niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 7

Wiedziałam ,że mam przejebane, ale ta złośliwa jędza mnie wytrąciła z równowagi ,nazwała mnie gówniarą!
-Przepraszam ,ale ta pani nazwała mnie gówniarą i kazała sprzątać korytarz.-powiedziałam na swoją obronę.
-Des to już nie pierwszy raz kiedy wpadasz w konflikt z pracownikami tej szkoły ,dostałaś uwagę i nic z tego nie robisz! A ty Barbaro dlaczego nazwałaś ją gówniarą?
-Pani wybaczy ale godzinę temu wyszorowałam korytarz, a Tomlinson wylała na niego jakąś maź i to już zaschło ,najpierw grzecznie powiedziałam ,żeby została i posprzątała to po sobie ,ale ona się stawiała więc kazałam jej sprzątać za kare cały ,a potem pani już słyszała wystarczająco-odpowiedziała te wredna ropucha. Co? Ona powiedziała mi coś grzecznie? Wydarła się i kazała od razu sprzątać cały!
-Ale..-zaczęłam.
-Milcz Des ,zostajesz na kilka minut i posprzątasz to-warknęła Morgan i wskazała na plamę. Super ,że nawet nie wysłuchała mnie do końca.
-Wy obie jesteście siebie warte, takie same jędze-powiedziałam coraz bardziej rozdrażniona. Oczy Morgan pociemniały.  Dlaczego najpierw robię, potem myślę? Gdybym nie wtrąciła swojej bystrej uwagi (chociaż prawdziwej) posprzątałabym to coś i miała wolne.
-Pani Trey ma racje ,sprzątasz za kare cały korytarz i wzywam twoją mamę ,masz naganne zachowanie.-powiedziała twardo i razem z Trey odeszły. Pokazałam im środkowy palec, jaka szkoda ,że go nie widziały. I tak nie miałam nic do stracenia. Zadzwonił dzwonek i wszyscy udali się do klas. Rzuciłam plecakiem o ścianę. Kurwa! Pociągnęłam się lekko za włosy, żeby choć trochę ochłonąć.
Woźna podeszła wręczając mi mopa i wiadro z detergentem śmiejąc się przy tym krzywo. Zmrużyłam oczy i wyszarpałam jej mopa z reki. Prychnęła i odeszła dalej, śmiejąc się beznadziejnie. "Boże daj mi siłę i opanowanie bo zaraz coś zorbie w tej szkole ,a tego nie chce"  mówiłam w duchu. Związałam włosy w koka, gumką którą zawsze nosze na lewym nadgarstku i musiałam zabrać się za sprzątanie.
Zaczęłam moczyć mopa, wyciskać go i ścierając na początku rozlaną ciecz. Rzeczywiście zdążyło przyschnąć i szło ciężko. Co ten chłopak tam niósł ,że takie to trudne? Jak go spotkam to nie wiem jeszcze co mu zorbie. Przez jego niezdarność mam kare. Zdenerwowanie było wymalowane na mojej twarzy bardzo wyraźnie, a to przez to, że moja kara była tak naprawdę nie sprawiedliwa, Trey uwzięła się na mnie. Po jakiś pięciu minutach umyłam zaledwie kawałek korytarza ,a  bolały mnie już ręce od ciągłego wyciskania mopa ,ta plama była cholernie uparta. Przesunęłam wiadro i zaczęłam myć dalej. Kiedy byłam już przy końcu i zostało mi jakiś metr do umycia zobaczyłam jak do szkoły wchodzi moja mama. Miała zły humor, ruszyła w stronę pokoju nauczycielskiego nie zauważając mnie. Odłożyłam wiadro z mopem i przez myśl przeszedł mi pomysł ,żeby wylać tą brudną wodę prosto na głowę woźnej ,ale wiedziałam ,że to ja byłam na pozycji przegranej i to wcale nie było dobrym pomysłem. Poszłam po plecak ubierając go później na plecy. Oparłam się o ścianę i czekałam, nie wiedziałam dokładnie na co ale wiedziałam ,że na pewno nie na pochwałę ani na prezenty. Po pięciu minutach mama przyszła razem z Morgan. Och czyli wszystko co złe
i zbyt wykolorowane Morgan przekazała mojej mamie. A miałyśmy piec babeczki...
-Des co ty sobie wyobrażasz ,nie tak cie wychowałam ,uczyłam cie szacunku dla starszych, a ty tak się odnosisz?!-zaczęła naskakiwać mama. Nie odezwałam się tylko patrzyłam.
-Masz natychmiast przeprosić obie panie!-krzyknęła i zjawiła się też woźna ,miałam ochotę zwymiotować.
-Teraz!-nakazała
-Sory-mruknęłam ,a mama paliła mnie wzrokiem. Wiedziałam ,że muszę postarać się bardziej. Było mi ciężko ,ale musiałam.
-Przepraszam za moje zachowanie ,to już się nie powtórzy-bąknęłam niechętnie.
-Miejmy nadzieje. W poniedziałek porozmawiam z twoim wychowawcą i dyrektorem i zobaczymy jakie poniesiesz konsekwencje, teraz już nie zdążę ,muszę wyjść ze szkoły ,ciesz się dobrym weekendem Des-skomentowała Morgan i biorąc za ramie woźna ruszyły korytarzem. Nie dość ,że musiałam sprzątać korytarz to jeszcze jakieś konsekwencje? Kurwa ,to chyba jaja, gdybym wiedziała nie tknęłabym tego mopa.
-Des kiedy ty wreszcie dorośniesz i przestaniesz sprawiać kłopoty! Na litość boską jesteś w średniej szkole, ostatniej klasie, a tak się zachowujesz!
-Jak się zachowuje?!-warknęłam-Ktoś wylał na mnie jakiś płyn, a ta czarownica kazała MNIE sprzątać cały korytarz. Jak ty byś zareagowała?! To było niesprawiedliwie ,a przecież tobie sprawiedliwość jest dobrze znana, pracujesz w sądzie czyż nie?
-To czym ja się zajmuje jest najmniej istotne. Des musisz się zmienić ,wydorośleć ,takie zachowanie jest karygodne! Jeszcze jeden taki wybryk, a dostaniesz potężny szlaban!-pogroziła.
-Szlaban? Zabierzesz mi telefon komputer i myślisz że to coś zmieni? Że to na mnie podziała? Proszę bardzo, weź wszystko sobie, nie potrzebne mi! Jestem jaka jestem, Nie znasz mnie tak naprawdę bo ciebie nigdy przy mnie nie ma ,nigdy nie mogę ci się wyżalić, bo ty masz prace.
-Des nie odwracaj kota ogonem!
-Nie mamo ,to ty odwracasz kota ogonem. Wiesz że mam racje ,nie ma cie przy mnie ,a jeśli już to tylko nocujesz. Odkąd tata zmarł nie robisz nic tylko zajmujesz się pracą. Nie wiesz czego ja bym chciała.
-Co takiego niby!-wycedziła.
-Chciałabym abyś była gdy tego potrzebuje, abyś była mamą ,a nie tylko matką!-warknęłam.
-Staram się jak mogę...ale.
-Gówno prawda ,masz mnie w dupie ,tobie nie zależy. Louis wyjechał, więc jedno dziecko masz z głowy teraz pewnie chciałabyś pozbyć się mnie!-warknęłam i poczułam jak jej ręka zderza się z moim policzkiem. Nie zabolało mnie, ale było to upokarzające. Nie dość ,że ma mnie gdzieś ,albo tylko na mnie wrzeszczy, to jeszcze mnie bije, w dodatku w szkole. Pokręciłam głową i odepchnęłam łzy.
-Des skarbie przepraszam-wyjąkała ,a ja ją wyśmiałam.
-Jesteś fatalną matką ,nie umiesz sobie ze mną poradzić ,trzeba było mnie oddać do domu dziecka,
może znalazłabym lepszą rodzinę-powiedziałam z żalem i zaczęłam biec korytarzem w kierunku drzwi wyjściowych.
-Des! Zaczekaj Des! Stój!-słyszałam jak woła i jak jej buty na obcasie wybijają rytm na szkolnych płytkach.
Przyśpieszyłam, matka ciągle wołała i przez sekundę mignęła mi twarz Malika wychodzącego z sali gimnastycznej. Biegłam dalej, znalazłam się przed szkołą, wybrałam kierunek szkolnego boiska i tam się udałam. Przebiegłam całą jego długość i przeskoczyłam przez ogrodzenie oddzielające naszą szkołę od prywatnego lasu ,na który nie wolno nam wchodzić. W tamtej chwili wisiał mi ten cały regulamin szkolny.
Przeszłam kilka metrów i usiadłam przy jednym z drzew rozryczając się jak małe dziecko. Skulona siedziałam jakieś dwie minuty i płakałam. Pierwszy raz od tak dawna płakałam.Wyjęłam telefon wybierając numer Louisa. Odebrał dopiero po pięciu sygnałach.
-Cześć moja marchewo!-krzyknął zabawnie do telefonu ,ale nie uśmiechnęłam się, nie mogłam.
-Louis-wyjąkałam ocierając łzy.
-Des ty płaczesz ,co się stało? Cholera ty płaczesz!-usłyszałam panikę w jego głosie. Wiedział ,że nienawidzę płakać i tego pokazywać.
-Spokojnie Louis ,ja po prostu potrzebuje pogadać z kimś normalnym-pociągnęłam nosem i otarłam kolejną łzę.
-Powiedz Des, co się stało?! Skrzywdził cie ktoś?!
-Chciałabym ,żebyś mnie przytulił braciszku ,potrzebuje tego-załkałam.
-Ej mała nie płacz ,powiedz mi co się stało.-nalegał.
-Poważna awantura z matką-powiedziałam oschle.
-O co tym razem?
-Nie rozumiesz Louis, ta kłótnia nie jest taka jak za każdym razem, teraz zrobiło się poważnie.
-Powiesz mi o co chodzi dokładnie?-zapytał łagodnie.
-Nie chce przez telefon ,chciałam po prostu usłyszeć twój głos bo tęsknie ,a teraz będę kończyć, nie chce przeszkadzać.-nie wiedziałam po co do niego zadzwoniłam, ale wiedziałam ,że nie powiem mu o policzku matki przez telefon ,wcale mu nie powiem.
-Des!-zatrzymał mnie.
-Tak?
-Obiecaj coś.
-Co?
-Że nie będziesz płakać chociażby nie wiem co.
-Louis czasem trzeba.
-Nie ty! Ty jesteś silniejsza ode mnie ,nie pamiętasz?-uśmiechnęłam się ,zawsze mi to powtarzał.
-Nie tym razem.
-Marchewo ,za tydzień w sobotę się widzimy i pogadamy bardzo dłuuuugo.
-Zaraz zaraz Co?! Jak to za tydzień?!
-Przyjeżdżam do was.-kiedy tylko to usłyszałam wstałam i odwróciłam się tyłem do ogrodzenia i szkoły, a przodem do rozprzestrzeniającego się lasu i pisnęłam ucieszona. Łzy zostały zatrzymane ,pozostało kilka niewyschniętych na policzku.
-Żartujesz!-ścisnęłam mocniej aparat telefoniczny.
-Nie mała ,będę w sobotę ,muszę wam coś ogłosić ,a przy okazji porozmawiam z tobą i z mamą oczywiście.-skrzywiłam się lekko.
-Jasne ty psychologu.
-Widzę ,że humor znacznie lepszy niż minute temu. Bardzo dobrze.
-Tak ,dzięki tobie. Dziękuję Lou.
-Mała wiesz ,że cie kocham. Zobaczymy się nie długo i wiesz ,że cie wyściskam łamiąc wszystkie kości?
-Zobaczymy kto komu je połamie-zaśmiałam się-Okej nie przeszkadzam już. Kocham cie też.
-Całuje Mała i do zobaczenia.
-Do zobaczenia Lou.-rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się z powrotem w stronę szkoły. Dwa metry przede mną stał Zayn Malik we własnej osobie. Cholera kolejne kłopoty jakby mi było ich mało. Ja to mam przerąbane życie.

_________________________________________________________________________
Hej hej hej ,ale mam dobry humorek bo pogoda piękna ,a przynajmniej u mnie.
Nawet bardzo nie płaczę w poduszkę ,że jutro poniedziałek. Carpe Diem ,kurcze xD
Ej wiecie co... wymyśliłam nowe fanfiction ,to znaczy Pff
mam planach i napisałam już prolog ,bo mnie jakoś naszło ,ale nie wiem czy w ogóle
coś wypali ,bo nie wiem czy chciałybyście czytać kolejne opowiadanie.
No ale ja to tak tylko mówię ,nie żeby to było pewne w stu procentach ,ale pomysł mi się
spodobał. To było tak ,że otworzyłam z rana oczka i minutę później wskoczył mi
do głowy pomysł i nawet parę scen sobie już wymyśliłam ,ale co będzie to nie wiem.
Na pewno prowadzę tego fanfica i chcę powiedzieć ,żebyście były cierpliwe ,bo
zanim między Des, a Zaynem zacznie się dziać tak wiecie GORĄCO kawałek minie.

No dobra chyba za dużo się rozpisałam. Pa pa Motylki <3
Takie wiosenne pożegnanie Hehehe...
Do następnego <3