-Nie!-zaprotestowałam.-Nie w najbliższym czasie!
-Spokojnie-zaczął się śmiać-myślę ,że te ubrania ci wystarczą-pocałował mnie w policzek. Rozmawialiśmy o luźnych rzeczach i czas zleciał szybko. Pożegnałam się i opuściłam samochód z czternastoma torbami. Gdy tylko wyszłam na górę rzuciłam wszystko na podłogę i sama rzuciłam się na dywan. Nie miałam sił.

_____________________________________________________________________________
*Félicitations Mon Chers-gratulacje mój drogi
** Oui!-Tak.

Zastanawiam się czy przechodzić już do wycieczki ,czy poprzedzić ją jakimś rozdziałem?
Piszcie :)

Des przymierzająca: