wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 9

Zbliżałam się w ich stronę i mogłabym przysiąc ,że kojarzę skądś tą sylwetkę. Kiedy dzieliło mnie jakieś siedem metrów doskonale poznałam tą osobę. Zayn Malik stoi z moim psem w dodatku wyglądał podobnie do mnie. Miał białe air maxy, tyle ,że on miał całe białe, miał czarne dresy, czerwoną koszulkę i snapback'a w tym samym kolorze co koszulka. Uśmiechnęłam się przez ułamek sekundy i wróciłam do złego wyrazu twarzy.
-Luna-powiedziałam głośno-Niegrzeczna jesteś, nie ładnie-podeszłam pod nich jak najbliżej, a biała skruszona skuliła ogon.
-Dziękuje panu za złapanie jej ,kiedy widzi wiewiórki jest jak demon-powiedziałam i wystawiłam rękę po smycz. Podał mi ją.
-Drobiazg. Ale jest śliczna-pogłaskał ją ,a ona uniosła uszy ,to znak że go polubiła i jej się spodobał.
-Gdyby nie pan goniłabym ją dalej ,a ona dalej goniłaby wiewiórkę ,błędne koło-zamarudziłam, a on się zaśmiał gardłowo. Nie słyszałam jak się śmieje tak zwyczajnie ,słyszałam tylko drwiący śmiech, ale teraz stwierdzam ,że fajnie mu to wychodzi. Jeszcze raz przebiegłam po nim wzrokiem od góry do dołu i zaśmiałam się pod nosem, wyglądamy na prawdę podobnie ,dobre sobie ,nie sądziłam ,że ten facet ma aż tak dobry gust.
-Widzę ,że z tobą jest lepiej-powiedział. Przypomniało mi się co powiedziałam mu po szkole ,postanowiłam zrobić coś ,czego pewnie nikt by się  po mnie nie spodziewał.
-J..um..ja chciałam przeprosić pana ,za to ,że nazwałam pana dupkiem.-wyrzuciłam z siebie i zaczerwieniłam się, nie wiedziałam co było tego przyczyną.
-Za dupka się nie obrażę ,ale ty nazwałaś mnie Żałosnym Dupkiem ,który się wymądrza-powiedział uśmiechnięty ,czyli żartował. Taką miałam nadzieje.
-Wiem ,mam tak jak się denerwuje ,jeszcze raz przepraszam.-powiedziałam głośniej.
-Udam ,że tego nie było-odpowiedział i zobaczyłam jak w nasza stronę biegnie biszkoptowy labrador ,był śliczny, ale lekko się wystraszyłam. Malik się odwrócił kiedy dostrzegł ,że na coś patrze, a pies po chwili skoczył na jego. Malik go pogłaskał.
-No jesteś wreszcie-powiedział do psa mierzwiąc mu futerko.
-To pański?-spytałam. Bezsensu pytanie ,bo to było oczywiste ,ale chciałam jakoś pociągnąć rozmowę. No właśnie...ale po co?
-Tak.
-Śliczny jest ,mogę go pogłaskać?
-Jasne-podeszłam pod zwierzaka i delikatnie palcami przejechałam przez jego sierść na szyi i grzbiecie. Serio jego futerko było miękkie. Zrobiłam się śmielsza i pogłaskałam go po głowie, a pies usiadł zadowolony.
-Jak się wabi?-spytałam nie odrywając wzroku od psa.
-Scoby-odpowiedział Malik
-Cześć Scooby-Doo!-pisnęłam i uśmiechnęłam się ,a pies zamerdał ogonkiem. Miałam kiedyś labradora ,ale potrącił go samochód i ciężko byłoby mi mieć drugiego psa tej rasy , Rex był kochany i kochał zabawę. Śmieszne jest to ,że nigdy nie mieliśmy jakiegoś agresywnego psa ,zwykle wszystkie potulne jak baranki ,ale każdy nienawidził kotów, wiewiórek ,ptaków i małych zwierzątek.
-Nie Scooby-Doo ale Scoby-poprawił mnie.
-Okej okej, Scooby-Doo twój pan chyba nie wie jak cie nazwał-zażartowałam ,a Malik znowu się zaśmiał.
Scoby podniósł się i przeszedł kawałek dalej zajmując miejsce obok Luny ,którą najpierw obwąchał jak to każdy pies. Dziwne ,że zwierzęta nie czują skrępowania.
-Pan również ma pięknego psa-wyjechałam nagle.
-Dziękuje w jego imieniu-uśmiechnęłam się lekko.
-Luna chyba czas się zbierać-powiedziałam ,ale biała nie drgnęła. Leżała na trawie i ani jej się śniło ruszać tyłka. O nie tak nie będzie, na za dużo sobie dzisiaj pozwoliła.
-Chyba jej się nie uśmiecha opuszczać tego parku-powiedział Malik.
-Tsaa i co ja mam teraz zrobić, pasowałoby wracać do domu-mruknęłam.
-Posiedź tu z nią jeszcze chwile, może później zdecyduje się pójść.
-Może i racja-powiedziałam i usiadłam obok mojego psa na trawie. Mój wychowawca popatrzył na mnie chwile i usiadł z drugiej strony obok swojego psa. Mam z nim tutaj siedzieć? Z moim nauczycielem mam siedzieć w parku? Wow dziwnie się czuje, chyba czuje się lekko zawstydzona ,bo to taka pierwsza sytuacja ,unikam nauczycieli jak ognia...
-Des mogę o coś spytać?-wyrwał mnie głos Pana Bruneta.
-Tak-odpowiedziałam robiąc siad skrzyżny.
-Dlaczego taka jesteś?-rozszerzyłam oczy.
-Taka? To znaczy?
-Nosisz maskę.-jeszcze większe zdziwienie ,co kurwa?
-Maskę?-prychnęłam.
-Maskę. W te wszystkie dni w szkole udawałaś chamską dziewczynę mającą wszystko daleko w tyle, teraz jesteś normalną, zabawną dziewczyną.-wyjaśnił pokrótce.
-To nie maska ,ja po prostu nauczyłam się być zołzą i tyle.-wzruszyłam ramionami.
-Teraz jesteś inna, na pewno nie zołza.
-Bo teraz nie mam powodu być zołzą ,w szkole muszę ,żeby nikt nie wszedł mi na głowę-dlaczego ja mu to mówię? Okej...jest naszym wychowawcą ,ale nie muszę mu tego przecież mówić ,znam go kilka dni.
-Taa dość proste-prychnął.-Może się mylę ,może nie ,ale wiem że inni woleliby miłą Des ,a nie Des z ciętym językiem i upartą jak stado osłów-zaśmiałam się. Normalnie gdyby ktoś mi tak powiedział zabiłabym go wzorkiem, a potem nagadałbym mu przykrych słów ,tym razem tak nie było. Rozśmieszył mnie.
-Już nie dbam o to co myślą inni.-powiedziałam i pogłaskałam najpierw Lunę ,potem Scobi'ego.
-Dla przyjaciół też jesteś taka?-spytał skubiąc źdźbła skoszonej trafy, zaprzeczyłam kręcąc głową. Westchnął.
-Muszę być wredna, bo...-wypaliłam po chwili. Popatrzył na mnie pytającym wzorkiem.
-Bo?
-Kiedy zmarł mój tata załamałam się tak jak moja mama i mój brat ,kochałam go nad życie ,był moim bohaterem jak to zwykle bywa ,po jego śmierci przez mały okres czasu zamknęłam się w sobie ,byłam cicha, nie odzywałam się ,tuliłam swojego misia i chodziłam z nim wszędzie ,miałam trzynaście lat ,ale tego misia dał mi go tata na piąte urodziny ,to była pamiątka. Inne dzieci pff dzieci..inni uczniowie wyśmiewali się ze mnie wyzywając od dziwolągów po upośledzoną, nie pokazywałam bólu na zewnątrz, ale w środku on mnie rozrywał, zwłaszcza ,że to było po śmierci kogoś tak bliskiego.-zrobiłam przerwę biorąc oddech ,wzrok wlepiłam w buty- Później kiedy zaczęłam dochodzić do siebie i byłam starsza postanowiłam być tak wredna jak oni wobec mnie i w Liceum tak się stało. Zaczęły się problemy ze mną i schody, a ja tego nie zmieniłam-zatrzymałam się podnosząc wzrok, Malik słuchał uważnie-Mama nie radziła sobie ze mną ,bo po prostu nie chciała sobie radzić, zajęła się pracą i tyle ją obchodziło. Mój starszy brat mi pomagał, tylko dzięki niemu się uśmiechałam ,ma tyle lat co pan-uśmiechnęłam się na wspomnienie o Louisie-ale zachowuje się co najwyżej na szesnaście. Dlatego jestem zołzą ,żeby odegrać się na innych ,za to co kiedyś przeżyłam ja sama.-zakończyłam. Niesamowite ,że się mu zwierzyłam, uprzednio wyzywając go od dupków, ale ma tak ciepłe te cholerne brązowe, głębokie oczy ,że byłam pewna ,że u niego moje informacje będą bezpieczne ,zachowa to dla siebie. Jeśli będzie inaczej to jeszcze bardziej utwierdzi mnie w przekonaniu ,że każdy nauczyciel to dzieło Szatana.
-Jesteś niesamowicie silną dziewczyną Des i z tego co mówisz to również nią byłaś, trzymałaś ból w środku nie pokazując tego ,to naprawdę trudne. Może cie nie znam dobrze ,ale da się to wyczytać teraz z ciebie
kiedy tutaj siedzisz. Tylko wydaje mi się ,że niepotrzebnie jesteś aż tak, jak to określiłaś,
zołzą ,wredną zołzą. Byłabyś jeszcze lepsza gdybyś była taka jaka jesteś teraz. To, że inni kiedyś ci dokuczali nie oznacza ,że twoim obowiązkiem jest odwdzięczyć się innym ludziom, nie musisz popełniać błędów innych, wiesz ,że dobro zwycięża nad złem. A ty nie jesteś złą dziewczyną, ty udajesz ,że jesteś zła i nieznośna.
-Skąd pan ma pewność?
-Widać to chociażby jak traktujesz psa. Ciągle go głaszczesz, widziałem jak rozmawiałaś z mamą, wybaczyłaś jej wszystko za co się na nią pogniewałaś, masz dobre oceny, byłaś ucieszona jak rozmawiałaś z kimś przez telefon dzisiaj po szkole, ktoś najwyraźniej sprawił ci radość, pomogłaś przyjaciółce z zadaniem, o i przeprosiłaś nawet mnie za swoje słowa-posłałam niepewny uśmiech -Jesteś naprawdę dobra Des.
-Ja lubię sprawiać przykrość innym-bąknęłam.
-Nie lubisz-powiedział twardo-Tak sobie ubzdurałaś tylko.
-Nie wydaje mi się, wolę być taka jak jestem już od dawna ,tak mi łatwiej, ale dziękuje za rozmowę i proszę o dyskrecje-podniosłam się gwałtownie budząc Lunę. Leniwie się podniosła.
-Chodź-szarpnęłam lekko za smycz ,a ona zrobiła kilka kroków.
-Des...
-Dziękuje za złapanie jej, do widzenia-nie pozwoliłam mu skończyć tylko szybko odeszłam. Wiedziałam ,że posunęłam się stanowczo za daleko opowiadając mu o tym ,nigdy nikomu tego nie mówiłam jeśli znałam dopiero kilka dni, więc dlaczego do cholery powiedziałam to jemu?
Słyszałam, że zawołał mnie parę razy, ale szłam dalej. Kiedy wydawało mi się ,że jestem daleko, odwróciłam się ,sama nie wiem po jaką cholerę, ale on szedł powoli i również patrzył w moją stronę. Szybko zabrałam wzrok i jeszcze przyspieszyłam kroku. Ściemniało się powoli ,a ja akurat wchodziłam do domu.
Dobrze ,że był piątek ,może Malik zapomni o tej rozmowie do poniedziałku.
Byłam głupia jeśli w to wierzyłam.

________________________________________________________________________________
Nie oskubcie mnie ze skóry ,za to ,że ten rozdział jest taki sielankowy i spokojny i mało się dzieje.
Des chyba wariuje, przeprosiła żałosnego dupka ,no cóż.
Powoli powoli będzie między nimi coraz więcej się działo.
Ahaa i:
Mam już prolog i pierwszy rozdział w nowym fanfiction ,nazwy jeszcze nie zdradzę ,ale
kiedy nastąpi uwaga:  HAHAHA PREMIERA ,TO NIE WIEM
Może za jakiś tydzień ? Pasowałoby? Ale to jeszcze przemyślę.
Kocham was i DZIĘKUJĘ za wszystkie komentarze ,wyświetlenia i za czytanie.