wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 47

-I po co się tak unosisz.-mruknęłam.
-Bo widzę jakieś kurwa czerwone plamy-odparła.
-Może jestem uczulona na jakieś zielsko-wzruszyłam ramionami, a ona popatrzyła na mnie mrużąc oczy.-Pewnie jak robiłam to zdjęcie wczoraj ,to  się o coś otarłam i przez noc mi wyskoczyło, a jeżeli już tak to wszystko cie interesuje, to nic mnie nie boli!
-Oh skoro to uczulenie to chodźmy powiedzieć ,żeby zbadał cie lekarz, nie wolno tego lekceważyć!
-Nigdzie.Kurwa.Nie.Pójde. I ani mi się waż wypaplać to wszystko.-warknęłam patrząc na nią wściekłym spojrzeniem. Nie chciałam się tłumaczyć, bo oczywistym było ,że jeżeli jakikolwiek lekarz by mnie zbadał od razu zorientował by się ,że to nie żadne uczulenie.
-Des nie możesz zawsze być taka uparta.-mruknęła przyjaciółka. Zauważyłam, że Zoe i Jasmine wróciły na swoje łóżka. Pewnie nie chciały nam przeszkadzać w tej konfrontacji. A raczej bitwie.
-Doskonale wiesz ,że mogę i jestem, nie będzie mnie nikt badał, bo nic mi nie jest i chodźmy już, bo jestem głodna-warknęła rozdrażniona.
-Des, widać ,że nie jest dobrze, nawet się nie wymalowałaś.-powiedziała zdecydowanie ciszej.
-I to znaczy tyle, że źle się czuje? Może po protu nie chciało mi się malować?-wzruszyłam ramionami i nie czekając na dziewczyny wyszłam z pokoju z delikatnym trzaśnięciem drzwi. Zeszłam po schodach i energicznym krokiem ruszyłam na stołówkę. W pomieszczeniu znajdowali się chłopcy i kilka dziewczyn z naszej klasy, byli też inni goście motelu i trójka naszych nauczycieli, w tym Zayn. Kiedy mnie zobaczył na
początku sali przestał jeść i wpatrywał się we mnie bardzo intensywnie. Od razu przypomniała mi się nocna sytuacja, wiedziałam  jednak ,że nie mogę płakać, przecież zawsze uciekałam do łez. Podeszłam pod szwedzki stół, sięgnęłam po talerz, nasypałam garść płatków zbożowych, dolałam trochę mleka i usiadłam przy wolnym stoliku oddalonym od wszystkich. Zaczęłam mieszać łyżką w talerzu i zastanawiałam się czy powiedzieć o tym Victorii czy lepiej zostawić to tak jak jest? Wiem, że ona nie da mi spokoju
i będzie mnie męczyć pytaniami dlaczego tak dziwnie się zachowuje. Mam przeczucie ,że jej reakcja nie byłaby spokojna gdyby się o tym dowiedziała. ALE CHYBA NIE MA SIĘ CO DZIWIĆ.
Czułam ,że ktoś się we mnie wpatruje. Podniosłam głowę. Miałam rację. Zayn patrzył na mnie. Pewnie chciał się upewnić, że nie zrobiłam nic głupiego, że ze mną nie jest tak źle jak wczoraj, Wiedziałam ,że jego wzrok spoczął na mojej poranionej szyi, dlatego naciągnęłam bluzę do tyłu, aby możliwie jak najbardziej zakryć ślady. Powoli zaczęłam jeść swoje śniadanie i odpłynęłam w swój własny świat. Co zrobiłby Louis gdyby dowiedział się o tej sytuacji? Mam nadzieję ,że Zayn zachowa to dla siebie i nie wygada tego nikomu. Nie chciałabym znów rozmawiać z policją, a jestem święcie przekonana, że to byłoby pierwsze co zrobiłaby moja matka. Nie spytałaby czy dobrze się czuje, a zadzwoniłaby po kolegów "po fachu", a oni z tymi swoimi notesikami pytaliby o każdy najmniejszy szczegół. Nie miałabym siły z nimi o tym rozmawiać, nie miałabym nawet ochoty. Tak się zastanawiam, czy ja urodziłam się pod pechową gwiazdą? Najpierw przeze mnie zginął mój ojciec, moja matka wpadła w wir tej swojej zakichanej pracy, zdradził mnie Max, później to całe zamieszanie z Alexem ,a teraz próba gwałtu przez jakiegoś obrzydliwego pijaka w lesie. Przezwisko "Szczęściara" raczej nie jest dla mnie. Kończyłam już jeść swój posiłek kiedy ktoś zaczął potrącać za moje ramie.
-Mówię do ciebie od dwóch minut a ty nic.-powiedział z wyrzutem przyjaciółka.
-Wybacz zamyśliłam się-bąknęłam obojętnie.
-Widać, a nad czym się tak zamyśliłaś?-spytała podejrzliwie.
-Nad wszystkim.-odparłam i wstałam zabierając pusty talerz, aby odnieść go w wyznaczone miejsce dla brudnych naczyń. Po chwili wróciłam do stolika. Dziewczyny jadły swoje śniadanie.
-Des cholera jasna, co się z tobą dzieje, jesteś inna.-powiedziała Victoria, wiedziałam ,że ta cała sytuacja powoli ją drażni, z resztą mnie też.
-Nic się nie dzieje i przestań mnie ciągle o to pytać Victoria-warknęłam.
-Kolejny powód na to ,że coś jest nie tak-odwarknęła, a ja popatrzyłam na nią pytająco.-Powiedziałaś do mnie Victoria.
-Bo to jest twoje imię. Przynajmniej tak masz napisane na wszystkich dokumentach.
-Ale nigdy nie mówiłaś do mnie w pełnym imieniu, zawsze skrótem.
-Jedz już i skończ mnie denerwować VICKY.-powiedziałam zdenerwowana naciskając na ostatnie słowo. Przyjaciółka chciała coś powiedzieć, ale popatrzyłam na nią srogim wzorkiem i wróciła do jedzenia. Na stołówce byli już wszyscy i panował spory gwar.
-Pójdę na chwile do pokoju, zobaczę czy nikt nie dzwonił-wymyśliłam na szybko i nie czekając na to co powiedzą moje współlokatorki opuściłam sale. Wychodziłam powoli po schodach i usłyszałam:
-Des zaczekaj!-poznałam po głosie ,że to Zayn. Nie byłam pewna ,czy jestem w stanie dzisiaj z nim rozmawiać. Nie odezwałam się nic, tylko kontynuowałam pokonywanie kolejnych stopni. Poczułam delikatne szarpnięcie za przedramię, a w raz z nim stado dreszczy. Musiałam się zatrzymać.
-Tak?
-Możemy chwilę porozmawiać?-spytał ,a ja pokiwałam głową. Przecież tak chciałam rozmawiać z Zayn'em, szkoda tylko ,że na tak głupi temat.
-Ale nie tutaj-powiedziałam.
-Chodź-nadal trzymał moje przedramię i dał mi do zrozumienia abym ruszyła za nim. Znaleźliśmy się za rogiem jakiegoś korytarza na drugim piętrze.
-Des, pewnie się domyślasz o czym chce rozmawiać-zaczął Zayn, a ja kiwnęłam głowa.-Powiedz mi jak się czujesz.
-Jak mam się czuć?-odpowiedziałam mu pytaniem.
-Wiem, że było to głupie pytanie, ale ja muszę wiedzieć, muszę.
-Nie czuje się najlepiej, wciąż mam to w głowie, ale nie wpadnę w depresje dzięki tobie.-on popatrzył na mnie zaskoczony-Ty mnie przecież uratowałeś, więc nie skończyło się to tak jak miało się skończyć. Dziękuje-dodałam. I to była prawda. Gdyby temu facetowi udało się mnie zgwałcić, nie byłabym już tym samym człowiekiem. Straciłabym zaufanie do wszystkich ludzi i zamknęła się w sobie. Na szczęście pojawił się On i mi pomógł. Chciałabym mu to jakoś wynagrodzić, ale nie miałam pojęcia jak. Zwłaszcza ,po tym co zaszło między nami w ciągu tych ostatnich dni.
-Te ślady na szyi-powiedział ostro delikatnie przejeżdżając po nich palcami, ale szybko przestał to robić.
Nie wiem co wtedy poczułam. Sparaliżował mnie strach przed dotykiem, a z drugiej strony było to zadowalające czuć jego dłonie, ciepłe dłonie.... To było dziwne.
-One zejdą-mruknęłam cicho i zakryłam je ponownie bluzą.
-Wiesz, że powinienem powiadomić o tym twoją mamę-nie chciałam usłyszeć tych słów, bardzo nie chciałam. Wydawało mi się jakby Zayn zaczął uciekać wzrokiem.
-Proszę, nie-błagałam cicho.
-Ale...
-Nie musisz, przecież to najgorsze nie miało miejsca, nie chce mieć znów kolejnych problemów z nią, z policją, chcę o tym zapomnieć. Dlatego błagam cie Zayn, nie mów o tym nikomu. Proszę. Nie mów. Zrozum mnie. Proszę-mówiłam z przerwami. Ile razy padło słowo `Proszę`? W moich oczach już zbierały się łzy, ale nie pozwoliłam im spłynąć, nie mogłam na to pozwolić. Zayn nie odezwał się przez chwile tylko się we mnie wpatrywał. Pewnie podejmował decyzje.
-Dobrze. Nie powiem o tym nikomu, ale obiecaj mi ,że nie będziesz o tym myśleć, że nie będziesz przez to smutna.-powiedział twardo.
-Obiecać?-spytała szeptem.
-Obiecaj.-nakazał.
-To trudne.
-Twój wybór.-musiałam się chwile zastanowić. Nie chciałam aby ktoś się o tym dowiedział, a przecież nie zapomnę o tym w dwa dni.
-Obiecuje-mruknęłam. Zayn kiwnął głową.
-Mam nadzieje ,że dotrzymasz obietnicy, będę miał cie na oku-powiedział i odszedł korytarzem. Pewnie musiał wrócić na stołówkę. Nie chciałam ,żeby odchodził, chciałam aby mnie przytulił, może pocałował, tak jak zrobił to kiedyś. Wydawało mi się ,że to właśnie pomogłoby mi wrócić do normalności, pomogłoby mi zapomnieć, nawet jeśli teraz będę bała się obcego dotyku, to wiem ,że jego dotyk mógłby mi pomóc. Tak czuję. Ale przecież Zayn nie mógł tego zrobić ,na pewno nie tutaj. Nawet śmiem twierdzić, że już nigdy tego nie zrobi, nigdy mnie nie przytuli, nie pocałuje, a ta myśl bolała i raniła mnie wewnętrznie. Ale chyba sama zawiniłam, nie mogłam mieć tego za złe. Westchnęłam i cicho ruszyłam na dół do naszego pokoju. Nie wzięłam nawet kluczy od Zoe jednak nacisnęłam na klamkę. Było otwarte.
Weszłam do środka, a na łóżkach siedziały dziewczyny.
-Miałaś iść do pokoju-od razu wyskoczyła Vicky.
-Wiem, ale tego nie zrobiłam, byłam zaczerpnąć trochę powietrza.-odpowiedziałam normalnie. Sięgnęłam po telefon, który leżał przy moim łóżku i zobaczyłam nieodebrane połączenie od mamy. Z telefonem w ręku udałam się do łazienki, aby oddzwonić.
-Des, czemu nie odbierałaś?!-zapytała mama.
-Jadłam śniadanie, a nie mam gdzie schować telefonu, nie mam kieszeni.-wytłumaczyłam.
-Okej. Powiedz jak tam macie? Wszystko jest w porządku?
-Tak mamo, wszystko jest super, mamy zadania, mieliśmy ognisko, świeże powietrze. Niebo-i piekło.
-Chyba tego świeżego powietrza ci zazdroszczę. Musimy pojechać do babci na wieś.-kiedy mama powiedziała ostatnie zdanie uśmiechnęłam się. Sama z chęcią pojechałabym do babci, tak dawno jej nie widziałam bardzo mi jej brakuje, a jestem pewna ,że jej ramiona byłyby idealną ostoją i pocieszeniem.
-Tak, masz racje-uśmiechnęłam się.
-Des twój głos jest jakiś smutny-powiedziała poważnie.
-Nie, wydaje ci się ,po prostu się nie wyspałam-skłamałam na szybko.
-No dobrze, a wiesz co dzisiaj będziecie robić?
-Nie, musimy zejść na dół i tam się pewnie dowiemy mamo.
-Wracacie w piątek wieczorem tak? Mam cie odebrać?
-Tak w piątek ,a z resztą zadzwonię ci i wszystko powiem. Teraz muszę iść. Kocham cię Mamo pa.
-Kocham cię córeczko-usłyszałam i rozłączyłam się. Wyszłam z łazienki i rzuciłam telefon na łóżko. Vicky wpatrywała się we mnie skupiona.
-Gadałam z mamą-powiedziałam.-Idziemy już na dół?-spytałam.
-Tak-odpowiedziała i wszystkie cztery opuściłyśmy pokój. Zoe klucz oddała na recepcji i usiadłyśmy na głównym holu.
-Ciekawe co dzisiaj będziemy robić-zaczęła Jasmine.
-No własnie, teraz tylko czekać na informacje.-odparła jej Zoe. Szczere mówiąc dzisiejszy plan dnia miałam bardzo daleko w tyle. Najchętniej rzuciłabym się na łóżko i zasnęła uciekając od beznadziejnych wspomnień minionej nocy i tych dziwnych myśli krążących wokół osoby Zayna.
-Skoro już wszyscy jesteście gotowi ,dzisiaj będzie jedno główne zadanie które zajmie wam sporo czasu. Dostaniecie mapy każda grupa ma swój kolor taki jak przy namiotach. Wyruszacie z różnych miejsc, my jako wasi opiekunowie was tam zaprowadzimy, ale do celu musicie dojść sami. Nie możecie oszukiwać. Każda grupa musi wybrać kapitana, który dostanie od nas zegarek z nawigacją, więc jeżeli zboczycie z drogi my się o tym dowiemy bo wyświetli nam się to na ekranach tabletów i grupa zostanie zdyskwalifikowana, tak samo w przypadku wyłączenia zegarka bądź zgubienia. Drogi nie są niebezpieczne, ale mogą was czekać małe przeszkody.-powiedziała pani Stewart. Gdybym była w dobrym nastroju ten pomysł na pewno by mi się spodobał.
-Kto chce być kapitanem grupy?-zapytał Oscar.-Des chcesz nim być?-zwrócił się do mnie.
-Nie, ja nie, może Mike lepiej się nadaje ,albo Bill-odpowiedziałam markotnie i odsunęłam się na bok. Popatrzyli na mnie dziwnie ale zaczęli się naradzać i kapitanem został Bill. Wręczyli nam czerwoną mapę z narysowanym planem lasu i okolic oraz grubą zieloną linia ,po której mamy się poruszać, aby dojść do celu.
-Więc drużyny ruszamy na miejsca-powiedziała Davis po wręczeniu tych zegarków z nawigacją. Ciekawe skąd szkoła ma na takie gadżety, a z resztą co mnie to interesuje? Jak cień ruszyłam za moim zespołem i po chwili podszedł pode mnie Oscar.