wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział 21

Powiedział i odwrócił się na pięcie po czym wyszedł z mojego pokoju. Doznałam tak zwanego szoku. Co? On chyba żartował prawda?! Nie myśląc więcej wybiegłam z pokoju. Louis schodził już ze schodów.
-Louis zaczekaj!-krzyknęłam. Odwrócił się.
-Czego chcesz?-zapytał.
-Ty żartujesz prawda? Powiedz ,że żartujesz!
-Nie Des, nie żartuje. On będzie drużbą czy ci się podoba czy nie. Uzgodniliśmy to z Sarah jakiś czas temu.
-A nie moglibyście..
-Nie.-przerwał mi i tym samym mnie zdenerwował.
-To poszukajcie sobie nowej druhny-odpowiedziałam wkurzona i zniknęłam za drzwiami pokoju trzaskając nimi głośno i zamykając na klucz. Wszystko jak zawsze zwraca się przeciwko mnie. No ale kuźwa, czy Louis nie rozumie ,że Zayn to mój nauczyciel i mi będzie głupio? Na pewno ma innych kolegów ,ale ja wiem ,że uprze się przy Maliku ,bo za wszelką cenę będzie chciał ,żebym go polubiła ,albo po prostu robi mi na złość. Nie mam zamiaru być z nim w parze ,nie wytrzymałabym nerwowo i wcale nie czułabym się dobrze na ślubie własnego brata. Miało to być najlepsze wesele pod słońcem ,a przeczuwam ,że będzie odwrotnie. Czułam ,że ciśnienie mam wysokie, chyba zbyt wysokie. Podniosłam telefon z szafki ściągnęłam jeansową kurteczkę z wieszaka i założyłam ją. Otworzyłam drzwi i szybkim krokiem zeszłam na dół. Nawet nie spoglądałam w stronę kuchni, a wiem ,że tam siedzieli.
-Des możesz tu przyjść?!-zawołała mama ,ja nawet nie odpowiedziałam. Pośpiesznie włożyłam na stopy moje białe Converse i wyszłam z domu. Nie miałam pojęcia gdzie chce iść ,ale gdzieś iść musiałam. Byłam głodna ,ale nie wzięłam pieniędzy. Podbiegła Luna. Pogłaskałam ją chwile i skierowałam się do bramki. Nawet nie zdążyłam jej otworzyć, a przed bramką stanął ni stąd ni zowąd Max. No tak kurwa jeszcze jego tutaj potrzeba.
-Cześć Des-powiedział i otworzył bramkę wchodząc na moje podwórko. Spojrzałam na niego i widziałam ślady bójki na jego twarzy. Pewnie dlatego nie było go w szkole, ktoś spuścił mu łomot.
-Do widzenia-odpowiedziałam. Zamknął furtkę nie zważając na moje pożegnanie.
-Możemy pogadać?-zapytał uśmiechając się krzywo.
-Nie ,śpieszę się.-warknęłam.
-Nie zajmie ci to długo ,chce ci coś powiedzieć.
-A ja mam w dupie to co ty chcesz powiedzieć. Nie rozumiesz ,że między nami jest definitywny koniec i sprawiłeś ,że znienawidziłam cie tak jak nigdy wcześniej nikogo?!-powiedziałam nieco głośniej i oparłam się o słupek przy ogrodzeniu. Nie dość ,że byłam wkurwiona na Louisa to jeszcze on pogarsza mój stan psychiczny.  Zrobił krok w moją stronę i tym samym był bardzo blisko mnie. Drażnił mnie jego zapach już nie ten sam ,fajny co zawsze ,ten zapach mnie mdlił. Na prawdę. Wszystko co dotyczy Max'a mnie obrzydza.
-Słuchaj kotku ja wiem ,że udajesz, pójdę o tysiąc ,że wrócisz do mnie za jakiś czas aż się uspokoisz-zaśmiałam się nerwowo. Podszedł jeszcze bliżej i wydawał się taki pewny siebie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz "Kotku"-prychnęłam i chciałam go odepchnąć ,ale on złapał mnie za obydwa nadgarstki. Zmarszczyłam brwi.
-Chcesz się przekonać kto ma racje?-zapytał.
-Spieprzaj-syknęłam. Unieruchomił mnie i zbliżał swoją twarz do mojej. Chciałam się wyrwać ,ale on był silniejszy. Wtem drzwi od domu otworzyły się z hukiem i Max odskoczył ode mnie. Louis szybko pokonywał drogę jaka nas dzieliła. Był wkurwiony, o tak.
-Szukasz tu czegoś Evans?!-warknął i podszedł do Max'a.
-Siema Louis nie wiedziałem ,że wróciłeś-odpowiedział Max. Brat złapał go za szmaty i przycisnął do siebie. O cholera.
-Louis uspokój się i zostaw go ,nie warto-podeszłam i chciałam go odciągnąć.
-Wypierdalaj stąd dzieciaku i więcej się tu nie pokazuj ,bo może spotkać cię coś złego ,czego nie chcemy prawda?!-powiedział Louis z takim jadem ,że ja sama się przeraziłam. Tak jak i Max ,który potulnie pokiwał głową.
-Jasne Louis ,wybacz.-Louis puścił go i palcem wskazał na furtkę rozkazując mu wyjść.
-Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się do Des ,nie będzie przyjemnie pamiętaj ,a teraz won!-pół krzyknął Louis ,a Max jak za dotknięciem różdżki opuścił naszą posesję. Stałam z otwartą buzią i nie mogłam uwierzyć ,że Louis potrafi być taki przerażający samym sposobem mówienia. Wow zaimponował mi i to bardzo. Patrzyłam jak Max szybko odchodzi ulicą ,a potem wzrok przeniosłam na brata. Linia jego szczęki była prosta ,a policzki drgały z nerwów. Wiem ,że powstrzymywał się ,żeby mu nie przylać.
-Des wszystko okej, nic ci nie zrobił?-zapytał już spokojniej i potarł ręką moje plecy.
-Nie ,wszystko okej ,ale ty...Louis wow, on się ciebie przestraszył-powiedziałam.
-Taki był mój cel ,nie chciałem go bić w końcu jest dużo młodszy ale postraszyć można. Mam nadzieje, że da ci spokój. Po co tu był?
-Chce mi coś powiedzieć. Mówiłam ,że nie mam zamiaru go słuchać ,ale on coś tam gadał swoje.
-Dupek-syknął-Chodź do środka-zaproponował Louis. I wtedy do mnie dotarło ,że chwile wcześniej pokłóciłam się z Louisem o siedzącego w środku Malika.
-Nie ,idę pa-odpowiedziałam już bez emocji i szybko wyszłam przez furtkę.
-Gdzie idziesz i kiedy będziesz?-zapytał Louis. Przystanęłam na chwilę.
-Nie wiem, gdzie mnie nogi zaniosą.
-Des jutro szkoła-przypomniał.
-Tak jak i pojutrze i po pojutrze i w czwartek i piątek-skomentowałam i wznowiłam swój marsz. Wiedziałam ,że Louis odpuścił i wrócił do domu. Wiedziałam gdzie powinnam pójść. Skręciłam w prawo w uliczkę po której chodzę ,żeby dostać się do miejsca, które jest dla mnie bardzo bolesne. Udałam się na Cmentarz odwiedzić tatę. Po piętnastu minutach byłam na miejscu. Wyłączyłam telefon. Zawsze tak robię na spotkaniu z tatą ,nie lubię gdy ktoś nam przeszkadza. Przeszłam przez wielką metalową bramę ,mijałam betonowe chodniczki wokół grobów i skierowałam się na dobrze znane mi miejsce. W sercu cmentarza był szaro-czarny grób z kamienia, a na nim ta zimna tabliczka

Fred Tomlinson żył lat 40 ,zmarł 5.03.2009r. Zginął śmiercią tragiczną.

Odmówiłam modlitwę za dusze taty i usiadłam na małej drewnianej ławeczce po prawej stronie grobu.
-Cześć tato ,sprawy się pokomplikowała prawda? Wiem ,że nie jesteś ze mnie dumny ,wiem ,że źle zrobiłam całując nauczyciela ,ale może usprawiedliwię się tym ,że mój mózg nie funkcjonował zbyt dobrze? Wiem ,że to głupie tłumaczenie ,ale chyba mnie rozumiesz. Człowiek uczy się na błędach. W dodatku ten sen. Tato czy to prawda? Czy ten koszmar to prawda? Czy to moja wina? Gdyby nie ja, ty byś żył? Bardzo nie chce o tym myśleć, ale gdzieś w głębi siebie wiem ,że może to być prawda. Przepraszałam już cie tyle razy, choć powtarzali mi ,że to nie moja wina, ja czułam ,że mają do mnie żal ,ale go ukrywają. Proszę tato ,pilnuj mnie, kiedy zbocze na złą drogę zatrzymaj mnie i sprowadź na tą dobrą, bo ja sama nie dam sobie rady.-popatrzyłam na czarno białe zdjęcie uśmiechniętego taty i bardzo za nim zatęskniłam. Chciałabym cofnąć się w czasie do mojego dzieciństwa, do czasów kiedy razem z Louisem i z tatą robiliśmy wyścigi ,babki z piasku ,domki na drzewie, graliśmy w piłkę, w berka. Zawsze pozwalali mi wygrywać, No cóż bądź co bądź byłam dziesięć lat młodsza od Louisa.
-Pewnie cieszysz się ,że Louis wreszcie się żeni. Jestem pewna ,że Sophie by ci się spodobała. W końcu to ona pomogła wyjść Louisowi z depresji po starcie ciebie. Mam nadzieje ,że nad nim też czuwasz ,tak jak i nad mamą. Nie uważasz ,że ona zbyt dużo pracuje? To nie wyjdzie jej na zdrowie ,ale ona nie chce się przekonać. Czasem mam dość tego życia i wcale go nie rozumiem. Może jeszcze jestem zbyt głupia i zbyt młoda? Nie mam pojęcia. Wiesz tato ,że cie kocham i wiesz jak bardzo mi ciebie brakuje. Chciałabym ,żebyś był ze mną. Przytulił i zaśpiewał to co zawsze-na wspomnienie kołysanki mojego taty skapnęły mi dwie niewinne łzy. Przestałam mówić już do taty, choć zawsze to robię i nigdy nie obchodzi mnie to ,że ktoś może uznać to za wariactwo. No bo jak gadać do kamiennego grobu? Ale ja wiem ,ja jestem pewna ,że tata mnie słyszy ,mnie rozumie dlatego to robię. Wpatrywałam się w jeden palący znicz ,co oznaczało ,że Louis był tu i zapalił. Zrobiło się chłodno ,niebo zasłoniły czarne chmury. Nie podobało mi się to bo byłam ubrana w letni strój ,ale nie chciałam jeszcze odchodzić. Tu przy tacie było mi dobrze.
Mogłam odpocząć od wszystkich i w ciszy pomyśleć nad wszystkim. Mogłam opowiedzieć wszystko tacie tak jakbym mówiła do niego żywego. Gnębiła mnie jedna myśl. Powiedziałam bratu w nerwach ,żeby znaleźli sobie nową druhnę. Nie miałam tego dokładnie na myśli ale byłam zbyt wkurzona ,żeby to przemyśleć. Ja marze o tym by być na ich ślubie kimś dość ważnym ,ale nie chce być z Malikiem. To znaczy inaczej, jest przystojny wow, ale nie mogę  ,nie po tym co zrobiłam. Przecież ja mu nie spojrzę w oczy.
Może i mi się podobał ten pocałunek ,bo był inny niż moje pozostałe ,ale to był ten zakazany, a wiadomo ,że zakazany owoc smakuje najlepiej. Nigdy bym się nie spodziewała ,że to będzie kolega Louisa ,że tak sprawy się potoczą. Może gdyby on nie był moim nauczycielem wyglądało by to inaczej? Wtedy nie miałabym takich wątpliwości. W końcu Louis ma tyle samo lat co on i dobrze się dogadujemy ,więc z Malikiem też raczej nie maiłabym problemów. Ale o czym ja myślę! Musze wybić sobie takie głupoty z głowy. Siedziałam już długą chwile w milczeniu i wpatrywałam się w kwiaty na grobie albo na zdjęcie taty. Potarłam rękami o ramiona bo czułam wszędzie gęsią skórkę. Nawet zerwał się wiatr.
-Des chodź już do domu.-usłyszałam za sobą głos Louisa i się wzdrygnęłam. Powoli odwróciłam głowę w jego stronę.
-Nie było cię w domu przez trzy godziny już dziewiętnasta.-dodał chwile później. Pokiwałam głową i wstałam z ławeczki. Louis natychmiast założył mi swoją kurtkę na ramiona. Ja czekałam aż się pomodli.
-Pa tato-szepnęłam i ruszyliśmy drużką w górę cmentarza.
-Wiedziałem ,że cie tu znajdę.-odezwał się Louis.-Zawsze tu przychodziłaś gdy miałaś dość-dodał, ale to własnie prawda.
-Tsa-mruknęłam.-Louis przyjechałeś samochodem z Walii?
-Tak ,nie chciałem się tułać pociągami ,wsiadłem w samochód i o to jestem, nie zauważyłaś go wcześniej?
-Jakoś nie-wzruszyłam ramionami i wsiadłam na miejsce pasażera.
-Przeszło ci już?-spytał Louis.
-To znaczy?
-Twoja złość.
-Moja złość?-zapytałam, a on pokiwał głową.
-Na prawdę mamy szukać nowej druhny? Chcesz nas zranić Des?
-Nie! Nie chce! Ale Louis czy ty byś się dobrze czuł idąc w parze z nauczycielem?
-Kurcze Des ,ale Zayn jest na zastępstwie, będzie uczył cie tylko dwa miesiące, poza tym między wami nie jest duża różnica, jakoś ze mną potrafisz się dogadać ,a w dodatku to tylko jeden dzień i noc ,potem możesz się z nim nie zadawać. Ale przypominam ,że chciałaś jakiegoś seksownego i przystojnego partnera ,a podobno Zayn to niezłe ciacho i w dodatku wolny ,bo rozstał się niedawno z dziewczyną-poruszył śmiesznie brwiami.
-Mimo wszystko to mój nauczyciel-mruknęłam.
-Ale tylko chwilowo. Nie bądź dzikusem, na weselu zapomnisz o tym ,że on cie uczy. Poza tym to tylko wuefista nie profesor matematyki.
-Niby tak-przytaknęłam i oparłam głowę o szybę. I co ja mam teraz robić ,jak o tym myśleć? Jak sobie to pookładać w głowie?
-Przyznaj się ,że ci się podoba-powiedział zabawnie Louis.
-Kto?
-Miś Gogo.-fuknął.-Zayn.-szczęka mi opadła ,przecież się nie przyznam ,że TAK.
-Nie wiem ,nie patrzę tak na niego.
-Widać po tobie ,że kłamiesz. Huhu Des.. dlatego nie chciałaś zejść do kuchni.
-Spadaj Louis-warknęłam i przewróciłam oczami. Miał rację ,podoba mi się, ale to przecież nie możliwe.

-_____________________________________________________________________________-
Ktoś z was zadał mi pytanie czy założę aska blogowego ,chcecie?
Piszcie w komentarzach :)

MACIE ! http://ask.fm/suunshinexd